Выбрать главу

– Naprawdę nie jest źle, wiesz? – Po czym, odpędzając od siebie myśli o Clayu Forresterze, dodała: – Nie ma tutaj mężczyzn i to już jest plus.

Głos po drugiej stronie słuchawki przybrał proszący ton:

– Hej, Cath, nie ustawiaj się tak. Nie wszyscy mężczyźni są tacy jak twój ojciec. Na przykład Clay Forrester…

– Bobbi, odnoszę wrażenie, że przechodzisz na drugą stronę.

– Nie przechodzę na drugą stronę. Jestem pośrodku, więc widzę lepiej. Zawsze będę po twojej stronie, nic nie mogę jednak na to poradzić, że uważam, iż przynajmniej powinnaś do faceta zatelefonować.

– Ani mi to w głowie! Nie chcę Claya Forrestera ani jego pieniędzy!

– Już dobrze, dobrze! Wystarczy! N i e zamierzam tracić czasu, kłócąc się z tobą na ten temat, bo wiem, jaka potrafisz być uparta.

Catherine tak pochłonęła rozmowa z Bobbi, że nie zauważyła, jak trzy dziewczyny przeszły o b o k niej do kuchni, a stamtąd doskonale można było podsłuchać. Kiedy odłożyła słuchawkę, wróciła do swojego pokoju, bardziej wstrząśnięta tym, co usłyszała od Bobbi, niż chciała się przyznać. Tak łatwo byłoby się poddać, przyjąć pieniądze od Claya lub też upomnieć się o moralne wsparcie od niego w czasie czekających ją trudnych miesięcy, bała się jednak, że gdyby skorzystała z jego pomocy, miałby nad nią władzę, miałby wpływ na decyzje dotyczące jej przyszłości, decyzje, których jeszcze nie podjęła. Lepiej było pozostać tutaj, g d z i e życie było przyjemniejsze niż tam, skąd odeszła. W Horizons nikt nikogo nie osądzał, gdyż wszyscy płynęli tą samą ł o d z i ą.

Tak przynajmniej im się zdawało.

ROZDZIAŁ 5

Napięcie w rodzinie Forresterów narastało, ponieważ miejsce pobytu Catherine nadal pozostawało nieznane. Angela chodziła ze ściągniętymi ustami, a Clay często dostrzegał we wpatrzonych w niego oczach ból. Herba Andersona wypuszczono z aresztu po dwudziestu czterech godzinach, nie stawiając mu żadnych formalnych zarzutów. Konieczność puszczenia mu wszystkiego płazem bardzo drażniła zarówno Claya, jak i jego ojca.

Anderson opuszczał areszt w bardzo dobrym nastroju.

– Mam tych skurwysynów w garści i nie puszczę, dopóki nie wycisnę z nich trochę zielonych! – mamrotał pod nosem. Kiedy dotarł do domu, Ada stała pośrodku pokoju i czytała jakąś kartkę. Podniosła wzrok, zaskoczona jego widokiem.

– Cóż to, Herb, wypuścili cię?

– Masz cholerną rację, tak, wypuścili mnie. Ci Forresterowie wiedzą, co dla nich dobre. Gdzie jest dziewczyna? – Oczy miał nabiegłe krwią, ręce owinięte teraz już brudnym bandażem. Wionęło od niego przetrawionym dżinem.

– Wszystko z nią w porządku, Herb – powiedziała Ada bojaźliwe, podając mu pocztówkę. – Spójrz, jest w Omaha u przyjaciółki, która…

– W Omaha! – ryknął tak, że aż się zatrzęsły szyby w oknach. Zatoczył się i wyrwał kartkę z ręki żony. Skulona przyglądała się, jak zabrudzonym bandażem przeciera oczy. Kiedy wzrok mu się przejaśnił, przyjrzał się pocztówce, po czym szepnął: – Te pierdolone skurwysyny zapłacą mi za to! Nikomu nie uda się zrobić mnie w konia! – Po czym przeszedł obok Ady, jakby jej wcale nie było, i wyszedł z domu.

Ada opadła na krzesło z westchnieniem ulgi.

W Horizons Francie wyrównała rachunki za pewne niesprawiedliwości losu, kradnąc buteleczkę perfum „Charlie” z toaletki Catherine Anderson.

Na parkingu uniwersyteckim Jill Magnusson wsuwała w tej samej chwili swe wspaniałe rasowe nogi do corvetty Claya Forrestera.

– Spóźniłeś się – zganiła go, blokując drzwi, tak by Clay nie mógł ich zamknąć, obdarzając go równocześnie czarującym uśmiechem, za który jej ojciec zapłacił ortodoncie w przybliżeniu dwa tysiące dolarów. Jill była pięknością a także członkinią elitarnego stowarzyszenia Kappa Alpha Theta, od lat znanego jako stowarzyszenie bogatych studentek Uniwersytetu Minnesota.

