Выбрать главу

Głos Marie był tak gładki jak roztopione masło.

– Ależ, Gover, nie możesz bardziej uważać?

Gover odstawiła karton z mlekiem, złapała jakieś serwetki i odegrała komedię, wycierając mokrą nogawkę dżinsów Catherine. Wokół stołu rozbrzmiały chichoty, kiedy Catherine z wściekłością wyrwała serwetkę i powiedziała lodowato:

– Nic się nie stało.

Kiedy jednak pochyliła się do przodu, żeby dosunąć krzesło do stołu, z lewej strony pojawiła się nagle ręka z herbatnikiem, z którego skapywał dżem. Truskawki przylepiły się Catherine do skroni, do włosów nad uchem i do brwi.

– Och, Boże, patrzcie, co ja narobiłam – powiedziała niewinnie Vicky.

Catherine podskoczyła, nie kontrolując już swojego gniewu:

– To jakiś spisek! Za co mnie tak nienawidzicie? Marie, ich przywódczyni, wstała, ze swym łobuzerskim uśmiechem na twarzy, i otoczyła Catherine ramionami.

– Chcemy ci tylko pomóc. Catherine stała sztywno w uścisku Marie.

– Cóż, okazujecie to w dziwny sposób.

Marie cofnęła się z komicznym westchnieniem, a Catherine poczuła, jak coś ciepłego i lepkiego przylgnęło do jej koszuli na plecach.

– Teraz mi się udało. Poplamiłam ci koszulę sosem, Catherine. – Po czym, rzucając przebiegłe spojrzenie wszystkim współspiskowcom, dodała: – Musimy zobaczyć, co się nam uda z tym zrobić, prawda, dziewczęta? – I cofnąwszy się, z rękami na biodrach, przyjrzała się krytycznie Catherine.

– Czy kiedykolwiek w swoim życiu widziałaś coś podobnego?

Catherine, zaszokowana, dopiero teraz zorientowała się w spisku, kiedy zobaczyła, jak wszystkie twarze zebranych wokół stołu dziewcząt rozjaśniły się uśmiechem. Jedna przez drugą miała coś do zaproponowania:

– Naprawdę powinnaś umyć sobie włosy. Mam szampon truskawkowy.

– A ja mam trochę rewelacyjnego olejku do kąpieli.

– Jeszcze nie zrobiłam swojego prania. Jeśli zdejmiesz dżinsy i koszulę, to wrzucę je do pralki razem ze swoimi rzeczami.

– Mydło, które tu dają, jest do niczego. Zostawię swoje w łazience.

Marie przesunęła palcem po skroni Catherine, po czym zlizała z niego dżem.

– Do licha! Wydaje mi się, że musimy ci zrobić nową fryzurę.

– Na litość boską Marie, zrób coś z tym dżemem na jej głowie!

Marie puściła oko do Catherine, wyciągnęła swoją drobną dłoń w jej stronę i czekała. Zanim podała jej swoją dłoń i pozwoliła się poprowadzić na górę, Catherine poczuła, jak coś jej rośnie w gardle, coś dziwnego, nowego, ufnego.

Wiele razy w ciągu następnej godziny Catherine unosiła wzrok, szukając w lustrze wzroku Marie, teraz rozumiejąc, czując się ogrzana i wdzięczna, ponieważ im zależało – wszystkim im tak bardzo zależało.

– Jesteście zwariowane, wiecie – roześmiała się – wszystkie jesteście trochę zwariowane. To przecież nie jest randka.

– Jak skończymy, to będzie – powiedziała Marie. Stos kosmetyków, jaki się pojawił na stoliku, zadowoliłby Kleopatrę. Z wdzięcznością, ale i rezerwą, Catherine pozwoliła zrobić sobie pedicure, manicure, fryzurę, przyjęła biżuterię, nawet koronkową bieliznę – wszystko z najlepszymi intencjami. Niska Marie przytrzymała sukienkę, którą Catherine wciągała na siebie, po czym weszła na łóżko, żeby móc jej zapiąć złoty łańcuszek na szyi.

– Hej, kiedy urośniesz, Marie? – zażartowała któraś.

– Nie zauważyłaś? – Marie poklepała się po brzuchu. – Rosnę codziennie, tylko że w złym kierunku. – Nastąpił wybuch śmiechu, teraz jednak zduszony, prawie nabożny, kiedy Catherine stanęła pośrodku nich, niewiarygodnie piękna.

– No, zobacz – ponagliła ją Marie.

