Выбрать главу

Szorowałam więc zapuszczone posadzki, niszcząc przy tym ręce i kolana. Wiedziałam dobrze, że klasztor ten jest już bardzo stary, że popada w ruinę i niewiele lat mu pozostało.

Wszystkie mniszki zostaną wkrótce przeniesione do głównego klasztoru na równinie.

Dlaczego więc miałam tracić zdrowie na szorowaniu czegoś, co i tak miało zostać zburzone?

Dni upływały mi na pracy, modlitwach i czytaniu tekstów o Bogu i świętych. Myślałam jednak tylko o tym, jak się stąd wydostać.

Pewnego wieczoru, o zmierzchu – w miejscu takim jak to dni prędko się kończą – stałam przy maleńkim okienku mojej celi i wyglądałam na zewnątrz. Oczywiście przede mną widniała grota czarownicy, cóż by innego. Wejścia do niej nie mogłam zobaczyć, lecz wiedziałam, iż miejsce to cieszy się złą sławą. Podobno dzieją się tam straszne rzeczy.

I gdy tak stałam, poczułam, że sztywnieję ze strachu.

Wprawdzie widziałam już tych tak zwanych mnichów w snach tuziny razy, pojawiali się coraz częściej, teraz jednak przecież nie spałam, a oni wyłaniali się z groty. Podchodzili coraz bliżej, kierując się wprost na klasztor.

Odskoczyłam od okna i położyłam się na swojej pryczy na brzuchu, zasłoniwszy uszy rękami i mocno zacisnąwszy oczy.

Słyszałam przecież o Jorge. O tym, że przyszli do niego do klasztoru, a ojciec mówił kiedyś, że ojciec jego i Jorge, don Manuel de Navarra, widział ich tuż przed śmiercią, która nastąpiła, gdy skończył dwadzieścia pięć lat.

Dobry Boże, ile lat mam teraz? Dni zlewają mi się w jedno, aż trudno je od siebie odróżnić.

Ale czyż przed trzema dniami nie obchodziliśmy dnia jakiegoś świętego? Co to był za święty?

Już pamiętam. A więc wciąż jeszcze zostało mi trochę czasu.

Muszę uciekać, muszę się stąd wydostać. Żaden klasztor nie zapewni mi bezpieczeństwa.

Awantura. Uderzyłam przeoryszę, bo nie chciała mi oddać kluczy.

Mniszki rzuciły się na mnie, walczyłam z nimi jak lwica, kopałam je, posiniaczyłam, lecz moich przeciwniczek było za wiele. Teraz zamknęły mnie na podwójne zamki.

Prosiłam je o nawiązanie kontaktu z ojcem, on jednak został wezwany do króla, wybierają się bowiem na kolejną wojenną wyprawę. Ale to znaczy, że jest przynajmniej trochę zdrowszy.

Wydaje mi się, iż ojciec nie wie, że tu tkwię. Z pewnością sądzi, że jestem w Bayonne. Ale też i za bardzo nie obchodzi go mój los, bo przecież ciągle czeka na syna. Cóż, niech sobie ma nadzieję.

Czyhają teraz pod oknem. Blisko, bardzo blisko. Tylko ja ich widzę. Mniszki twierdzą, że postradałam zmysły.

Leżę skulona na pryczy i piszę. Myślę o Luisie, o El Fuego. Nasz związek i tak nie przetrwałby dłużej, mój ukochany był zbyt uparty, zbyt dumny. Nie potrafił znieść mojej siły.

Tak strasznie się boję. Jestem taka samotna. Nikt nie ochroni mnie przed tym złem. Jestem sama.

Powinnam była wysłuchać rycerzy, pomóc im, a wtedy pomogłabym również sobie. Nigdy jednak nie sądziłam, że…

Powinnam była iść za radą dziada mego ojca, którą otrzymał od rycerza Bartolome. „Trzeba zacząć od równin Gaety, by móc podążać śladem i dotrzeć do celu”. Nie rozumiałam jednak, co to znaczy.

Consuelo, Rosito, tak za wami tęsknię! Za jedynymi przyjaciółkami, jakie kiedykolwiek miałam.

Taka jestem samotna. Nikt się o mnie nie troszczy.

Mój czas wkrótce minie. Ale nie, to są tylko stare okropne bajki!

Moje urodziny. Kończę dwadzieścia pięć lat.

Oni są tu, w korytarzach, słyszałam ich. Słyszałam, jak ich długie, kościste palce suną, obmacując ściany. Paznokcie długie niczym szpony skrobią o kamień.

Szukają mnie. Nikt nie usłyszy moich krzyków, nikt nie przybędzie mi na ratunek! Pomocy! Czy nie ma nikogo?

