Выбрать главу

Zanim jednak wyszły, pokojówka otworzyła drzwi i wprowadziła zadyszaną Bobbi, z przewieszoną przez ramię plastikową torbą na ubrania. Wszystkie całowały się pospiesznie, witały, zaczęły wieszać suknie i wymieniać uwagi na temat przygotowań na dole.

– Do zobaczenia, Catherine. – Angela machając jej ręką ostrzegła: – Pamiętaj, nie wolno ci wyjść z tego pokoju, dopóki po ciebie nie przyjdę.

– Proszę się nie martwić. Dopilnuję tego – obiecała Bobbi.

Kiedy Catherine i Bobbi zostały same, popatrzyły na siebie, potem uśmiechnęły się szeroko i jeszcze raz uściskały.

– Widziałaś, co się tam na dole dzieje?! – wykrzyknęła Bobbi.

Catherine, ponownie spanikowana, położyła rękę na łomoczącym sercu.

– Nawet mi nie mów. Już i tak kręci mi się w głowie. To wszystko jest nieprawdopodobne!

Nawet w najśmielszych snach nie marzyła, że jej ślub będzie dokładnie taki, w jaki dawno temu bawiły się z Bobbi. A jednak tak było. Kiedy stały w buduarze, wymieniając głupie uwagi, chichocząc co chwila, każda z nich zdała sobie z tego sprawę. Do drzwi zapukała pokojówka z pytaniem, czy nie trzeba jeszcze odprasować którejś z sukien. Odprawiły ją i weszły do łazienki, żeby poprawić sobie fryzury, jeszcze raz spryskać włosy lakierem i roześmiać się do swych odbić w dużym lustrze. Rozległo się jeszcze jedno pukanie i w drzwiach pojawiła się pokojówka z dwoma pudłami, w których znajdowały się bukiety. Położyły je na stole i spojrzały na białe pudła.

– Ty pierwsza – powiedziała Catherine, przykładając do brody zaciśnięte dłonie.

– Och, nie, nie tym razem. Nie jesteśmy już bawiącymi się ośmiolatkami. Ty pierwsza!

– Wobec tego otwórzmy je razem.

Tak też zrobiły. W pudle Bobbi znajdował się bukiet morelowych róż z długimi pastelowymi wstążkami. Catherine cofnęła się na widok oszałamiającego bukietu z białych gardenii i morelowych róż w przezroczystej torbie, na której osiadły krople rosy. Bobbi patrzyła, jak przyjaciółka przyciska dłonie do policzków, na chwilę przymyka oczy, otwiera je i stojąc nieruchomo wpatruje się w kwiaty. Bobbi pochyliła się, wysunęła szpilkę z perłową główką i wyjęła z opakowania ogromny bukiet, pozwalając, by pokój wypełnił cudowny zapach kwiatów. Jedną gardenię wpięła Catherine we włosy. Jej kuzynka nadal jednak nie była w stanie się poruszyć.

– Och, Cath, jesteś piękna. Bobbi podniosła bukiet, Catherine zanurzyła w nim twarz i wyszeptała:

– Nie zasługuję na to wszystko.

– Oczywiście, że zasługujesz. – Głos Bobbi przepełniało uczucie. – To jest dokładnie to, o czym marzyłyśmy, Cath. Jednej z nas się udało, a wszystko okazało się jeszcze wspanialsze niż nasza gra.

– Nie mów tak.

– Nie wnikaj w to, Catherine, po prostu ciesz się każdą chwilą.

– Ale ty nie wiesz…

– Wiem. Uwierz mi, wiem, że myślisz teraz o tym, jak ty i Clay zaczęliście swoją znajomość.

– Cały czas chciałaś, żebym wyszła za Claya Forrestera, prawda, Bobbi?

– Chciałam dla ciebie czegoś dobrego. Gdybym to ja trzymała ślubny bukiet, byłabym w euforii, a nie w depresji.

– Nie jestem w depresji, naprawdę nie. Tylko że to przeszło moje oczekiwania i wszystko stało się tak nagle.

– Po co się tak dręczysz? Catherine, czy raz – tylko ten jeden raz – nie możesz przyjąć manny, która spada ci z nieba? Tak nawykłaś do życia w piekle, że niebo cię przeraża. No już, uśmiechnij się! I powiedz sobie, że poprosił cię, byś za niego wyszła, ponieważ tego pragnął. Wszystko będzie dobrze. Clay jest jednym z najsympatyczniejszych facetów, jakich znam, ale zabiję cię, jeśli powtórzysz to Stu.

