Выбрать главу

Clay i Jill postanowili pojechać do Interlachen Country Club, do którego należeli ich rodzice i dokąd sami jeździli, odkąd sięgali pamięcią, gdzie grali w golfa lub jedli obfite, późne niedzielne śniadania. Jadalnia była na wpół opustoszała, pozostawiona teraz tym bywalcom, którzy zostali, by tańczyć na małym parkiecie w takt muzyki wykonywanej przez tercet grający stare standardy. Jill i Clay usiedli przy stoliku w załomie pomiędzy oknami wychodzącymi na pole golfowe, oświetlone pojedynczymi latarniami, rozrzuconymi wzdłuż pól. Pole golfowe porastało pięćdziesiąt gatunków drzew. Gdyby to był jasny dzień, na ogromnej przestrzeni poniżej zobaczyliby wszystkie odcienie zieleni, lecz teraz, kiedy ponad akrami drzew i wypielęgnowanej trawy zapadła noc, w tym bajkowym krajobrazie widać było jedynie migotliwe ich sylwetki, wyłonione przez wymyślnie porozstawiane światła.

Siedzieli już od kilku minut, a Clay nadal patrzył przez okno na rozciągający się poniżej widok, podczas gdy Jill bawiła się kieliszkiem na długiej nóżce. Kiedy odczekała już tak długo, jak zamierzała, przeszła do rzeczy:

– Kto to jest Catherine? – Nawet tak bezpośrednie pytanie świadczyło o dobrym wychowaniu Jill, gdyż jej głos nie brzmiał ani oskarżycielsko, ani jędzowato. Wręcz przeciwnie, miał słodycz bursztynowego płynu spływającego po ściankach jej kieliszka.

Po chwili zastanowienia Clay odparł:

– Kuzynka Bobbi. Podnosząc kieliszek do ust, Jill mruknęła:

– Mmm… – po czym dodała: – Czy ona ma coś wspólnego z tym twoim kwaśnym humorem?

Clay nie odpowiedział, myślami był daleko.

– Co jest takiego ciekawego w tym widoku za oknem? Odwrócił się do niej z westchnieniem, oparł łokcie na lnianym obrusie i zasłonił oczy palcami. Po czym jęknął z przygnębieniem tak cicho, że ledwo go usłyszała:

– Do licha.

– Może byśmy o tym porozmawiali, Clay. Mam na myśli tę… Catherine. Sądzę, że zasługuję na odrobinę szczerości, prawda?

Odsłonił oczy, spojrzał na nią, zamiast jednak odpowiedzieć na pytanie, zadał inne:

– Czy ty mnie kochasz, Jill?

– Wydaje mi się, że nie to jest tematem naszej rozmowy.

– Odpowiedz mi.

– Dlaczego?

– Dlatego, że ostatnio myślałem o tym… wiele. Kochasz mnie?

– Być może. Nie jestem pewna.

– Ja sam zadawałem sobie pytanie, czy cię kocham. Ja także nie jestem pewny tego uczucia.

– To zbyt analityczne, żeby było romantyczne, Clay.

– Roześmiała się cicho.

– Tak, przez ten tydzień byłem w dociekliwym nastroju – wiesz, analizowałem wszystko. – Rzucił jej krótki, łobuzerski uśmiech.

– Analizowałeś nasz związek?

Skinął głową wpatrując się w splot obrusu. W końcu podniósł wzrok, by przyjrzeć się nieskazitelnej twarzy Jill i jej włosom, połyskującym w przytłumionym świetle masywnego kandelabru, jej długim palcom o migdałowych paznokciach, które błyszczały, gdy z roztargnieniem bawiła się kieliszkiem i z wdziękiem rozpierała się w krześle, z jedną ręką przewieszoną luźno przez oparcie. Jill była niczym dziesięciokaratowy brylant; tak bardzo pasowała do tego otoczenia, jak Catherine Anderson do niego nie pasowała. Jej obecność tu byłaby czymś tak niestosownym jak oprawienie zwykłego kamienia w złoto. Ale Jill… Ach, Jill, jej uroda wprost oślepia.

– Jesteś tak cholernie piękna, że jest to aż niesamowite – powiedział Clay z dziwną nutą bólu w głosie.

– Dzięki. Dziś… nie ma to j u ż takiego znaczenia… Gdybyś powiedział to w ten właśnie sposób, tym tonem, z tym szczególnym wyrazem w oczach, powiedzmy… tydzień temu, albo, dajmy na to, cztery dni temu. – Nie znalazł na to żadnej odpowiedzi. – Powiedzmy, zanim pojawił się temat Catherine Jak – Jej – Tam – dodała.

Clay zagryzał dolną wargę w sposób, który doskonale znała.