Catherine podeszła do lustra, spodziewając się, że zobaczy tandetną lalkę. Zdumiał ją jednak widok zadziwiająco ślicznej kobiety. Jej włosy błyszczały, złociste pasemka jakby rozwiewał wiatr. Gustowny makijaż nadał jej policzkom delikatny wygląd, a oczom nowy blask. Błyszczek na ustach odbijał światło, jakby właśnie przesunęła po nich językiem i zostawiła je prowokacyjnie wilgotne. Małe złote kółka w uszach podkreślały długość szyi i uwydatniały delikatny owal twarzy, a złota pętla przyciągała wzrok ku nie zapiętemu kołnierzykowi sukienki z miękkiej niebieskiej wełny, z długimi rękawami.

Bez żadnej świadomej myśli Catherine podniosła dłoń i pomalowanym paznokciem dotknęła zagłębienia na prawym policzku, zagłębienia, z którego nigdy przedtem nie zdawała sobie sprawy. Trzeźwo patrzące oczy spoglądały na nią z lustra z aprobatą i z nowym dla nich wyrazem troski.

Mój Boże, pomyślała, co sobie o mnie pomyśli Clay Forrester?

Stojące za nią dziewczęta zauważyły wymowny ruch, kiedy palcami dotknęła policzka, a ręka spoczęła przez chwilę na bijącym sercu, jakby Catherine chciała powiedzieć: „Czy to możliwe?” Nagle zobaczyła w lustrze niechlujną piętnastoletnią dziewczynę o brązowych włosach i w okularach w szylkretowych oprawkach.

Francie, która nigdy przedtem nie odezwała się do Catherine ani słowem, podeszła z buteleczką perfum „Charlie”.

– Masz – powiedziała. – Ukradłam ci je.

Catherine odwróciła się, żeby zabrać buteleczkę i uśmiechnęła się do Francie, w której oczach nie było więcej blasku niż w zimnej wodzie do zmywania naczyń.

– Mam jeszcze kilka innych. Może je zatrzymasz? – Catherine zauważyła, że ręka dziewczyny drży.

– Ale to chyba twoje ulubione perfumy. Najwięcej ich zużyłaś.

Francie wpatrywała się w nią nieruchomym wzrokiem. Catherine uśmiechnęła się, wzięła od niej buteleczkę i skropiła się lekko perfumami za uszami i na nadgarstkach.

– Masz rację, Francie, to moje ulubione perfumy. Schowaj je w swojej toaletce, a kiedy będę ich potrzebować, to po prostu przyjdę i wyperfumuję się.

– Naprawdę?

Gdyby Catherine była gwiazdą filmową, która nagle zeszła z ekranu i stanęła przed Francie, dziewczyna nie byłaby bardziej zaskoczona.

To śmieszne, pomyślała Catherine. Nie jestem Kopciuszkiem. Nie jestem tą, którą chciałyby we mnie widzieć. Coś jednak zaszczypało ją pod powiekami.

Marie, nadal stojąc na łóżku, przełamała napięcie stwierdzeniem:

– Myślę, że właśnie to nazywa się brzemienną ciszą.

W ten sposób Catherine oszczędzono łez, a Francie wstydu. Dziewczęta roześmiały się i zaczęły wychodzić z pokoju, aż w końcu Catherine została sama z Marie. Powodowana impulsem, objęła dziewczynę.

– Jesteśmy jak Flip i Flap, prawda? – zażartowała Marie.

– Nie wiem, co powiedzieć. Źle was osądziłam. Przepraszam.

– Hej – Marie wyciągnęła rękę, żeby odsunąć jakiś kosmyk z policzka Catherine. – Trochę za ostro się do ciebie zabrałyśmy.

– Ja także…

– Idziesz za nas wszystkie, Cath.

– Wiem, wiem.

– Wysłuchaj go, dobrze?

– Ale on nie przychodzi po to, żeby mnie poprosić o rękę.

– Wysłuchaj go, to wszystko. Daj dziewczynom jakąś nadzieję. Ze względu na nie udawaj, że to prawdziwe. Obiecujesz? Chociaż przez jeden wieczór?

– Dobrze, Marie – zgodziła się Catherine – zrobię to dla was. Co się jednak stanie z ich nadziejami, jeśli nic z tego nie wyniknie?

– Daj im po prostu coś, o czym będą mogły rozmawiać, kiedy on podejdzie do drzwi. Bądź miła. Pozwól im trochę pomarzyć dzisiaj wieczorem.

Marie zastanawiała się, czy jest taki mężczyzna, który zdoła się oprzeć kobiecie tak pięknej jak Catherine. Ponieważ sama była niska, podziwiała naturalnie wzrost Catherine. Ponieważ była ciemna, podziwiała jej jasną karnację i blond włosy. Ponieważ była gadatliwa, podziwiała jej rezerwę. Ponieważ miała okrągłą twarz, podziwiała klasyczne rysy twarzy Catherine. Catherine była wszystkim tym, czym nie była Marie. Może właśnie dlatego czuły do siebie taką sympatię.