Przecież ci upiorni mnisi mieli dzięki temu łatwiejszy do niego dostęp. Pewnie jednak wierzył, że Bóg i Madonna go ocalą, ale tak się nie stało. Znaleziono go martwego, z jakąś obrzydliwą maścią w kącikach ust, podobno wyglądało to tak, jakby ktoś zmusił go do przełknięcia jakiegoś paskudztwa.
Wiele się zastanawiałam nad jedną rzeczą, która jest moją nadzieją i pociechą. Ojciec miał po mojej matce co najmniej cztery zony i długi, długi szereg kochanek, mówiły o tym kobiety na zamku. Tymczasem oprócz mnie nie spłodził innych dzieci. Kilka lat temu któraś szeptem zauważyła, że prawdopodobnie jego pierwsza zona musiała go zdradzić.
To naprawdę dobry pomysł, bo w takim razie on wcale nie jest moim ojcem, a mnie ominie złe dziedzictwo, ponieważ ono ciąży nad rodem ojca. Przekonamy się o tym, kiedy będę miała dwadzieścia pięć lat, ale ufam, że nic złego się nie stanie. Właściwie jestem prawie pewna, że przeżyję.
A jeśli nie…?
Tak czy owak zadbam o to, żeby dobrze się bawić do tego czasu, bez względu na to, co się później wydarzy. Nie mogę przecież tkwić tutaj i powoli gnić.
Ale zanim skończę dwadzieścia pięć lat, upłynie jeszcze długi czas. A kiedy jest się już tak starym, to po co dalej żyć? Równie dobrze można wtedy umrzeć, prawda?
Maj, A. D. 1628
Znów sprzysięgły się przeciwko mnie! Mama i jej „damy dworu”.
Madre de Dios, można by przypuścić, że jesteśmy królewskiego rodu! Wcale tak nie jest, ale Mama tak się zachowuje, kiedy ojciec wyjedzie. Służba musi wychodzić tyłem, a ona otwarcie okazuje mi swoją nienawiść. Ale niech lepiej uważa, bo ja i tak już zauważyłam, ze ojciec na ostatnim balu upatrzył sobie inną kobietę. Nie pozwolono mi w nim uczestniczyć, ale wszystko obserwowałam z galerii. Wkrótce minie już twój czas, moja kochana, i ja sama wypędzę cię stąd kopniakami!
Ojciec służy u króla Filipa, który tak samo jak on kocha walkę.
Musi bronić naszego potężnego królestwa, to oczywiste, chyba największego na świecie. Hiszpania, Niderlandy, Niemcy, Austria, nie mówiąc już o tych licznych zamorskich koloniach, nie jestem w stanie spamiętać wszystkiego, co posiadamy. A ponadto obowiązkiem naszego króla jest niszczyć bezbożników, Arabów, Żydów, protestantów, całą tę hołotę. Dobrze, że mamy dzielnych mnichów inkwizycji. Wprawdzie mój stryj Jorge twierdził, zdaje się, ze to właśnie tacy mnisi straszą w naszym rodzie, ale ja w to ani trochę nie wierzę. Niemożliwe, aby byli tacy krwiożerczy, wszak to słudzy Boga, my zaś poza wszystkim jesteśmy dobrymi katolikami.
Stryj Jorge był zwyczajnym histerykiem. Czarni bracia na pewno nie są źli, czyszczą świat z wszelkich herezji, tropią kłamstwa.
No, ale teraz te babska na zamku umyśliły, że pozbędą się mnie na jakiś czas. Zamierzają wysłać mnie do stryja Dominga, przyrodniego brata mego ojca, z drugiego małżeństwa babki. Żona stryja, ciotka Juana, jest naprawdę okropna. Prawdziwa sekutnica!
Jest tam jeszcze ich syn, Sancho, ten, z którym razem kąpaliśmy się jako dzieci. Od tamtej pory widziałam go zaledwie kilka razy, ale od ostatniego spotkania i tak upłynęło bardzo wiele czasu. Płaczliwy smarkacz.
Mama twierdzi, że Juana już zadba o to, żeby mnie trochę nauczyć ogłady, bo to może się okazać potrzebne. Czyżby? Jestem nieodrodną córką swego ojca i zrobię tak, jak zechcę. Mama twierdzi, że jesteśmy do siebie wprost strasznie podobni, oboje nie mamy za grosz moralności. Ale na co człowiekowi moralność?
Tu jednak jest zbyt smutno. Nie dzieje się nic ciekawego, można jedynie siedzieć i haftować z tymi starymi plotkarkami, zawsze zazdrosnymi „damami dworu”. A może miałabym studiować w bibliotece razem ze starym Carlosem? Ten zasuszony staruch na pewno nic już nie ma w tych wypchanych pludrach. Pewnie jest z nim tak samo jak z baronem, który nosi olbrzymi sączek, taki jak wędrowni kuglarze, tyle że jeszcze większy, a tymczasem widziałam, jak siusiał w rabacie różanej pod moim oknem.