– Cokolwiek to jest, nie mogę czekać całą noc, aż to z siebie wyrzucisz. To nie ja mam się uczyć przez ten weekend.

– Ja także nie – przyznał Clay. – Użyłem tego jako wymówki, ponieważ nie chciałem się z tobą dzisiaj spotkać.

– Dlatego więc rzuciłeś się na mnie jak więzień na przepustce?

Zaśmiał się cicho, podziwiając jej chłodny, opanowany sposób bycia.

– Nie, to było coś w rodzaju samoudręczenia.

– Za co?

– Za czwartego lipca. Jill coś zaświtało. Przypomniała sobie całkiem wyraźnie sprzeczkę, jaką wówczas mieli.

– Kto to był? Catherine? – zapytała cicho Jill.

– Właśnie.

– I?

– Jest w ciąży.

Opanowanie Jill było godne pochwały. Gdy wzięła głęboki, szybki oddech, jej doskonałe nozdrza zadrgały. Mięśnie na szyi na chwilę się napięły, ale natychmiast je rozluźniła, kiedy jej badawczy wzrok spotkał się ze wzrokiem Claya. Następnie oparła z wdziękiem łokieć na stole i grzbiet dłoni przyłożyła do czoła.

Ciszę przerwał kelner.

– Panno Magnusson, panie Forrester, czy mogę państwu jeszcze coś podać?

Clay, wyrwany z zamyślenia, podniósł wzrok.

– Nie, dziękuję, Scott. Niczego nie potrzebujemy. Kiedy Scott oddalił się dyskretnie, Jill uniosła głowę i zapytała:

– Czy to ona zrobiła ci tego siniaka, o którym starałam się dyskretnie nie wspominać przez cały wieczór?

– Tak, to sprawka jej ojca. – Pociągnął drinka i spojrzał na światła na polach golfowych.

– Daruję sobie oczywiste pytanie – powiedziała Jill z odrobiną złośliwości w głosie – zdając sobie sprawę, że nie powiedziałbyś mi o niej, gdybyś nie był całkowicie pewny, że dziecko jest twoje. Czy zamierzasz się z nią ożenić?

Tym razem to Clay wciągnął ze świstem powietrze w płuca. Siedział opierając stopę jednej nogi na kolanie drugiej, z łokciem na stole. Gdyby ktoś na niego spojrzał, na jego niedbałą pozę, na klasyczny krój jego szytego na zamówienie ubrania, piękny profil, nie zgadłby, że coś go dręczy, że jest kłębkiem nerwów.

– Nie odpowiedziałaś mi jasno na pytanie, czy mnie kochasz. – Clay spojrzał na nią ponownie, cierpiąc prawie tak, jak ona.

– Nie, nie odpowiedziałam.

– Czy jest to teraz… – Clay szukał odpowiedniego słowa – niemożliwe?

– Tak sądzę, tak, tak sądzę. Oboje spuścili wzrok. Kiedy Jill wypowiedziała te słowa, każde z nich doświadczyło dojmującego poczucia straty.

– Nie wiem, czy się z nią ożenię. Kilka osób wywiera na mnie nacisk.

– Jej rodzice? Roześmiał się łobuzersko.

– Och, Jill, nie uwierzysz, jakie to niewiarygodnie śmieszne. To straszne, że nigdy się nie dowiesz, jakie to niewiarygodnie śmieszne.

– Jasne – odparowała uszczypliwie Jill. – Cha, cha, cha… czyż nie jestem śmieszna?

Sięgnął po jej rękę leżącą na stole.

– Jill, to się stało. Posprzeczaliśmy się strasznie poprzedniego wieczoru. Stu i Bobbi umówili mnie z tą kuzynką Bobbi… Do diabła, nie wiem…

– A ty zrobiłeś jej dziecko, ponieważ chciałeś zostać ze mną w domu, a ja nie chciałam opuścić spotkania Theta. Jakież to rycerskie! – Wyrwała mu rękę.

– Spodziewałem się, że będziesz miała do mnie żal. Zasłużyłem sobie na to. Cała ta cholerna sprawa jest potworną pomyłką. Ojciec dziewczyny jest szaleńcem, ale wierz mi, ani dziewczyna, ani ja nie chcemy mieć ze sobą nic wspólnego. Są jednak pewne okoliczności, które być może zmuszą mnie do tego, bym poprosił ją o rękę.

– Och, będzie zachwycona, że musisz! Która dziewczyna by nie była!

Westchnął i pomyślał z rozpaczą: Kobiety!

– Z niejednej strony wywierają na mnie naciski.

– O co chodzi, czyżby ojciec wymówił ci posadę w rodzinnej firmie?