Gdy już się do niej zbliżaliśmy, El Fuego dostrzegł mnie i oczy szeroko mu się otwarły ze zdumienia.
„Luis! – zawołałam. – Ach, ukochany bracie, tyle upłynęło lat!”
Jeden z żołnierzy mnie przytrzymał. Posłałam mu jednak mrożące spojrzenie i czym prędzej puścił moją rękę.
El Fuego podszedł do zamknięcia. Był tak zdumiony moim widokiem, że nie potrafił wydobyć z siebie ani słowa.
Zaczęłam mówić prędko i cicho, tak żeby nikt inny nie mógł nas usłyszeć.
„Powiedz, że odstępujesz od swej wiary. Nawróć się!”
El Fuego dumnie potrząsnął głową.
„Nikt nie będzie mi mówił, w co powinienem wierzyć!”
„Zrób, co mówię, szkoda czasu na zabawy! Szybko!”
„A to dlaczego? I tak nie mam po co żyć!”
„Teraz będziesz miał… Jeśli tylko zechcesz”.
Nie odpowiedział. Jedynie patrzył na mnie płonącymi, śmiertelnie zmęczonymi oczyma.
„Uwierz albo giń – szepnęłam. – Czy to takie trudne? Przecież później będziesz mógł wierzyć, w co tylko zechcesz. Jesteś moim bratem, nazywasz się don Luis de Navarra y Rioja y Euskadi, i musisz pomóc mi odnaleźć naszego ojca. To ostatnie zresztą jest prawdą, ojciec mój zniknął, prawdopodobnie został uwięziony”.
„Wiem o tym” – odparł ku memu bezbrzeżnemu zdumieniu.
Towarzyszący mi strażnicy zaczęli okazywać zniecierpliwienie.
Podeszli tuż do nas.
A wtedy El Fuego kiwnął głową i wyciągnął ręce do zakonnika.
Padł na kolana.
„Moja siostra mnie przekonała. Korzę się przed Bogiem, tak jak czyniłem, będąc dzieckiem. Zbłądziłem”.
Nie do końca było wiadomo, co miał na myśli, wypowiadając ostatnie słowa, lecz mnich na szczęście odczytał je na swój sposób.
Wśród pozostałych skazanych na śmierć rozległ się pomruk złości i rozczarowania, lecz El Fuego wypuszczono na zewnątrz. Znów ukląkł, ucałował skraj szaty mnicha i wręcz się rozpłakał.
Bardzo mnie to zdziwiło. Czyżby rzeczywiście mówił prawdę?
Na przeciwległym krańcu placu trwała jakaś niepokojąca ceremonia. Luis podniósł się, a ja ujęłam go za rękę, dziękując mnichowi i sławiąc Pana i Najświętszą Dziewicę. Tłum odprowadzał nas wzrokiem, ludzie gapili się, gdy znikaliśmy w chłodnych cieniach bocznej ulicy.
„Musimy natychmiast opuścić miasto – oświadczył El Fuego, który ledwie szedł. – Jest tutaj El Punal. To on mnie wydał”.
Szybko postarałam się wytłumaczyć mu, gdzie mieszkam, i czym prędzej tam ruszyliśmy. Strażnik pilnujący drzwi wpuścił nas, lecz najpierw musiałam mu wyjaśnić, że oto odnalazłam zaginionego brata, którego szukałam od wielu lat. Gdy tylko zdoła się nieco oporządzić, strażnik na pewno dostrzeże istniejące między nami podobieństwo.
Bo ono rzeczywiście istniało, jeżeli ktoś przyjrzał nam się, wykazując odrobinę dobrej woli.
El Fuego zapatrzył się na wszystkie duże i małe kufry w pokoju.
„To twój bagaż? – spytał bez tchu. – Wszystko to twoje?”
„Oczywiście!”
W czasie gdy zajmowałam się wyszukiwaniem dla niego najlepszych koszul barona, które postanowiłam zabrać ze sobą, gdyż były niezwykle kosztowne, pokrótce opowiedziałam mu o swoim życiu w Bayonne. Nie wspomniałam, rzecz jasna, o prywatnym eleganckim mieszkanku, to uznałam za najzupełniej zbędne.
„On się Z tobą ożenił?”
„Owszem, gdy tylko dotarliśmy do Bayonne. Byłam jego żoną przez pięć lat, aż do dnia, w którym umarł i pozostawił mi cały majątek. Jestem teraz bardzo bogatą kobietą, Luis”.
„Ale… El Punal zadręczał mnie, mówiąc, że baron pragnie tylko dziewic, które później trafiają do rynsztoka?”
„Doprawdy? Rzeczywiście, baron przyszedł do mego łoża tylko jeden jedyny raz, pierwszej nocy. Potrzebował jednak żony dla kamuflażu i zostałam nią właśnie ja”.
