Выбрать главу

W niewielkim zagłębieniu wśród gór widać było grupkę z pozoru w pośpiechu wznoszonych domostw. W pobliżu płynął strumień, a jeden z mężczyzn, wskazując właśnie na strumień, stwierdził, zwracając się do drugiego: „Dobrze, że mamy tę żyłę życia, inaczej nie dalibyśmy sobie rady”.

Wszędzie było mnóstwo ludzi, dużych i małych. Większość pracowała przy wznoszeniu obwałowań, ale część zajęta była w „wiosce” budowaniem, gotowaniem jedzenia na ognisku albo pokrzykiwaniem na dzieci, żeby nie wchodziły w drogę.

„Wyznaczcie dziewczynie pracę przy murze!” – nakazał El Fuego.

Mężczyzna stojący najbliżej zaprotestował:

„Przecież ona wygląda jak wyżęta ścierka, niech chociaż chwilę odpocznie! Może spać u moich córek”. El Fuego tylko kiwnął głową.

Moja osoba ani trochę go nie interesowała.

Nigdy nie przypuszczałam, że ośmielą się to zrobić. Tymczasem zmusili mnie do pracy! Mnie!!! Do pracy przy wałach!

Oczywiście sprzeciwiłam się, jakże mogłabym inaczej? Zaczęłam krzyczeć… lecz oni przedstawili mi inne rozwiązania tak okropne, że nie mogłam odmówić. Zaproponowali mi na przykład, że dostanie mnie El Punal. To byłoby straszne! Albo że oddadzą mnie innym mężczyznom. O, nie, dziękuję! Albo że potną mi twarz. Nigdy w życiu! Zagrozili też, że zostawią mnie bez jedzenia. To akurat aż tak bardzo mnie nie przeraziło, bo nigdy nie zaznałam głodu i zupełnie nie wiedziałam, jakie to może być uczucie. Grozili też, że zrzucą mnie z najwyższej partii wałów.

Nie, nie, to wszystko było zbyt straszne, poddałam się więc, aczkolwiek bardzo, ale to bardzo niechętnie. Nie zamierzałam jednak nic robić, tylko udawać, że pracuję.

To się jednak nie powiodło. Prędko się zorientowali i potraktowali mnie bezwzględnie, każąc mi ustawić się w szeregu wraz z innymi kobietami i dziećmi, podającymi sobie mniejsze kamienie.

„Ruszaj się trochę prędzej!” – zamarudził jeden z chłopców. Mógł mieć nie więcej niż dziesięć lat.

Rozzłościłam się, lecz usłuchałam aż do chwili, gdy podano mi nieuważnie do rąk nieco większy kamień.

„Au! – jęknęłam. – Paznokieć mi się złamał!”

„I co z tego?”

„Złamał mi się paznokieć” – podkreśliłam ze skargą w głosie.

„Rozpieszczona lalka! – syknął chłopak. – Wstrzymujesz całą pracę. Na co ty śmiesz narzekać? Jesteś utuczona jak prosię, a my nie jedliśmy już od wielu dni, uważaj więc, żeby ktoś cię nie zarżnął”.

Gapiłam się na niego z szeroko otwartymi ustami. Ja miałabym być utuczona jak prosię? Przecież wyróżniałam się najsmuklejszą talią ze wszystkich mieszkanek zamku. Cóż za bezczelny…

Teraz wszyscy już zaczęli na mnie burczeć, lecz ja miałam dosyć.

Po prostu usiadłam tak jak stałam, odmawiając dalszej pracy.

Przecież są jakieś granice! Tymczasem czyjaś wielka ręka złapała mnie za kołnierz i gwałtownym ruchem postawiła na nogi.

Obróciłam się wściekła i popatrzyłam wprost w tak samo rozwścieczone oczy El Fuego. Ach, jakiż on był pociągający z bliska, nawet teraz, gdy traktował mnie jak nieposłusznego psa. Cóż za oczy! Zmiękłam jak gąbka i bez słów obiecałam posłuszeństwo. El Fuego puścił mnie, a ja czym prędzej wróciłam do podawania kamieni, których nazbierało się już sporo.

Później nie posiadałam się ze złości na to, że mogłam wykazać się taką pokorą. Powinnam była potraktować go z większą dumą. Jego widok jednak całkiem mnie osłabił, pozbawił wszelkiej woli. Nigdy wcześniej nic podobnego mnie nie spotkało.

Wstyd i hańba!

Gdy jednak nieco dłużej się nad tym zastanowiłam, to stwierdziłam, że rzeczywiście wszyscy mieszkańcy wioski byli zastanawiająco wychudzeni i mieli zapadnięte oczy. A jednak chociaż wydawali się wycieńczeni, pracowali. Musiałam przyznać, że wyglądam o wiele zdrowiej i na lepiej odżywioną od wszystkich pozostałych ludzi.