Doprawdy, żałosne, co w nim chowa! Kuzyn Sancho mógł się poszczycić większymi klejnotami jako pięcioletnie dziecko.
Mężczyźni tylko się przechwalają. Już wolę konie, na ich widok przechodzą mi ciarki rozkoszy. Mężczyźni nie mogą się z nimi równać.
Nie chcę jechać do ciotki Juany, która będzie mną dyrygować jak służącą, nie chcę też zostać tutaj i zanudzić się na śmierć. Tu zresztą nadzór Mamy także wprost mnie dusi.
Ale przecież nigdy nie byłam u ciotki i stryja, a gorzej niż tutaj już chyba nie może być. Jadę!
Muszę zabrać ze sobą pamiętnik, tylko jak? Boję się zostawić go w domu, bo Mama i te jej zgryźliwe towarzyszki bezustannie węszą po kątach. Z drugiej strony jednak zabieranie go może okazać się ryzykowne, bo nigdy nie wiadomo, co się człowiekowi przytrafi.
Ukryję go starannie na dnie mojego kufra, ale mogę mieć w kieszeni niedużą książeczkę, w której będę notować rozmaite wydarzenia w skrócie, a później wpiszę je do dużej księgi ze wszystkimi szczegółami. Zamierzam zostać pisarką, nikt jednak nie może się dowiedzieć, że książkę napisała kobieta, bo później nikt nie zechce jej wydrukować. Oczywiście nie mam na myśli tego pamiętnika, w nim jest za wiele brzydkich wyrazów i zbyt wiele jadowitych wypowiedzi na temat osób znanych z imienia. Chodzi mi o to, że nie mogę napisać, że Mama stale dłubie w nosie, chociaż to prawda, ani że jej garderobiana nie potrafi nic utrzymać, ani języka za zębami, ani moczu. Albo że ojciec próbował dobierać się do każdej służącej w domu ani też o tajemnicach wokół grobu stryja Jorge, tego mnicha.
O, nie, ja będę wymyślać interesujące historie, tak jak Dante, Boccaccio czy Cervantes. Zajmę się tym, jak już będę bardzo stara, kiedy skończę trzydzieści lat. Tak, tak, bo nie wierzę, że miałabym umrzeć w wieku dwudziestu pięciu lat. To tylko takie straszenie.
Dzień później
Santa Maria! Co to się wydarzyło wczoraj wieczorem?
Poszłam się położyć, wszystko było już gotowe do mojego wyjazdu, który ma nastąpić dziś popołudniu, gdy nagle usłyszałam dobiegające z korytarza jakieś dziwne dźwięki, szuranie kroków, szepty i postękiwania…
Delikatnie uchyliłam ciężkie dębowe drzwi. Zrobiłam tylko małą, malusieńką szczelinkę i wyjrzałam jednym okiem. W moim pokoju było ciemno, mnie więc nikt nie mógł zobaczyć.
Zamigotał płomień świecy, trzymanej wielką ręką. Dostrzegłam twarz, to był jeden z parobków. Towarzyszyło mu jeszcze dwóch mężczyzn. W pierwszej chwili wydało mi się, że jednym z nich jest ojciec, lecz on przecież pojechał walczyć dla króla Felipe – Filipa Czwartego, również żądnego krwi jak ojciec. Król twardą ręką gromi wszystkie niewierne psy, protestantów i inną hołotę. Jezusie Maryjo, ojciec opowiadał mi o królewskiej komnacie tortur, to naprawdę niezwykłe!
O czym to ja pisałam? Aha, ten tak bardzo podobny do ojca i jeden ze służących coś między sobą nieśli, jakiś podłużny opakowany przedmiot, zwieszający się pośrodku. Przypominał trochę zwinięty dywan. Wydaje mi się, że to naprawdę był dywan.
Mam wrażenie, że poznałam ten, który leży rozłożony w zewnętrznym korytarzu zamkowej kaplicy.
Zbliżyli się, więc jeszcze bardziej przymknęłam drzwi. Coś do siebie szeptali w podnieceniu, a tymczasem ten ze świecą podszedł do drzwi wieży. No tak, bo jest przecież korytarz prowadzący na wieżę, ale najpierw trzeba przejść do wąskiej narożnej wieży, stamtąd kręconymi schodami w dół i dochodzi się do nowych drzwi, prowadzących na korytarz wiodący do wielkiej wieży. Przecież doskonale znam tę drogę, bo muszę siedzieć w tej paskudnej wieży, gdy uznają, że byłam niegrzeczna. Ja uważam, że nie postępuję niegrzecznie, lecz jestem po prostu szczera, a widać tego nie wolno, bo wówczas prosta droga do więzienia.