Выбрать главу

– Wybrała dziwny sposób na okazanie tego.

– Ludzie są różni, Catherine. Ona… jest inna, nie taka jak rodzice mamy, ale wierz mi, gdyby cię nie zaaprobowała, nigdy nie powiedziałaby tak o pierścionku.

– Pierścionek był więc testem, dlatego kazałeś mi go włożyć dziś wieczór?

– Myślę, że w pewnym sensie tak. Ale to także część tradycji. Oni wiedzą, że dopóki nie włożę dziewczynie tego pierścionka na palec, dopóty nie jest ona moją narzeczoną. Tak zostało ustalone, zanim się jeszcze urodziłem.

– Clay… ja… ja się bałam. Chodzi nie tylko o pierścionek i o sposób, w jaki przesłuchiwała mnie twoja babka. Nie wiedziałam, że jem kraby, nie odróżniam porto od portu i nie wiem, że różowe diamenty nazywają się radianty, i…

Przerwał jej jego niefrasobliwy śmiech.

– Radiant to rodzaj szlifu, nie kolor, ale jakie to ma znaczenie? Zjednałaś sobie staruszkę, Catherine, wiesz? Zjednałaś ją sobie przez to, że pozwoliłaś jej odgadnąć prawdę. Dlaczego się więc boisz?

– Bo w otoczeniu twojej rodziny czuję się nie na miejscu. Jestem jak… jak sztuczny kamień wśród diamentów, nie widzisz tego?

– Cierpisz na zadziwiający brak pewności siebie. Dlaczego tak siebie nie doceniasz?

– Znam swoje miejsce, to wszystko.

– Mylisz się.

– Clay, popełniamy błąd.

– Jedynym błędem dzisiejszego wieczoru było zjedzenie łososia Inelli. – Dotknął jej ramienia. – Skończyłaś się już na niej mścić?

Nie mogła powstrzymać śmiechu.

– Zazdroszczę ci, że potrafisz żartować w takiej sytuacji.

– Catherine, postanowiłem cieszyć się z wszystkiego, co czas przyniesie, i nie pozwolić, by cokolwiek zepsuło moją radość. A tymczasem nawet się czegoś uczę.

– Uczysz?

– Oczywiście… Na przykład, jak zajmować się kobietą w ciąży. – Skierował ją w stronę samochodu. – Chodź, myślę, że już wszystko w porządku. Wsiądź, a ja cię odwiozę jak grzeczny chłopiec.

Podczas jazdy Clay zaczął opowiadać jej o Sophie i Dziadziusiu, a historie, które jej opowiedział, sprawiły, że Catherine zrozumiała, skąd u Angeli tyle miłości. Siedząc obok Claya, słuchając jego wspomnień z dzieciństwa stwierdziła, że bardzo dobrze czuje się w jego towarzystwie.

Raz roześmiała się mówiąc:

– Robiłam, co mogłam, żeby nie wybuchnąć śmiechem, kiedy Dziadziuś nazwał cię synkiem. – Uśmiechnęła się sceptycznie do Claya i powtórzyła: – Synku?

Clay również się roześmiał.

– Cóż, on chyba w ten sposób o mnie myśli. Wiesz, ja naprawdę kocham tego staruszka. Kiedy byłem mały, brał mnie na regaty na Jeziorze Górnym. Tylko on i ja. Raz zabrał mnie na przejażdżkę pociągiem, ponieważ stwierdził, że pociągi wkrótce wyjdą z użycia, nie powinienem więc stracić takiej okazji. W sobotnie popołudnia zabierał mnie na filmy Disneya, do muzeów, w różne miejsca. I chodziłem na balet z obojgiem, z Dziadziusiem i Sophie.

– Na balet? – Była naprawdę zdziwiona.

– Aha.

– Ale miałeś szczęście.

– Nigdy nie byłaś na balecie?

– Nie, tylko o tym marzyłam.

– Mówiłaś, że chciałaś zostać baletnicą, myślałem więc, że byłaś.

– Źle myślałeś. – I wyjawiła mu swój skrywany żal. Powiedziała niewiele. Przypominało to wytarcie maleńkiego kółka na brudnym oknie, przez które pozwoliła mu na chwilę zajrzeć do środka. – Mój tata dużo pił i w domu nigdy nie było pieniędzy.

Przestraszywszy się nagle, że nie powinna była tego powiedzieć, czekała na reakcję Claya. Nie chciała, żeby pomyślał, iż pragnie jego współczucia. Przez chwilę czuła na sobie jego wzrok, a jego słowa sprawiły, że serce zaczęło jej bić jak szalone.

– Ale teraz są.

