Выбрать главу

Oczywiście w tajemnicy karmiłam się również nadzieją, że ujrzę tego dnia El Fuego, jego jednak nie było z nami, co napełniło mnie wielkim rozczarowaniem. Bardzo chciałam poprawić wrażenie, jakie w nim pozostawiłam tamtego pierwszego wieczora. Byłam świeża, umyta, włosy miałam jako tako czyste i zaplecione. Rozkazałam to zrobić tej kobiecie. Ubrałam się też w jedyną suknię, jaką pozostawiono mi w kufrze. Wprawdzie był to najskromniejszy z moich ubiorów, ze zwykłym drobnym haftem i koronkowymi wstawkami, ale niestety, inne kreacje mi skradziono. Na szczęście nie zainteresowali się pamiętnikiem, a poza wszystkim już znacznie później odkryłam, że nikt z nich nie umiał czytać. Na wszelki wypadek jednak schowałam pamiętnik w kieszeni sukni. Było mi z nim dosyć niewygodnie, ale postanowiłam trzymać go przy sobie.

No cóż, ta suknia musiała mi wystarczyć na tym odludziu, z dala od miast i zamków.

Ale to nic, i tak prezentowałam się bardzo dobrze.

Cóż z tego, skoro jego i tak nie było?

A przecież to on miał strzec mojej cnoty. Tymczasem zaś pilnowali mnie jedynie co najmniej trzydziestoletni starcy i mali chłopcy. Co prawda było też kilku rosłych silnych, względnie młodych mężczyzn, każdemu jednak towarzyszyła jego kobieta.

Brzydka kobieta.

No nie, teraz zachowałam się jak Mama, która twierdziła, że to ja jestem brzydka. Ale przecież jest między nami różnica, bo ja nie jestem brzydka, a te kobiety były. No, może nie aż tak bardzo, ale w każdym razie dla mnie one się nie liczyły. Ciekawe natomiast, co zarówno je, jak i mężczyzn tak bawiło, gdy na mnie patrzyli?

To zresztą bez znaczenia, przecież sytuacja tak czy owak była jedynie tymczasowa. Miałam pewność, że wkrótce wrócę do domu, do wygodnego życia.

Do domu? Na samą myśl o tym zalała mnie fala nieprzyjemnych uczuć.

Musiałam się czepiać skał i wspinać w górę niewidzialnymi ścieżkami, byłam spocona, zdyszana, rozdarta między wściekłością a płaczem. Jedna z kobiet spytała, jak się czuję i czy ciężko mi iść.

Oczywiście jej nie odpowiedziałam, gdyż to było poniżej mojej godności. Obiecywałam sobie tylko, że dostaną za swoje ci prostacy, którzy w taki sposób ośmielili się poniżyć damę królewskiego rodu. Owszem, owszem, wiem, że ta królewska krew jest cokolwiek rozcieńczona, bo czyż nie w dwunastym wieku król z rodu Iniguez popełnił swój mały błąd, rozsiał swój dziki owies i w ten sposób stał się moim przodkiem? Plonom tym nadano szlachecki tytuł na długo przed nadejściem czasów wielkiego rycerza Ramira.

Mój pogląd na otaczający mnie świat zatrząsł się w posadach.

Zawsze przecież wiedziałam, że plebejska gromada patrzy na nas, panów na zamkach, z bezgranicznym podziwem. To rzecz jak najbardziej naturalna, wszak to my jesteśmy obdarzeni dobrym gustem, kulturą i wiedzą. Ci ludzie jednak żyli tak bardzo na uboczu, ze zupełnie nie mieli o niczym pojęcia, choćby o klasach w społeczeństwie. Nigdy dotychczas nie widzieli damy i dlatego właśnie wydawało im się, że wolno im się do mnie odzywać. Tak jakbym była jedną z nich? To się, doprawdy, nie mieści w głowie!

I sposób, w jaki się do mnie zwracali, nieprawdopodobne! Jakichż używali słów! Jak strasznych upokorzeń musiałam przez nich zaznać! Ja, która…

W tym momencie przestałam snuć myśli, dotarliśmy bowiem na niewielki płaskowyż, z którego rozpościerał się zupełnie nowy widok.

Kochaj bliźniego swego!

A jeśli jest wysoki, przystojny i odrobinę niebezpieczny, nie będzie to chyba takie trudne?

M. W.

Pireneje, A. D. 1628

Oczywiście, że było tu pięknie, wprost baśniowo pięknie! Białe szczyty gór rysowały się na tle błękitnego nieba, wśród jasnoszarych skał dostrzec się dało bardzo ubogą roślinność. Ja, przyzwyczajona do widoku starej brudnej wieży, byłam tym wprost zafascynowana.