Trochę mnie to wystraszyło i pracowałam z większą pasją.

Po południu rozległy się nagle okrzyki radości. Przybyli czterej mężczyźni i przywieźli ze sobą worki z ziarnem, mięso, ryby i dwie krowy. Zapanowała ogromna radość. Kobiety natychmiast zabrały się do przygotowywania obfitego posiłku. Krowy wprowadzono do prowizorycznej zagrody i wydojono, a dzieci aż śmiały się z radości na widok mleka.

Nie mogłam niczego pojąć. Doprawdy, czy jest się z czego tak cieszyć? Z dwóch marnych krów?

Ale posiłek był cudowny, bo chociaż nie chciałam się do tego przyznać, to tego dnia po raz pierwszy odczułam głód, ściskający w żołądku po dniu ciężkiej pracy. No cóż, cały dzień to może lekka przesada, ale pół dnia, bo przecież przez całe przedpołudnie szliśmy.

Nasyciwszy się, dalej siedziałam wraz z innymi pod gołym niebem i zamierzałam właśnie wyznać, jak bardzo wszystko mnie boli.

Bolały mnie plecy i ramiona, ręce miałam obolałe, prawie żaden paznokieć nie został cały. No i co miałam począć z odciskami i pęcherzami na stopach, których nabawiłam się przez to, że te dzikusy kazały mi bez końca wędrować?

Wtedy jednak podniósł się ów człowiek, który zaproponował, że mogę zamieszkać wraz z jego córkami. Później dowiedziałam się, że nosi imię Ernesto.

W rękach trzymał drewniany kubek.

„A teraz, drodzy przyjaciele, wypijmy za zdrowie senority Estrelli, dzięki której mamy tyle jedzenia i krowy, które pozwolą nam przeżyć nadchodzącą zimę”.

Wszyscy życzliwie uśmiechnęli się do mnie, lecz ja siedziałam jak skamieniała.

„Dzięki mnie? Jak to… A poza wszystkim należy się do mnie zwracać»dona Estella«!”

„Twój kufer podróżny krył w sobie niezwykłe bogactwa, moja kochana. Pomyśl tylko, zdołałaś nakarmić całą wioskę!”

Ach, mój kufer! Suknie nie miały aż tak wielkiej wartości, lecz przypomniałam sobie, co jeszcze w nim było: Naszyjnik z pereł.

Dziedziczne klejnoty, które kazali mi ze sobą zabrać po to, bym nie zjawiła się na dworze stryja Dominga jak uboga krewna. Bawiłam u niego przez czas tak krótki, że nie zdążyłam nawet pomyśleć o tym, iż mam przy sobie wszystkie te błyskotki.

To prawdziwa katastrofa, co na to powie Mama?

E, co tam! Przecież to nie jej sprawa. Ona jest po prostu kolejną w szeregu żon ojca. Ojciec natomiast z pewnością się rozgniewa.

Ale nie, klejnoty interesują przede wszystkim kobiety, a jedyną osobą, która mogła odziedziczyć te skarby, byłam ja. A mnie nic a nic one nie obchodziły.

Mogłam krzyknąć „Złodzieje!” do całej gromady tych łobuzów, lecz gdy ujrzałam radość bijącą ze skierowanych na mnie oczu, spoglądających tak ciepło, słowa utknęły mi w gardle. Rzuciłam błyskawiczne spojrzenie w kierunku El Fuego, on również mi się przyglądał z nieprzeniknionym wyrazem twarzy.

Zmusiłam się więc do uśmiechu i wraz z innymi podniosłam w górę mały drewniany czerpak.

Powinnam czuć się szlachetnie, tymczasem tylko pomieszało mi się w głowie. Nie miałam możności porównania tej sytuacji z czymkolwiek, co bym wcześniej przeżyła. Byłam też zapewne zbyt zmęczona, by móc odpowiednio zareagować.

Na Boga, kiedy się nad tym zastanowiłam, to doszłam do wniosku, że tak naprawdę aż do tej pory nie przeżyłam nic, z wyłączeniem drażliwych scen, które sama sprowokowałam, za bardzo już się nudząc, i za które słyszałam jedynie wygłaszane we wzburzeniu wymówki i połajania.

Cóż za nędzne życie!

Tego wieczoru w domu kobiet nareszcie się dowiedziałam, gdzie jestem. Wyjawiły mi to dziewczęta, z którymi dzieliłam kąt pokoju, Rosita i Consuela, dwie wychudzone jak szczapy nieszczęśnice.

Znalazłam się w czymś w rodzaju obozu dla uciekinierów, położonym właściwie na granicy z Francją, lecz Francuzi nic nie wiedzieli o istnieniu tej wioski, bo dzieliły ją od nich jeszcze góry.