Wielkie nieba, z jaką łatwością przychodziły mi kłamstwa!
Poinformowałam służbę, że mój brat ma się umyć, ostrzyc i ogolić, a w czasie, gdy czekaliśmy na ciepłą wodę, spytałam:
„Pojedziesz razem ze mną do Castillo de Ramiro? Muszę się dowiedzieć, gdzie przebywa mój ojciec”.
„Z całą pewnością tam go nie ma. Siedzi w więzieniu w Kantabrii.
W Santillana del Mar”.
Obróciłam się ku niemu przerażona.
„Czyż nie to właśnie miasto upatrzyła sobie wielka inkwizycja?”
„Owszem, i dlatego trzeba się spieszyć. Królewscy ulubieńcy pragną się pozbyć kłopotliwego rywala. Don Sevastino może w każdej chwili trafić na tortury i nic nie pomoże mu fakt, że jest dobrym katolikiem. Ci okrutnicy cieszą się, gdy mogą złamać szlachcica”.
„Wobec tego pojadę najpierw tam. Santillana del Mar musi leżeć gdzieś nad morzem, wskazuje na to nazwa. Popłyniemy statkiem”.
Nie zaprotestował przeciwko temu, że powiedziałam „my.
„To dobrze, źle jechać gościńcem, jest kręty i niebezpieczny.
Potem jednak musimy pospieszyć do Castillo de Ramiro. El Punal zszedł na niziny dlatego, że słyszał, iż tam, przy zamku, znajduje się klucz do prastarego skarbu. Oczywiście nie chodzi o prawdziwy klucz, lecz o wskazówkę. Zamierza stąd wyruszyć prosto do zamku twego ojca”.
„Wobec tego należy się spieszyć. To nie będzie łatwe. Nie wiesz, czy moja macocha, Mama, została sama na zamku?”
„O tym nic mi nie wiadomo. Podobno są tam teraz wyłącznie kobiety”.
Zabrano El Fuego na mycie i przebranie, ja w tym czasie rozpoczęłam szykowanie wszystkiego do podróży. Gospodarz obiecał, że przechowa moje dobra i złoto w zamkniętej na klucz piwnicy, nie musiałam więc wlec ze sobą całego bagażu do Santillana del Mar. Postanowiłam, że zajedziemy tu w powrotnej drodze i zabierzemy rzeczy. Oczywiście sowicie wynagrodziłam mu kłopot.
Posłano człowieka do portu. Wkrótce przyniósł wiadomość, że jeszcze tego samego wieczoru odpływa statek, kierujący się wzdłuż wybrzeża na zachód. Doskonale!
Ręce mi się trzęsły, gdy pakowałam wszystko to, co, jak przypuszczałam, może się nam przydać w podróży. Jeszcze nigdy nie byłam tak spięta, tak po dziewczęcemu niepewna, bo przecież wtedy, w górskiej wiosce, El Fuego nie okazywał mi żadnego zainteresowania. Przeciwnie, gdy w ogóle z rzadka mnie zauważał, odnosił się do mnie z pogardą.
Wiedziałam jednak, że chronił mnie przed innymi mężczyznami.
Podobnie zresztą jak Consuelę i Rositę, ponieważ wszystkie byłyśmy takie młode.
Zastygłam. Consuela i Rosita… W sercu zakłuło mnie od nieznanego smutku. Zresztą nie umiałam nazwać tego uczucia.
Z wielkim zdecydowaniem wróciłam do pakowania. Wkrótce też przyszedł El Fuego.
Na jego widok dech zaparło mi w piersiach.
„Wyglądasz tak wspaniale, jak wówczas, gdy zobaczyłam cię pierwszy raz”.
Nie miał na sobie kamizelki ani kurtki, a jedynie białą koszulę z szerokim, wykończonym koronką kołnierzem. Wąskie spodnie barona były odrobinę zbyt obcisłe dla jego muskularnych nóg, lecz wsunął nogawki w wysokie buty, a fakt, iż w innych miejscach podkreślały wypukłości ciała, cóż, widok ten nie sprawiał mi przykrości. Przeciwnie!
Długo mi się przyglądał.
„A ty jesteś jeszcze piękniejsza niż ostatnio”.
„Dziękuję” – dygnęłam i, prawdę mówiąc, odczulam lekkie zakłopotanie. Ja!
„Oszukali mnie – rzekł z goryczą. – Wywabili mnie z wioski, kiedy El Punal przyprowadził barona. Widziałem, jak odjeżdżacie, lecz całą prawdę poznałem później. Dowiedziałem się, że cię zabrali”.
„Mnie także okłamano – odparłam. – Powiedziano mi, że mam się zająć dziećmi barona, a tymczasem…”
Dosyć, żadnych niedyskrecji!
„Ale ty przecież nigdy się do mnie nie odzywałeś”.