Выбрать главу

Pozostali cieszyli się bardzo, że Pedro i Gudrun będą im mimo wszystko towarzyszyć. Dzięki ich obecności całe przedsięwzięcie nabierało w pewnym sensie większej wagi.

W Bilbao Atle Karlsrud wynajął duży, wygodny samochód i ruszyli na wschód, przez San Sebastian i dalej, kierując się w stronę Roncesvalles.

Zdaniem Jordiego, cudownie było nie musieć myśleć o tym, na jak długo starczy im pieniędzy. Tego rodzaju przyziemne troski bardzo często podkopują nawet najszlachetniejsze zamiary.

Jednocześnie

Zarówno rycerzy, jak i mnichów ogarnęło wzburzenie.

„Medyk z nimi nie jedzie” – stwierdził don Garcia z zatroskaniem.

„Wyprawiają się też w niewłaściwym kierunku” – dodał don Galindo.

„Wydaje mi się, że nie – uznał don Federico. – Nie wiem, czego szukają, lecz i tak pojedziemy za nimi!”

Mnisi, wyprowadzeni z równowagi, krążyli w powietrzu.

„Rozdzielają się. Nienawidzę, kiedy tak robią. Jedni tu, drudzy tam, zupełnie nie wiadomo, czym się zajmują!”

„Wobec tego i my musimy się rozdzielić. Jedni będą tu, drudzy w tym wstrętnym, zimnym kraju na północy”.

„Jest nas za mało. Ta bezbożna dziewczyna wyrządziła wiele szkód swymi strasznymi znakami”.

„Strzeżmy się jej! Trzeba ją zabić!”

„Zabić wszystkich!”

Krzyczeli tak już od wielu miesięcy. Bez większych rezultatów.

Przez całe dwa dni poszukiwali Castillo de Ramiro, a przynajmniej jego szczątków. Odwiedzili Roncesvalles i obejrzeli groby Sancha Mocnego z Nawarry i margrabiego Rolanda, dzielnego wodza Karola Wielkiego (który tak naprawdę został napadnięty i zabity przez grupę baskijskich rozbójników, o czym później napisano wielki epos, czyniąc z Rolanda bohatera nad bohatery, który pokonał całą mauretańską armię w roku 778. Oczywiście tak nie było, lecz miło jest mieć sagi o bohaterach).

Inger Karlsrud, która nigdy wcześniej nie widziała tych łagodnych górskich krajobrazów, nie posiadała się ze szczęścia, że może je teraz zobaczyć. Również inni nie kryli zauroczenia Pirenejami Nawarry, przyjemnie pofałdowanymi, bardziej miękkimi niż wschodnie rejony górskiego masywu.

Oglądali cudownie piękne doliny, kościoły wznoszące się na tle pionowych skalnych ścian, bydło pasące się na zielonych łąkach, wodospady opadające dziko wśród liściastych zielonych lasów.

Nie była to jednak zwykła turystyczna podróż.

Przeczesywali okolice, mierząc odległości, zastanawiając się, jaką drogę konny powóz może pokonać w ciągu jednego popołudnia.

Rozpytywali się w pięknych, małych wioskach.

Zamek? Twierdza? Ruiny? Nie, nie tutaj.

– Wszystko tu jest baśniowo piękne – skarżyła się Inger. – Ale to nam w niczym nie pomaga.

– Strasznie chciałabym zobaczyć grotę czarownic – powiedziała Unni z szatańskim błyskiem w oku.

– Ona jest nawet zaznaczona na mapie – uśmiechnął się Pedro.

– Zapewne ma wspaniałą historię. Ale my nie mamy tam czego szukać.

– A jeśli Estella wyraziła się nieściśle? – podsunął w końcu Atle. – Może chodziło jej o całą dobę i jedno popołudnie?

– Albo o dwa dni i kawałek – uzupełniła Gudrun. Ten pomysł dodał im sił do dalszego działania.

I teraz powiodło im się lepiej. Powrócili ku nizinom i znaleźli nową dolinę. Wdali się w rozmowę z pewnym wieśniakiem, który skierował ich do nauczyciela, bo podobno tu w okolicy rzeczywiście były jakieś starocie.

Z początku nie zapowiadało się to wcale interesująco, okazało się jednak, że nauczyciel ma sporo do opowiedzenia.

– El Castillo? Owszem. Nazwy „Castillo de Ramiro” wprawdzie nie znam, musiała przepaść już dawno temu. Zamki często zmieniają nazwy w zależności od tego, jaki ród je przejmie.

Wskazał przez okno.

– Znajdował się tam, na wzgórzu, nieco bardziej w głąb doliny.

Tak, tak, na prawo od kościelnej wieży. Ale nic z niego nie zostało.

Jordi nie kryl zdziwienia.

