„Jesteś chętna?” – niemal ryknął, a ja poczułam, jak jego męskość więdnie.
„Chętna do czego, panie? – jęknęłam nieszczęśliwa. – Wszystko to ogromnie mnie przeraża, nie chciałabym dłużej tak leżeć, czuję się obnażona, zdana na twoją laskę, panie, i poniżona”.
„Nie bój się, dziecko, jesteś cudownie piękna i czysta, gdy tak leżysz – oznajmił z wysiłkiem. – Przypominasz pokrytą śniegiem równinę, którą można zdeptać ciężkimi trzewikami, zostawić na niej swój ślad, zniszczyć”.
To ostatnie wypowiedział szeptem do siebie, tak cicho, żebym tego nie słyszała, ale ja mam przecież doskonały słuch.
„Jesteś taka piękna, taka czysta, taka nietknięta” – mówił do mnie jakby w roztargnieniu.
Spontanicznie objęłam go za ramiona, lecz takie postępowanie najwyraźniej go zirytowało. Twarz mu się ściągnęła i chwycił za wielkie nożyce, które służący pozostawili na nocnym stoliku.
Ogarnięty dziką wściekłością, rzucił się na lilie i jął ścinać białe kwiaty.
Nie mogłam powstrzymać się od okrzyku „Nie!”, bo przecież były takie piękne.
„Trzeba je zniszczyć! – syknął. – Doprawdy, zaczynam się zastanawiać, czy ty jesteś dziewicą, czy nie?”
„Ach, oczywiście, że jestem – zapewniłam. – Żaden mężczyzna nawet nie musnął mego ramienia. Jestem dokładnie taka, jak mówisz, mój panie. Biała jak śnieg, nietknięta”.
„Tylko bez namiętności, bo tego u kobiet nie znoszę” – oświadczył z oburzeniem.
„Namiętność? A co to takiego?” – spytałam naiwnie, chociaż ciało miałam gorące jak lawa. Doprawdy, on miałby mówić o namiętności?
„Rzeczywiście jesteś nieświadoma, młodziuteńka i niezbrukana, o, tak!”
Znów zaczął odzyskiwać męskie siły, a ja, dostawszy już wcześniej nauczkę, zrozumiałam, o co mu chodzi, i kiedy usiłował rozsunąć mi nogi, zacisnęłam je najmocniej jak umiałam.
„Nie – szepnęłam. – Proszę mi nic nie robić, boję się, to nieprzyzwoite!”
To go zadowoliło. Męskość natychmiast mu się uniosła, przestał też już być delikatny.
„O, tak, niszczyć, szarpać na kawałki!” – powtarzał jak szaleniec.
„Oszczędź moją niewinność, panie!” – poprosiłam.
Znów próbował rozchylić mi nogi, a ja udałam, że nie mam już dłużej sił się sprzeciwiać. Czułam, że jestem już gotowa, i bałam się, ze on nieodwołalnie musi się zorientować, co się ze mną dzieje.
Wreszcie udało mu się osiągnąć punkt, którego pragnął, a mnie, nieszczęsnej, zabrakło siły, by się opierać, i odpowiedziałam mu z rozedrganym zapałem.
Wyczuł to natychmiast. I wycofał się. W rozczarowaniu zerwał kwiaty kolejnych lilii.
Czy nam nigdy nie uda się tego dokończyć? pomyślałam zniecierpliwiona i obróciłam się na bok.
„Ach, nie, panie! Nie chcę tego, nie mogę. Pozwól mi zachować dziewictwo!”
Jego członek, który znów zaczął już zwisać, natychmiast się podniósł i znów dumnie wskazywał w górę, diabelsko kusicielski.
Baron zmusił mnie do powtórnego ułożenia się na plecach.
I teraz wreszcie zdołał zrealizować swoje zamiary.
Ach, jakże bolało! Zaniosłam się krzykiem, wcale nie udawanym.
Z powodu bólu zdołałam na kilka chwil oprzytomnieć, przynajmniej na tyle, żeby on mógł osiągnąć to, po co przyszedł. Sapiąc i warcząc jak dzikie zwierzę, osiągnął szczyt zaledwie po kilku krótkich pchnięciach.
Teraz jednak ja byłam już tak rozpalona, że na pół z płaczem kazałam mu odejść, i to natychmiast. Byłam urażona i wzburzona, tak mu powiedziałam, lecz rozpaczliwie zaciskałam ręce na brzegu materaca, usiłując powstrzymać osiągnięcie rozkoszy.
Idźże wreszcie do diabła, powtarzałam w myślach z irytacją.
