Выбрать главу

– Co udawałaś?

– Tak naprawdę to nie udawałam, ale przypominałam sobie, jak Bobbi i ja godzinami wyobrażałyśmy sobie nasze śluby i przygotowywałyśmy suknie z ręczników, spinając je agrafkami, a welony ze starych firanek. Wszystkie nasze wspaniałe marzenia zapisałyśmy w pamiętnikach.

Zaśmiała się cichym gardłowym śmiechem i wzruszyła ramionami.

– Nigdy przedtem o tym nie mówiłaś. Jeśli pragnęłaś tego wszystkiego, to dlaczego wcześniej protestowałaś?

– Dlatego, że podtrzymanie tradycji będzie pustą i przygnębiającą sprawą, jeśli jej jedynym zadaniem ma być stworzenie parawanu dla czegoś, co nie istnieje.

– Serca i kwiaty?

Nigdy przedtem nie widziała, by był tak łagodny. Pomyślała znowu, co by czuł, gdyby to było prawdziwe.

– Nie zrozum mnie źle, jeśli powiem, że tak. Cofnął się nieznacznie, siadając sztywno w fotelu.

– Nie zrozumiem. Czy sądzisz, że mężczyznom nie chodzi o to samo?

– Nigdy się nie zastanawiałam nad tym, czego pragną mężczyźni.

– Czy zdziwiłoby cię, gdybyś się dowiedziała, że ja sam właśnie czegoś takiego sobie życzyłem?

Tak, pomyślała, tak, zdziwiłoby mnie to. Czy odarłam cię z twoich marzeń? Rzuciła spojrzenie na jego profil. Był to bardzo interesujący profil, na który tylko kilka razy patrzyła z tak bliska. Teraz Clay robił wrażenie bardzo uległego.

– Naprawdę? – zapytała po chwili.

– To takie refleksje, wiesz.

– Nie chcesz rozczarować rodziców, prawda?

– No właśnie. Nie chciała się okazać wścibska, jednak musiała wiedzieć – dręczyło ją to od tak dawna. Zaczerpnęła głęboko powietrza, wstrzymała go i w końcu zapytała cicho, ze spuszczonymi oczami:

– Ta dziewczyna, z którą chodziłeś… Jill… mieli nadzieję, że z nią się ożenisz, prawda?

Odwrócił się do niej i zobaczył, jak niespokojnie przesuwa palcami po torebce. Podniosła oczy i ich spojrzenia się spotkały.

– Może. Nie wiem. – Znowu przyglądał się światłom na desce rozdzielczej.

– Może kiedyś spełnią się ich marzenia – powiedziała z niejakim poczuciem winy.

– Nie, nigdy do tego nie dojdzie. A więc rozmawiali na ten temat, Clay i Jill. Może to wesele będzie dla niego jedyną okazją by ożenić się w wielkim stylu. Sprawiał wrażenie, jakby go to martwiło. Jednak w chwili kiedy Catherine doszła do tego wniosku, powiedział:

– Ty podejmij decyzję co do ślubu i czego naprawdę chcesz, ja się na wszystko zgodzę. Mama będzie po prostu musiała pogodzić się z tym. Ale już sobie pewnie wszystko planuje, chciałbym więc przekazać jej twoją decyzję najszybciej, jak to możliwe.

– To także twój ślub, Clay – powiedziała cicho, wytrącona z równowagi domysłami o jego prawdziwych uczuciach.

– Śluby to zazwyczaj domena kobiet. Ty o wszystkim decyduj.

– Ja… dzię… dziękuję.

– Wiesz, za każdym razem, kiedy cię odwożę, daję ci określony czas na podjęcie jakiejś istotnej życiowej decyzji.

– Ale tym razem mam wielu pomocników – rzuciła. Clay zachichotał.

– Dom pełen ciężarnych niezamężnych nastolatek. Już sobie wyobrażam, jak bezstronna będzie ich rada. Prawdopodobnie w dalszym ciągu bawią się, upinając na głowach firanki i udając, że to welony.

Catherine pomyślała, jak bliski był prawdy. Deszcz uderzał o dach, ale w samochodzie było ciepło i bezpiecznie i przez chwilę Catherine nie miała ochoty wysiadać i wracać do rzeczywistości.

– Cokolwiek postanowisz, będzie dobrze – powiedział. – I nie pozwól, żeby te dzieciaki namówiły cię do czegoś.

Sięgnął do klamki przy swoich drzwiach, ale ona szybko powstrzymała go, by nie wysiadał z samochodu. Bez problemu dojdzie sama do domu. Kiedy chciała otworzyć drzwi, zatrzymał ją mówiąc:

– Catherine? Odwróciła się.