– Przecież w początkach siedemnastego wieku to był zamieszkany zamek! Nie mógł chyba ot, tak po prostu zniknąć?

Nauczyciel wzruszył ramionami.

– Owszem, z pewnością wznosił się tu kiedyś zamek, czy może twierdza, jesteśmy wszak blisko granicy – stał w bardzo strategicznym miejscu. Zachowały się pochodzące stamtąd nieliczne przedmioty. Parę mieczy, zawias drzwiowy, ot i wszystko!

– Żadnych rzeczy osobistych, należących do ludzi, którzy tam mieszkali?

– Niestety, nic. Wiem z historii, że ten zamek czy też twierdzę już w połowie siedemnastego wieku ostrzelano z armat. Trwała przecież wojna trzydziestoletnia, a potem dalsze walki z Francją.

Później twierdza zaczęła przeszkadzać podczas hiszpańskiej wojny sukcesyjnej na początku osiemnastego wieku, znalazła się też na drodze armat Napoleona na początku wieku dziewiętnastego.

Wówczas to zamek był już tak zniszczony, że okoliczni wieśniacy zaczęli zabierać z niego kamienie do budowy nowych domów. To był dobry budulec. Później bomby podczas wojny domowej zrównały wszystko z ziemią. Domyślacie się na pewno, że takiej twierdzy nie budowano z myślą o odparciu ciężkiego ognia artyleryjskiego. Cóż, to tyle, co wiem. Nie istnieją żadne pisemne materiały na temat tej twierdzy pochodzące sprzed połowy siedemnastego wieku.

Ależ, owszem, istnieją, pomyśleli w skrytości. Nie mogli jednak przedstawić nauczycielowi zawierającego skandaliczne zapiski pamiętnika Estelli.

Zastanawiali się nad słowami „przy zamku”. To oznaczało, że trzeba powęszyć w wiosce. Najpierw jednak sam zamek.

– Skoro dotarliśmy już tak daleko, to chętnie obejrzymy sobie to „nic” – uśmiechnął się Pedro. – A przynajmniej przyjrzymy się wzgórzu, na którym stał zamek.

To nauczyciel świetnie rozumiał. Na górę wprawdzie nie prowadziła już żadna jezdna droga, lecz przy bacznej obserwacji można się było zorientować, którędy biegła dawniej.

To im wystarczyło. Pora jednak zrobiła się późna. Czy mogli gdzieś tu przenocować i wyruszyć na poszukiwania rankiem następnego dnia?

Owszem, to dało się załatwić. Nauczyciel znalazł gospodarstwo, w którym przyjmowano gości, jeśli tylko nie mieli zbyt wysokich wymagań.

A oni nie byli zbyt wymagający.

Po pysznej, obfitej kolacji, na którą składały się typowe dla górskich okolic dania, naprawdę smaczne, Jordiego nieoczekiwanie odwiedzili rycerze.

Wyszedł przyjrzeć się uważniej wzgórzu, widniejącemu nieco dalej w dolinie. Stanął na skraju wioski, rozmyślając o czasach, gdy rządził tu don Sevastino. Z opisów Estelli można było sądzić, iż chodzi o naprawdę imponujące włości. Tymczasem Jordi patrzył teraz na zwyczajną, niewielką górską wioskę. Estella pisała o wieży, z której miała widok jedynie na góry i nic więcej. Owszem, to się Zgadzało, ale z głównego skrzydła roztaczał się widok na wielki dziedziniec.

Wszystko to przepadło, nawet wieża. Zburzyły ją kule armatnie i bomby. Czy ktoś w czasach Sevastina mógł się tego spodziewać? I tego, że później zamek zostanie całkowicie zrównany z ziemią?

Jordi odwrócił się i spostrzegł, że pojawili się rycerze. Nikt inny poza nim nie mógł ich zobaczyć.

Powitał ich, jak zawsze, z wielkim szacunkiem.

– Czego sobie życzycie?

„Niczego. Przybyliśmy coś ci ofiarować” – odparł don Federico.

Jordi patrzył wyczekująco.

„Zdecydowaliśmy, że ty i twoja dzielna przyjaciółka, potomkini don Sebastiana, dostaniecie dla siebie jeszcze pół godziny”.

Jordiemu serce podskoczyło w piersi.

– Serdecznie za to dziękuję. „Może to nastąpić już teraz”.

Jordi pomyślał o miejscu, w którym będą nocować.

– Dziękuję wam bardzo – zapewnił jeszcze raz. – Lecz Unni jest taka czysta. Wydaje mi się, że nie powinno to nastąpić akurat w tej chwili, gdy tak bardzo wczuliśmy się w brudne życie Estelli. Musimy nabrać do tego dystansu. A poza tym wolelibyśmy być sami, teraz inni są zbyt blisko.