„Moja mała gwiazdeczko (przecież moje imię oznacza gwiazdę), niepokoimy się tobą i stylem życia, jaki obrałaś. Jesteś już niemal ostatnia z mego rodu, wydaj na świat dziecko, inaczej ród zakończy się na tobie”.
Przeraziłam się tak, że byłam w stanie wydobyć z siebie tylko kilka idiotycznych dźwięków.
On zaś w myślach mówił dalej:
„Będąc słabą kobietą, nie jesteś w stanie niczego zdziałać sama, ale potrzebujemy twojej pomocy. Uczyń co tylko możesz, masz przed sobą jedynie cztery lata, jeśli nie zdołasz ocalić nas i samej siebie”.
Zniknął, a ja przerażona rozwinęłam pergamin. Przedstawiony na nim został wspaniały herb, pośrodku którego umieszczono – zupełnie nie na miejscu – srokę. Dookoła niej widniały jakieś słowa, których dokładnie nie zapamiętałam. Wiem jedynie, że było to coś o miłości. Następnego dnia rano pergamin zniknął i dobrze, że tak się stało, gdyż nic z tego nie mogłam pojąć.
Miałabym wydać dziecko na świat? Nie ma mowy! To tylko kłopot. Przecież wolno chyba myśleć odrobinę o sobie, prawda?
Ani trochę nie spodobało mi się jednak, że rycerz powiedział, iż zostały mi zaledwie cztery lata. Czyżby mimo wszystko prawdą było to, co twierdził stryj Jorge i wszyscy inni, którzy mówili o przekleństwie ciążącym nad rodem?
Bzdury!
Tymczasem wczoraj znów miało miejsce nadzwyczajne wydarzenie. Baron oznajmił, że pragnie ze mną mówić.
Rozmawialiśmy o wielu rzeczach, lecz przedstawię je tutaj pokrótce.
„Jak wiesz, pani, nie mam żadnych spadkobierców, w ogóle żadnych krewnych. Zapisałem już wiernym służącym odpowiednie sumy w testamencie, lecz większość mego majątku tak czy owak odziedziczysz ty, dona Estrella”.
Dech zaparło mi w piersiach i musiałam wyglądać na nieźle przerażoną. Absolutnie się tego nie spodziewałam i niezwłocznie też mu o tym powiedziałam. Uwierzył mi, bo wyglądałam, jakbym zaraz miała spaść z krzesła.
Muszę jednak przyznać, że ta wizja wprawiła mnie również w zachwyt. Rozmawialiśmy trochę o domu i innych posiadłościach, których był właścicielem, a także o pieniądzach, baron zdradził mi, gdzie je trzyma. Musiałam z całej siły nad sobą panować, żeby natychmiast nie pobiec i nie zobaczyć ich na własne oczy. Mówiliśmy też o wszystkich dziełach sztuki, znajdujących się w domu, i prędko się zorientowałam, że chodzi o naprawdę wielkie skarby.
„Co zamierzasz zrobić w przyszłości?” – spytał.
„Zostanę tutaj – odparłam zdecydowanie. – Po śmierci ojca nie mam dokąd wracać”.
Moje słowa zdumiały go.
„Don Sevastino de Navarra nie żyje? Kiedy się to stało?”
Zaczęłam liczyć.
„Ach, od tamtej pory musiało upłynąć… już pięć lat”.
„Ależ nie! – odparł zdumiony. – To się z niczym nie zgadza.
Przecież słyszałem, że zaledwie rok temu jeszcze żył”.
„Co takiego?”
Oniemiałam ze zdumienia.
„Spotkaliśmy się raz, nim popadł w tarapaty. To bardzo dzielny człowiek, chociaż brutalny. Rzeczywiście kilka lat temu wzięto go do niewoli, zrobili to Francuzi, i siedział w więzieniu w Pau, ale przed rokiem został wydany Hiszpanii”.
„To znaczy, że jest wolny? Przebywa w domu?”
„Nie. O ile dobrze wiem, Francja wydała go z uwagi na jakieś wcześniejsze przestępstwo, którego dopuścił się w północnej Hiszpanii. Wdał się w spór z biskupem i zniszczył wnętrze jakiegoś klasztoru, niemal zabijając przy tym wysokiego dostojnika kościelnego, który, rzecz jasna, nie chciał puścić tego płazem. Od tamtej pory nic więcej o nim nie słyszałem, nie wiem nawet, czy żyje, czy też nie”.
„Ale dlaczego wcześniej nic mi o tym nie powiedziałeś?”
„Przecież żyjemy każde w swoim świecie i prawie nigdy ze sobą nie rozmawiamy. Zakładałem, że wszystko wiesz”.
