Выбрать главу

– A… ale one wszystkie są w ciąży – wyjąkała. Angela roześmiała się tylko i zapytała czarującym głosem:

– Czy są za duże i nie zmieszczą się w moim domu?

Załatwiwszy tę sprawę, Angela zaproponowała, by Catherine natychmiast zadzwoniła do brata, korzystając z telefonu w gabinecie.

Catherine usiadła w głębokim skórzanym fotelu przy biurku. Gdy wykręcała numer i czekała, aż w słuchawce odezwie się sygnał, poczuła przejmującą tęsknotę, która zawsze ją ogarniała na myśl o Stevie. Pomyślała o fotografiach, które wysyłał przez ostatnie sześć lat, o tym, jak w tym czasie wyrósł ze szczupłego chłopca na mężczyznę, a jej przy tym nie było. Po drugiej stronie linii odezwał się rzeczowy głos:

– Sierżant Steven Anderson.

– S… Steve? – zapytała bez tchu.

– Tak? – I po krótkim wahaniu: – Cathy? Dziecinko, to ty?

– Tak, to ja.

– Cathy, gdzie jesteś? – zapytał z nie udawaną ciekawością.

Rozejrzała się po mrocznym gabinecie, zdając sobie sprawę, że Steve nie uwierzyłby jej, gdyby mu opisała to miejsce.

– Jestem w Minnesocie.

– Czy coś się stało?

– Nie, nic. Po prostu wolałam zatelefonować niż pisać list. – Rzadko do niego telefonowała, gdyż rozmowy były drogie. Przypomniała sobie, że musi podziękować państwu Forresterom.

– Jak miło słyszeć twój głos. Jak się czujesz?

– Ja? – Była bliska płaczu. – Och, cóż… cudownie.

– Hej, czy na pewno nic się nie stało?

– Nie, nie. Po prostu chcę ci przekazać pewną wiadomość, która nie mogła czekać.

– Tak? No to wyduś ją z siebie.

– Wychodzę za mąż. – Wypowiadając te słowa, Catherine uśmiechnęła się.

– Co?! Taki chudy, płaski worek kości jak ty?

– Już taka nie jestem – roześmiała się. – Dawno mnie nie widziałeś.

– Dostałem twoje zdjęcie z uroczystości ukończenia szkoły, gratuluję. Słyszałem, że studiujesz. Wiele się zmieniło, co?

– Tak… wiele. – Opuściła wzrok na pokryty piękną skórą blat biurka.

– Kiedy wypada ten wielki dzień?

– Wkrótce. Dokładnie piętnastego listopada.

– To już za dwa tygodnie!

– Za trzy. Czy będziesz mógł przyjechać? – Catherine aż wstrzymała oddech, oczekując jego odpowiedzi.

– Do domu? – upewnił się.

– Nie będziesz musiał zatrzymywać się w domu, Steve – powiedziała prosząco. Milczał, więc zapytała: – Czy jest jakaś szansa, żebyś przyjechał?

– A co ze starym? – W głosie Steve'a wyczuła chłód.

– Nie będzie go tutaj, obiecuję. Tylko mama i ciocia Ella, wuj Frank i oczywiście Bobbi.

– No dobrze, spróbuję. Co u nich? Jak się czuje mama?

– Jako tako. Niewiele się zmieniło.

– Nadal z nim mieszka, co?

– Tak, nadal. – Na chwilę oparła czoło na dłoni, a następnie wzięła leżący na biurku Claiborne'a nóż do papieru i zaczęła się nim bawić. – Przestałam przekonywać ją, by go zostawiła, Steve. Zbyt się go boi, żeby zrobić jakiś ruch. Wiesz, jaki jest ojciec.

– Cathy, może we dwoje nakłonimy mamę, by zaczęła rozsądnie myśleć.

– Może… nie wiem. Niewiele się zmieniło, Steve. Musisz to wiedzieć. Nie sądzę, by kiedykolwiek się przyznała, że go nienawidzi.

Steve zaczął mówić sztucznie radosnym głosem:

– Słuchaj, Cathy, nie martw się, dobrze? Przecież to pora, kiedy masz być szczęśliwa. Opowiedz mi lepiej o twoim przyszłym mężu. Jak się nazywa, jaki jest?

To pytanie wytrąciło Catherine z równowagi, gdyż nigdy dotąd nie próbowała scharakteryzować Claya. W pierwszym odruchu chciała powiedzieć: „Jest bogaty”. Ze zdziwieniem stwierdziła jednak, że Clay ma jeszcze inne, znacznie ważniejsze cechy.