– Było… cóż, miałem zamiar powiedzieć, że świetnie, ale powinienem raczej powiedzieć po prostu, że dobrze. Było dobrze, że rozmawialiśmy bez kłótni. Chyba tego potrzebowaliśmy.

– Ja też tak sądzę. Jednak kiedy wysiadła z samochodu i biegła do domu, wiedziała, że skłamała. Nie potrzebowała tego, wcale tego nie potrzebowała. Och, Boże, zaczynała lubić Claya.

Marie czekała i nie spała jeszcze, kiedy Catherine weszła do środka i przyznała się, chociaż nie zamierzała tego zrobić:

– Wychodzę za mąż za Claya Forrestera. To, co nastąpiło, przypominało trzęsienie ziemi! Marie podskoczyła, zapaliła światło, wskoczyła na środek łóżka i wrzasnęła:

– Obudźcie się! Catherine wychodzi za mąż! Po chwili sypialnia zamieniła się w dom wariatów – dziewczęta piszczały, cieszyły się, skakały i przytulały, padając sobie w ramiona.

Pani Tollefson zawołała z dołu:

– Co się tam dzieje? – I zaraz przyłączyła się do zamieszania, gratulując Catherine, a potem zaproponowała, że zrobi kakao.

Minęła godzina, zanim wszystko się uspokoiło, ale przez ten czas część niepohamowanego entuzjazmu niektórych dziewcząt udzieliła się i Catherine. Może zaczęło się to wówczas, kiedy ją ściskały, gdyż po raz pierwszy poczuła, że odwzajemnia ich uściski bez rezerwy. Miała wrażenie, że obdarzyły ją jakimś trudnym do określenia prezentem, i nawet teraz, leżąc w łóżku, całkiem rozbudzona, nie miała pewności, co to jest.

Z drugiego łóżka dobiegł ją cichy głos Marie:

– Hej, śpisz?

– Nie.

– Daj mi rękę. Catherine wyciągnęła rękę i Marie po ciemku złapała jej palce. Zapadła cisza, ale Catherine wiedziała, że Marie, ta zawsze wesoła, zawsze radosna Marie, płacze.

ROZDZIAŁ 11

Następnego popołudnia Clay zatelefonował, zanim Catherine wróciła do domu. Zostawił więc wiadomość, że jego matka zaprasza ją na obiad.

Mieszkanki Horizons prześcigały się w domysłach i chmarą otoczyły Catherine, gdy tylko znalazła się wśród nich. Gdy przyznała, że idzie tam, by omówić przygotowania do ślubu, wpatrzyły się w nią szeroko otwartymi oczami.

– Chcesz powiedzieć, że chodzi im o prawdziwy ślub? Najprawdziwszy ślub?!

Wyglądało na to, że właśnie o prawdziwy ślub chodziło Angeli Forrester. Od chwili gdy Catherine oddała się w jej ręce, miała niejasne przeczucie, że to, co ona nazywa „skromnym przyjęciem”, okaże się rozrzutnym szaleństwem.

Trudno jednak było oprzeć się czarującej Angeli, z jej śmiechem przypominającym melodię z pozytywki i nieustannymi zabiegami, żeby narzeczona czuła się swobodnie w ich domu. Catherine od razu zauważyła, że ona i Claiborne odnoszą się do siebie z czułością i że Angela zawsze zwraca się do niego „kochanie”, a on do niej „moja droga”.

– Czyż to nie cudowne, kochanie, że mimo wszystko tutaj odbędzie się ślub? – prawie śpiewała Angela.

Catherine wirowało w głowie, godziła się jednak bezwolnie na wszystko, co Angela zaplanowała: na wynajęcie kucharzy, dekoratorów, fotografa. Nie zapomniała również o drukowanych zaproszeniach.

W ciągu następnych dni Claiborne wiele razy myślał, że to jego żona winna jest zastraszenia Catherine. Czasami napotykał wzrok dziewczyny i dostrzegał w nim bezradność. Być może współczucie sprawiło, iż Claiborne zaczął inaczej na nią patrzeć.

Lista gości była pierwszym tematem, przy którym Catherine stawiła Angeli opór, odmawiając wpisania na nią Herba Andersona.

– Ależ, Catherine, przecież to twój ojciec.

– Nie chcę go tutaj widzieć – stwierdziła gwałtownie Catherine.

Forresterowie byli zdziwieni, kiedy powiedziała, iż chce, by do ślubu prowadził ją jej brat, Steve. Nie wiedzieli, że ma brata, który stacjonuje w bazie lotniczej Nellis pod Las Vegas. Z kolei Catherine zdziwiła się, że Angela nie ma oporów przed zaproszeniem mieszkanek Horizons.