Zapomniałam o gniewie i zamyśliłam się.
Co takiego powiedział rycerz? Że jestem niemal ostatnia z rodu?
„On żyje – oświadczyłam. – Żyje. Lecz nie miewa się dobrze. Albo tkwi gdzieś w jakimś więzieniu, albo też jest ciężko chory. Ty jednak mówiłeś, że się spotkaliście. Kiedy?”
„Podczas mojej podróży w interesach do Hiszpanii. Wtedy, gdy w powrotnej drodze do domu usłyszałem o tobie od El Punala i postanowiłem cię obejrzeć. Don Sevastina spotkałem kilka tygodni wcześniej, spędziliśmy cały wieczór na rozmowie”.
„Co mówił? Tęsknił za mną?”
„Wspomniał o tobie, pani, tylko raz, w związku z jakimś przekleństwem ciążącym na waszym rodzie. Sporo wówczas wypił i wpadł w zły humor. Musiałem więc być bardzo ostrożny. Wieczorem natomiast rozwiązał mu się język i zaczął opowiadać o swym bracie, który nazywał się… No właśnie, jak?”
„Jorge. Był nowicjuszem w klasztorze, kiedy zmarł”.
„Tak, zgadza się. I ten Jorge miał podobno jakąś tajemnicę, której don Sevastino nie potrafił odkryć”.
„Wiem o tym, ja również słyszałam o tej tajemnicy, lecz nie mam pojęcia, co by to mogło być”.
„Wspominał coś o spadku…”
Mogłam mu w tym miejscu powiedzieć, że cały ten spadek składał się wyłącznie z jednej mnisiej opończy, lecz baron zaczął nagle straszliwie kaszleć i musieliśmy przerwać rozmowę. Wciąż czuje się bardzo źle, akurat teraz jest u niego medyk.
Lierbakkene, współcześnie
– Ten rozdział urywa się tak nagle – zamyśliła się Vesla. – Lecz dowiedzieliśmy się sporo nowych rzeczy.
– Owszem, to było dość interesujące – przyznał Antonio. – Wcale mnie nie dziwi, że Estella dostała zwój pergaminu w swoje dwudzieste pierwsze urodziny. Ale z nieprawdopodobną wręcz obojętnością potraktowała zarówno pergamin, jak i rycerzy. Trochę tak, jakby nie chciała dostrzec niebezpieczeństwa.
– Niektórzy ludzie już tacy są – stwierdziła Gudrun. – Starają się unikać wszelkich nieprzyjemności, unoszą się jakby na powierzchni życia.
– A co się z nimi dzieje, gdy sytuacja staje się poważna? – dopytywała się Vesla.
– Tracą zdolność głębokiego odczuwania, zdolność współczucia, na którego miejsce pojawia się ssąca pustka. Albo obojętność.
– Estella nigdy nie posiadała zdolności współodczuwania – mruknął Morten.
– To prawda, widać, że tego jej brakuje – zgodził się Pedro z goryczą. – Ale najważniejsze jest to, czego dowiadujemy się tu o don Sevastinie.
– No tak – powiedziała Vesla. – Teraz już wiemy, że on nigdy nie odkrył tajemnicy spadku po Jorge. A to znaczy, że musimy jechać tam i go szukać.
– Zaczekajcie chwilę – ostrzegł Antonio. – Przecież o Sevastinie nic tak naprawdę nie wiemy. Nie wiemy, czy przypadkiem nie znalazł czegoś później. A poza wszystkim ty na pewno nigdzie nie pojedziesz.
– Owszem, jeśli wyjedziemy teraz, to mogę.
– Teraz za to ja nie mogę. I zbyt daleko się nie posunęliśmy.
– Na razie o tym nie rozmawiajmy – poprosił Jordi. – Uporajmy się przynajmniej z tymi eskapadami Estelli. Dopiero potem będziemy mogli przystąpić do dalszych działań.
Gudrun zastanawiało coś innego.
– Nie mogę pojąć, dlaczego ona nigdy nie zadała sobie pytania, z jakiego powodu baron stał się tym, kim był? Dlaczego wiódł tak dziwaczne życie i miał taki wypaczony pogląd na kobiety?
– Chyba w owym czasie nie wynaleziono jeszcze psychologii seksualnej – uśmiechnął się Antonio.
– W ogóle trudno mówić o jakiejkolwiek psychologii w tamtych czasach. Współczesny seksuolog niejednego by się pewnie dopatrzył. No, ale zabierajcie papiery. Idziemy czytać dalej!
Szczęśliwie zostało już niewiele rozdziałów!
Wszyscy mężczyźni, których spotykam, pragną mnie chronić. Nie mam pojęcia, przed czym.