– Cóż… – Odchyliła się w tył na ruchomym fotelu i zastanowiła przez chwilę. – Nazywa się Clay Forrester. Ma dwadzieścia pięć lat i kończy prawo na uniwersytecie. Potem zamierza pracować w firmie ojca. Jest… hm… inteligentny, uprzejmy, dobrze ubrany i dość przystojny. – Uśmiechnęła się lekko, gdy to mówiła. – Pochodzi z bardzo szacownej rodziny i jest jedynakiem. Jego rodzice chcą, żeby wesele odbyło się w ich domu. Teraz właśnie jestem u nich.

– Gdzie mieszkają, w naszej dzielnicy?

– Nie. – Catherine uderzyła się niechcący nożem do papieru w czubek nosa. – W Edinie.

Nastąpiła wymowna chwila ciszy.

– No, no… kto by pomyślał? Moja mała siostrzyczka wychodzi za mąż za kogoś z arystokracji. Jak ci się to udało, dziecinko?

– Ja… No cóż, po prostu zaszłam w ciążę.

– W cią… och, no nic, to nie moja sprawa. Nie miałem zamiaru…

– Nie chciałam wprawiać cię w zakłopotanie, Steve.

– Założę się, że stary miał wiele do powiedzenia na ten temat, co?

– Nawet o tym nie mów.

– Czy oni już go poznali, ci Forresterowie? Catherine przypomniała sobie małą bliznę, nadal widoczną nad brwią Claya.

– Obawiam się, że tak.

– Przypuszczam, że stary uważa, iż tym razem jego statek zawinął do portu, co?

– Doskonale wszystko pamiętasz. Rozpętało się tutaj piekło. Wyprowadziłam się z domu, żeby przed nim uciec.

– Mogę sobie wyobrazić, jak się zachowywał.

– Posłuchaj, jego nie będzie na ślubie, rozumiesz? Nie chcę go widzieć. Nie muszę! Po raz pierwszy w życiu wybór zależy ode mnie i zamierzam z tego skorzystać!

– A co z mamą?

– Jeszcze jej nie powiedziałam. Nie wiem, czy przyjdzie bez niego. Wiesz, jak jest.

– Powiedz jej, że zrobię wszystko co w mojej mocy żeby przyjechać.

– Kiedy będziesz miał pewność, że dostaniesz urlop?

– Za kilka dni. Natychmiast złożę podanie.

– Steve?

– Tak?

Catherine pochyliła się w przód na fotelu, szybko mrugając powiekami, żeby odpędzić nabiegające do oczu łzy, zacisnęła mocno zęby, aż w końcu wyjąkała:

– Tak… tak bardzo chcę, żebyś tu był. – Przetarła czoło dłonią, hamując łzy.

– Hej, dziecinko, płaczesz? O co chodzi? Cathy?

– N…nie, nie płaczę. Ja nnn…igdy nie płaczę. Pamiętasz, dawno temu tak postanowiliśmy. Tylko tak wspaniale znowu usłyszeć twój głos. Tak bardzo mi ciebie brakuje. Byłeś moją jedyną radością w domu.

Po długiej, pełnej napięcia chwili Steve powiedział drżącym głosem:

– Posłuchaj, dziecinko, przyjadę. Tak czy inaczej przyjadę. Obiecuję.

– Muszę już kończyć. Nie chcę nabijać im rachunku. Zanotuj sobie numer telefonu w Horizons.

– Boże, tak się cieszę, że wychodzisz za mąż. Pozdrów mamę i powiedz Clayowi Forresterowi, że mu dziękuję, dobrze?

Catherine opadła bezwładnie na wysokie oparcie skórzanego fotela. Przymknęła oczy i pozwoliła się ponieść fali wspomnień. Ona i Steve – sprzymierzeńcy z dzieciństwa. Steve, piętnastoletni piegowaty chłopak, stawał zawsze w jej obronie, zapominając o własnym strachu przed ojcem. Steve i Cathy, jako dzieci, przytuleni do siebie, czekali, na które z nich skieruje się tym razem jego gniew. Cathy zawsze płakała, kiedy ojciec bił Steve'a. A Steve także nie umiał powstrzymać łez, kiedy przychodziła kolej na Cathy. Oboje drżeli przerażeni i bezradnie patrzyli, jak bił ich matkę. Jednak dopóki mieli siebie, potrafili to znieść. Ale nadszedł dzień, kiedy Steve wyjechał, dzień, gdy był na to dość dorosły. Catherine poczuła się opuszczona i rozpaczliwie osamotniona w tym domu opanowanym przez nienawiść i strach.

– Catherine? – zawołał cicho Clay. Otworzyła oczy i zerwała się z fotela, jakby przyłapał ją na grzebaniu w szufladach biurka. Stał w drzwiach, z jedną ręką w kieszeni spodni; przyglądał się jej już od pewnego czasu. Wszedł do mrocznego pokoju, a ona odwróciła twarz, żeby nie widział łez na jej rzęsach.