– Miałem wiele zajęć – odparł Clay, nagle zły z powodu sposobu, w jaki opóźniała ich odjazd. Zbyt był zaprzątnięty własnymi myślami, by dać się teraz oczarować tym kształtnym nogom. Zatrzasnął drzwi i obszedł samochód. Silnik zawarczał, gdy odjeżdżali od krawężnika.

– Muszę wstąpić do laboratorium fotograficznego i odebrać zdjęcia do projektu badawczego.

Jill miała coś więcej niż urodę – robiła dyplom z elektroniki lotniczej i była przekonana, że zaprojektuje pierwszy prom kosmiczny między Ziemią a Księżycem. Mając tak wygórowane ambicje związane z karierą, ani trochę nie interesowała się zamążpójściem. Bardzo dobrze rozumieli się z Clayem.

Dziś jednak Clay był niezwykle rozdrażniony.

– Spóźniłem się, a ty akurat nalegasz, żebyśmy się zatrzymali przy laboratorium fotograficznym w drodze na przyjęcie! – rzucił, pozostawiając czarny ślad opon na asfalcie, kiedy samochód ruszył ostro do przodu.

– Och, ależ jesteś dzisiaj drażliwy.

– Jill, powiedziałem ci, że wolę zostać w domu. To ty nalegałaś, aby pójść na przyjęcie. Wybacz mi.

– Świetnie, zapomnijmy o laboratorium. Sama mogę jutro odebrać te fotografie.

Hamując przed skrzyżowaniem, Clay zatrzymał samochód tak raptownie, że Jill poleciała siłą bezwładności do przodu.

– Co ci, do diabła, jest?! – krzyknęła.

– Nie jestem w nastroju do zabawy.

– To widać – rzuciła sucho. – Wobec tego zapomnijmy o laboratorium fotograficznym, a także o przyjęciu.

– Jak już mnie wyciągnęłaś na to cholerne przyjęcie, to idziemy!

– Clayu Forresterze, przestań do mnie mówić tym tonem. Jeśli nie chciałeś ze mną pójść, to trzeba było mi to powiedzieć. Mówiłeś tylko, że przez ten weekend musisz przestudiować pewną sprawę.

Clay wrzucił bieg i z piskiem przejechał aleją Uniwersytecką w stronę centrum kampusu, z piskiem opon wymijając inne samochody.

– Prowadzisz jak szaleniec – powiedziała chłodno Jill. Jej rude włosy powiewały przy gwałtownych zmianach prędkości.

– Tak się też czuję.

– Wobec tego wypuść mnie.

– Wypuszczę cię na tym cholernym przyjęciu – powiedział, wiedząc, że zachowuje się okropnie.

– Od kiedy zacząłeś tak kląć?

– Od mniej więcej szóstej po południu cztery dni temu – odparł.

– Clay, na miłość boską zwolnij, zanim zabijesz nas oboje albo dostaniesz mandat za przekroczenie dozwolonej prędkości. Policja bardzo dzisiaj uważa. W Northrup odbywa się koncert.

Przy skrzyżowaniu Clay dostrzegł patrol, zwolnił więc.

– Piłeś, Clay?

– Jeszcze nie!

– A zamierzasz?

– Może, jeśli będę mądry.

Jill przyglądała się jego profilowi, silnej szczęce, zaciśniętym teraz ustom, zazwyczaj bardzo zmysłowym.

– Nie sądzę, bym znała takiego Claya Forrestera – powiedziała cicho Jill.

– Bo nie znasz. – Wściekły patrzył przed siebie, nasunąwszy dolną wargę na górną, czekając, aż policjant pozwoli mu przejechać przez skrzyżowanie. – Ja także nie znam.

– Chcesz o tym porozmawiać? – zapytała głosem, który jej wydawał się zachęcający. Czekała, lekko pochyliwszy głowę do przodu, tak że włosy opadały jej na policzki niczym rdzawa kurtyna.

W końcu spojrzał na nią, myśląc: Boże, ależ ona jest piękna! Opanowana, inteligentna, namiętna, nawet trochę przebiegła. Podobało mu się to. Jeszcze bardziej podobał mu się fakt, że nigdy nie próbowała tego ukryć. Często droczyła się z nim, mówiąc, że może zmusić go do zrobienia wszystkiego, co tylko zechce, wykorzystując jedynie swe piękne ciało.

– Co byś powiedziała, gdybym się przyznał, że boję się z tobą o tym mówić?