TAJEMNICA

Współcześnie

Nikt nic nie powiedział, gdy czytanie dobiegło końca.

Zaczęli rozmawiać o lekturze dopiero następnego dnia. Przywieźli wtedy rodziców Unni, którzy oczywiście otrzymali swoją kopię tłumaczenia.

Postanowili natychmiast wyprawić się w krótką podróż, podjąć próbę odnalezienia Castillo de Ramiro. Innych miejsc nie warto było szukać.

Wydawało się ze wszech miar zrozumiałe, że Vesla i Antonio tym razem zostaną w domu. Nie zamierzali przecież na razie organizować wielkiej ekspedycji, na nią czas przyjdzie później.

Morten również postanowił oszczędzać siły. Chciał także najpierw nauczyć się choć trochę hiszpańskiego, a poza tym powinien pielęgnować swe uczucie do Moniki, bardzo jeszcze świeże i kruche.

Pedro musiał wracać do ministerstwa w Madrycie, a ponieważ on nie mógł towarzyszyć młodym, nie chciała jechać również Gudrun.

Pedro obiecał tylko, że nawet przebywając w stolicy, będzie utrzymywał z nimi stały kontakt na wypadek, gdyby czegoś pilnie potrzebowali.

Rodzice Unni natomiast skłonni byli opłacić całą podróż dla wszystkich chętnych pod warunkiem, że sami będą mogli wyjechać.

Hiszpański znali, a bardzo chcieli uczestniczyć w tej wyprawie z uwagi na córkę. Pragnęli dopilnować, żeby nie wdała się w żadne zbyt szalone przygody. Owszem, Jordi miał być wraz z nią, lecz on przecież sam przyciągał rozmaite makabryczne wprost historie.

Zamówiono więc cztery bilety do Bilbao w kraju Basków. Taka droga była najprostsza.

Mieli wyjeżdżać już następnego dnia rano. Wieczorem w dniu poprzedzającym wyjazd wszyscy dziewięcioro siedzieli razem i rozmawiali.

– Nie rozumiem tego, co Estella napisała pod sam koniec – powiedział Antonio. – „Zacznijcie od równin Ga – ety, by móc podążać śladem i dotrzeć do celu”. Do diaska, przecież Gaeta znajduje się we Włoszech!

– Rzeczywiście – odparła Gudrun. – Jesteście pewni, że dobrze to przetłumaczyliście?

– Las Vegas junto a Gaeta – powiedział Jordi. – Ale muszę przyznać, że pismo było dość zatarte akurat w tym miejscu.

Prawdopodobnie Estella płakała.

– Wcale mnie to nie dziwi – rzekła Vesla ze smutkiem. – Ale ten dziad ojca, o którym wspomina… Jeśli popatrzycie na drzewo genealogiczne, to jest tam don Cristobal de Navarra, tysiąc pięćset trzydzieści trzy – tysiąc pięćset pięćdziesiąt osiem. Ponoć rozmawiał z jakimś rycerzem o imieniu Bartolome. Tymczasem nikogo takiego w tym drzewie nie ma.

Pedro podniósł głowę.

– Jest za to w moim. Jak wiecie, nie interesowałem się historią moich przodków i nie zamierzam się nią zainteresować, bo wasza jest znacznie ciekawsza. Moja i tak nic nie wnosi. Ale jest w niej pewien Bartolome de Galicia, żył w szesnastym wieku, to się zgadza. Jego tytuł rycerski nie miał w owym czasie żadnego znaczenia, bo epoka rycerstwa już wówczas przeminęła, ale to doprawdy ciekawe stwierdzić, że potomkowie naszych pięciu rycerzy jeszcze przez jakiś czas trzymali się razem. Wszak dzielące ich odległości były w owych czasach bardzo znaczne!

Jordi delikatnie zamknął stary pamiętnik Estelli.

– Prawdę powiedziawszy, niewiele uzyskaliśmy z tych zapisków, lecz Unni i ja uznaliśmy, że wszyscy powinni go przeczytać.

– Oczywiście – zgodził się Pedro. – No i znaleźliśmy w nim kilka wskazówek. Czy mogę przyjrzeć się oryginałowi? Może uda mi się znaleźć coś więcej na temat Gaety, która wydaje się tu zupełnie nie na miejscu.

– Oczywiście, bardzo proszę!

Pożegnali się wcześnie. Część z nich nazajutrz czekała długa podróż.

Pedro w końcu zmienił decyzję. Stwierdził, że musi dowiedzieć się czegoś więcej na temat Castillo de Ramiro, i poprosił Gudrun, by również z nimi pojechała. W domu zostawała więc tylko trójka: rekonwalescent Antonio, ciężarna Vesla i zakochany Morten. Oni obiecali sobie jednak, że później odbiją sobie za wszystko.