Lecz właściwie to wcale nie widok gór przyciągnął moje spojrzenie, lecz wysokie wały z kamienia i gliny, wyraźnie jeszcze nie skończone, na których skraju stał mężczyzna.

To był on. El Fuego.

Już za pierwszym razem, gdy go ujrzałam, zrozumiałam, że on nie należy do tego rodu prostaków, byłam pewna, że jest księciem w przebraniu. Przebranie jednak na nic się nie zdało, ponieważ jego wspaniały, pełen majestatu wygląd nie dal się niczym przesłonić.

Książę ukrywał się tu zapewne dlatego, że pretendował do objęcia tronu, zaś ktoś, kto również pragnął panować, czyhał na jego życie.

Muszę przyznać, że policzki mi zapałały, gdy go ujrzałam.

Oczywiście byłam trochę zła, ponieważ nie wywiązał się ze swego obowiązku i nie czuwał nad moim bezpieczeństwem. Przecież każdy z tych nieokrzesanych łotrów mógł się po prostu na mnie rzucić…

No nie, prawda, przecież postanowili mnie oszczędzić. Byłam ich zakładniczką, którą należało oddać nietkniętą.

Czy on zawsze musi oglądać mnie w takim stanie? Spociłam się i zdyszałam, a włosów na pewno nie miałam już tak ufryzowanych jak w chwili, gdy wyruszyłam w ten nieznośny marsz pod górę wśród dolin ukrytych pomiędzy szczytami. Ach, patrzyłam na wspaniały górski krajobraz. Zapuściliśmy się już tak daleko w głąb gór, że równiny pozostały poza zasięgiem naszego wzroku, chociaż horyzont był tu tak szeroki i otwarty, jakby mieścił cały świat. Ale cała byłam obolała od tej wędrówki, do jakiej moje ciało nie nawykło. Moje trzewiki nie nadawały się do takiego chodzenia, zrobiły mi się pęcherze na piętach, a brzeg sukni się rozdarł.

On ledwie na mnie zerknął, przesunął jedynie wzrokiem po całej grupie, nie zatrzymując się na mojej osobie nawet na chwilę. Jakież to poniżające!

Dotarłam już na samą górę. Przygotowałam sobie trafną i soczystą wypowiedź, lecz byłam zbyt zdyszana, by ją z siebie wydusić. Ach, spojrzał na mnie… W dziennym świetle i z bliska był jeszcze bardziej pociągający… A potem się uśmiechnął.

Lecz nie był to wcale życzliwy uśmiech. On się nie uśmiechał do mnie, on się ze mnie śmiał!

„O co chodzi?” – wyrwało mi się, chociaż wcale nie miałam zamiaru się odzywać.

„Czyżbyś zapadła na odrę?”

Odra? Odruchowo sięgnęłam do twarzy, podciągnęłam rękaw.

Cała byłam pokryta czerwonymi plamkami i spuchnięta.

„Ukąszenia pcheł – wyjaśnił cierpko. – Wrażliwa skóra księżniczki najwyraźniej tego nie znosi”.

Przerażona przyjrzałam się innym. Nikt poza mną nie miał takiej szpecącej wysypki, pewnie już się uodpornili. Byłam bliska płaczu.

Nie chciałam prosić o lusterko, nie miałam siły na własne oczy oglądać mego upadku.

Święta Barbara, moja opiekunka, najwyraźniej mnie opuściła.

Przez głowę przebiegła mi dość absurdalna w tej sytuacji myśclass="underline"

Dlaczego przydzielono mi do opieki świętą, kobietę? Dlaczego nie mężczyznę? Tak byłoby o wiele przyjemniej. Mogłabym snuć o nim marzenia. Szlachetny opiekun i ja.

No tak, bo ten, który miał się mną opiekować teraz, tu, na ziemi, El Fuego, ani trochę się mną nie interesował.

Ruszyli naprzód, a ja musiałam podążać za nimi. I zobaczyłam, co znajduje się w obrębie murów.

Szłam i ze zdziwienia ciągle otwierałam usta, musiałam stale kazać sobie je zamykać. Co też to może być?

Spytałam nawet El Fuego, którego starałam się nie odstępować.

„Nic takiego, co ty byłabyś w stanie zrozumieć” – odparł nieprzychylnie.

Nie mogłam znieść tego, że zwraca się do mnie na ty, lecz byłam zbyt wycieńczona, by znów wszczynać z nim kłótnie.

Ktoś inny natomiast powiedział:

„Lepiej będzie dla ciebie, żebyś nic nie wiedziała”.

Ciekawe, co miał na myśli, mówiąc te słowa?