ROZDZIAŁ 14

W czasie tych krótkich trzech tygodni poprzedzających ślub Catherine i Clay spędzali ze sobą sporo czasu. Doszło do tego, czego Catherine obawiała się najbardziej: zaczęła przyzwyczajać się do Claya. Polubiła to, że otwierał przed nią drzwi samochodu, podawał płaszcz, płacił za nią w restauracji. Także osobiste cechy Claya urzekały ją coraz bardziej. Zadawał sobie trud, by pożartować z dziewczętami w Horizons, zanim ją gdzieś zabrał. Zachwycał ją niezachwiany optymizm Claya i jego pogoda ducha. Śmiał się z taką łatwością, odkryła, i zdawał się brać wszystko, co się działo, za dobrą monetę.

Przyzwyczaiła się, że jego wzrok przyciągają smugi zostawiane na niebie przez odrzutowce, do tego, że wyrzuca z hamburgerów ogórki, ale dodaje keczupu. Wiedziała już, że większość jego ubrań jest w kolorze brązowym i że nie odróżnia brązu od zieleni i czasami źle dobiera skarpetki. Rozpoznawała jego ulubioną wodę kolońską, której zapach unosił się w samochodzie. Nauczyła się, które taśmy należą do jego ulubionych i które piosenki na tych taśmach lubi najbardziej.

Pewnego dnia zaproponował, by wzięła jego samochód i załatwiła wszystkie swoje sprawy na mieście. Patrzyła wielkimi niebieskimi oczyma to na kluczyki, zwisające z jego wskazującego palca, to w jego uśmiechnięte oczy.

Zaniemówiła.

– Co, do diabła, przecież to tylko samochód – powiedział niedbale.

Ale tak nie było! Nie w przypadku Claya. Dbał o niego, tak j a k trener dba o konia zwycięzcę w Kentucky Derby. Jego zaufanie do niej w tej mierze było jeszcze jednym krokiem na drodze ku bliskości, jaka z każdym dniem coraz bardziej łączyła Claya i Catherine. Zobaczyła to bardzo wyraźnie, kiedy tak wpatrywała się w kluczyki. Przyjęcie ich oznaczało pokonanie jeszcze jednej bariery między nimi, bariery znacznie ważniejszej niż wszystkie te, które padły dotychczas, gdyż ta wyznaczała ich oddzielne prawa.

Wzięła w końcu kluczyki, skuszona luksusem, jaki sobą reprezentowały, mówiąc sobie: Jeden raz… tylko ten jeden raz… Tyle mam spraw do załatwienia, a samochodem będzie o wiele szybciej niż autobusem.

Prowadząc corvette czuła, że uzurpuje sobie prawo do świata Claya, tak bardzo ten samochód stanowił jego część. Miała świadomość, że wdziera się w ten jego świat. Serce zaczęło jej bić jak szalone, gdy położyła dłonie na kierownicy, dokładnie w tym samym miejscu, w którym on zazwyczaj kładł swoje. Gdy już ruszyła, doznała przyprawiającego o zawrót głowy poczucia wolności. Raz nawet nacisnęła niepotrzebnie klakson i roześmiała się w głos, ucieszona własną śmiałością. Ustawiła wsteczne lusterko; Minneapolis w Minnesocie, oglądane z wysokości pokrytego białą skórą siedzenia w gładkim srebrnym bolidzie, wyglądało zupełnie inaczej.

Widziała, jak mężczyźni gwałtownie podnoszą głowy, a na twarzach kobiet pojawia się wyraz zawiści, i przez chwilę pozwoliła sobie na poczucie wyższości. Uśmiechała się do innych kierowców, gdy zatrzymywała auto przed czerwonym światłem na skrzyżowaniu. Corvetta była czymś ostentacyjnym i należała do kogoś innego. Nie dbała jednak o to. Uśmiechała się.

I najpierw zabrała nią Marie, a następnie Bobbi na zakupy.

I przez jeden dzień – jeden cudowny dzień – Catherine pozwoliła sobie na udawanie, że to wszystko dzieje się naprawdę. I w jakiś sposób przez ten jeden dzień tak było. W ciągu tego jednego dnia Catherine czuła smak radości, jaką mogą sprawić przygotowania do ślubu.

Szycie ślubnej sukni dla Catherine stało się „rodzinną sprawą”, gdyż każda dziewczyna w Horizons brała w tym udział.

Pewnego dnia, zanim suknia była skończona, Kruszynka urodziła dziewczynkę. Wszystkie wiedziały, że Kruszynka już dawno podjęła decyzję o oddaniu dziecka do adopcji, nie mówiły więc wiele na temat maleństwa. Kiedy odwiedzały Kruszynkę w szpitalu, opowiadały o ślubie, sukni i o przejażdżkach corvetta. Na stoliku obok łóżka Kruszynki leżało jedynie jasnobłękitne zaproszenie na ślub, nie było zaś ani jednej kartki z gratulacjami.