Ale on, nałożywszy szlafrok, wziął z półki świecę i uważnie przyjrzał się pięknej narzucie.
„No tak – powiedział zadowolony. – Krew! Dopełniłem aktu.
Zaliczasz się teraz do wtajemniczonych. Czekają cię podarunki i bogactwa, będziemy się nimi dzielić po równo. Nie zamierzam cię oszukiwać. A teraz żegnaj! Nigdy więcej już mnie nie zobaczysz, lecz ten dom należy do ciebie, dopóki będziesz w jak najlepszy sposób wywiązywać się ze swoich obowiązków. Możliwość pobłogosławienia cię sprawiła mi prawdziwą radość!”
Podał mi jeszcze szkatułkę z małymi, pachnącymi aromatycznymi przyprawami pigułkami. Miałam zażyć jedną już teraz, aby nasze spotkanie nie miało żadnych następstw, i zabieg ten powtarzać za każdym razem, gdyby tylko było to konieczne. Najważniejsza z mojej strony miała być dyskrecja, mogłam liczyć na najwyśmienitsze towarzystwo, żadnych mieszkańców miasta, jedynie przyjezdni, wysoko urodzeni światowcy. Baron miał wiele cennych znajomości na całym świecie.
Odszedł, ja zaś leżałam, słuchając, jak się ubiera, a potem zamyka wyjściowe drzwi. Doszedł mnie odgłos odjeżdżającego powozu.
Moje dłonie sięgnęły do spragnionego łona. I wreszcie zdołałam się doprowadzić do szczytu namiętności. Rozkosz ogarnęła mnie niczym lawina.
Później długo leżałam, rozmyślając o tym, co się stało, i o tym, co nastąpi później.
Czy powinnam stąd uciec?
Ale dokąd? Przecież nikogo tu nie znałam. Nie posiadałam żadnych środków i na samą myśl o tym pojawiło się przede mną upiorne widmo biedy.
Tu zaś czekało mnie życie pełne luksusów.
Postanowiłam poczekać i zobaczyć, co przyniesie czas.
Okolice Drammen, współcześnie
– Mam już dość tej okropnej kobiety! – wybuchnęła Gudrun.
– Musimy przez to przejść – przypomniał jej Antonio. – Ale przyznam, że to w istocie nic przyjemnego.
Ponieważ w tym rozdziale nie było żadnych informacji wymagających omówienia, zaś o tym, co przeczytali, nie mieli ochoty dyskutować, tego wieczoru już się wszyscy wspólnie nie spotkali.
Inger i Atle mogli teraz jechać spokojnie do siebie, nikt z mieszkańców willi nie zamierzał im towarzyszyć, aby nie ściągnąć na ich dom zbędnej uwagi.
W samochodzie siedzieli w milczeniu, lecz ich myśli z pewnością się krzyżowały.
W końcu Inger powiedziała:
– Jaka szkoda!
– O, tak! – natychmiast zgodził się z nią Atle. – On jest przecież naprawdę bardzo miły. To absolutnie właściwy człowiek dla Unni.
– Tak, a tymczasem może już długo nie pożyć.
– Chcesz chyba powiedzieć: „ożyć na nowo”? – spytał Atle cierpko. – Ktoś, kto nie miałby okazji go zobaczyć, nigdy nie uwierzyłby w tę historię.
– Cóż – powiedziała Inger. – Te jego oczy. Kiedy się w nie spogląda, człowiek czuje się tak, jakby tonął w morzu śmierci.
Nie ona pierwsza odniosła takie wrażenie.
– Wszystko byłoby o wiele łatwiejsze, gdyby Unni chciała związać się z jego bratem, Antoniem.
– Ale to nie byłoby najlepsze rozwiązanie. Ona i Jordi sprawiają wrażenie nierozerwalnie ze sobą połączonych – stwierdził Atle.
– A tymczasem nie mogą być razem, nie mogą się nawet dotykać!
– Ach, gdybyśmy tylko byli w stanie coś dla nich zrobić!
– Możemy wesprzeć tę ich grupę finansowo. To chyba jedyna pomoc, jaką możemy im służyć.
– Miałabym wielką ochotę pojechać razem z nimi do Hiszpanii.
Uf, Atle, w jakiż to niezwykły zaklęty wir wpadliśmy, my, tacy zupełnie zwyczajni ludzie! Uważałam się za rozsądnie myślącą realistkę, ale przecież im wierzę!
– Najgorsze, że ja również. A jeszcze gorsze, że nie chcemy wcale zabrać Unni stamtąd i ukryć jej w bezpiecznym miejscu.
– No tak, bo to również jej sprawa, w takim samym stopniu jak pozostałych.