W końcu Catherine uśmiechnęła się, jednak opinia Bobbi o Clayu zrobiła na niej większe wrażenie, niż chciała przyznać.

Wyjęły suknię z opakowania. Luksusowy aksamit był prawdziwy. Bobbi podniosła suknię wysoko, żeby Catherine mogła ją nałożyć. W tym momencie jakiś dźwięk – brzmiący jak harfa – dobiegł z dołu.

– Co to? – Bobbi nadstawiła uszu.

– Nic nie słyszę. – Głowa Catherine uwięzła w sukni.

Kiedy Catherine wyłoniła się z niej, obie z Bobbi nadsłuchiwały wyciągając szyje niczym szpaki, gdy wypatrują robaków. Patrzyły na siebie z niedowierzaniem.

– To brzmi jak harfa!

– Harfa?

– A nie? Obie znowu zaczęły nadsłuchiwać.

– Na Boga, tak!

– To sprawka Angeli.

Obie wybuchnęły śmiechem i Catherine, cała drżąca, wciągnęła suknię na siebie. Miała wilgotne dłonie, nie śmiała jednak wytrzeć ich w aksamit.

– Bobbi, boję się śmiertelnie.

– Dlaczego? Jesteś główną atrakcją wieczoru i wyglądasz pięknie. Możesz być z siebie dumna!

Bobbi z przejęciem zapinała zamki i guziczki jej sukni, po czym stanęła za Catherine i rozłożyła na różowym dywanie tren. Catherine zobaczyła się w lustrze, przycisnęła dłonie do brzucha i zapytała:

– Czy to bardzo widać? Bobbi odsunęła ręce kuzynki i zganiła ją:

– Och, na Boga, przestań! – Po czym z błyskiem w oczach, wręczając Catherine bukiet, powiedziała: – Zasłoń brzuch kwiatami.

Catherine zrobiła urażoną minę i obie wybuchnęły śmiechem. Dźwięki dochodzące z dołu stały się wyraźniejsze, a z łagodnymi tonami muzyki mieszał się szum głosów.

Drzwi się otworzyły i stanęła w nich Inella z małą paczuszką owiniętą w folię.

– Ależ pani ślicznie wygląda, panno Catherine – powiedziała z szerokim uśmiechem. – Mam zaszczyt przekazać to pani od narzeczonego. – Podała paczkę Catherine, która patrzyła na nią szeroko rozwartymi oczyma, po czym niepewnie wyciągnęła rękę, cofnęła ją, aż w końcu przyjęła podarunek.

– Co to jest?

– Nie wiem, panienko. Może panienka otworzy paczuszkę i zobaczy?

Catherine spojrzała niepewnie na Bobbi.

– Inella ma rację, otwórz ją! Umieram z ciekawości!

– Ale jeśli to… – Przerwała, zanim powiedziała „kosztowne”.

Małe etui mogło zawierać tylko biżuterię. Spoczywało na jej dłoni, podczas gdy ona zastanawiała się, czemu Clay jej to zrobił. Patrzyła niepewnie to na Bobbi, to na Inellę. Szybko zerwała opakowanie, które skrywało małe aksamitne pudełeczko. Serce waliło jej jak młotem i zaschło jej w gardle. Podniosła wieczko. Wewnątrz nie zabłysły klejnoty, nie ujrzała pierścionka. Na aksamitnym podłożu leżał mosiężny klucz. Nie było żadnego liściku, żadnych wskazówek. Catherine westchnęła.

– Do czego to klucz?

– Niestety, nie mam pojęcia, panno Catherine.

– Ale… Rozległo się pukanie i do pokoju weszła Angela. Kiedy otworzyła drzwi, wdarł się przez nie gwar rozmów gromadzących się na dole gości.

– Już czas – powiedziała.

– Popatrz – Catherine uniosła klucz. – To od Claya. Czy wiesz, do czego on jest?

– Nie mam pojęcia. Będziesz musiała poczekać do końca ceremonii i potem go zapytać.

Catherine włożyła klucz pod podwiązkę.

– Czy z mamą wszystko w porządku?

– Tak, kochanie, nie martw się. Już znalazła swoje miejsce.

Inella ośmieliła się pocałować Catherine lekko w policzek, po czym powiedziała:

– Wygląda panienka naprawdę promiennie. – Po czym oddaliła się do swoich obowiązków.

Bobbi wręczyła Catherine bukiet, po raz ostatni pogłaskała ją po policzku i czekała na znak. Przez otwarte drzwi Catherine widziała, jak Angela podchodzi do Claiborne'a. Uśmiechnął się do niej przelotnie, po czym oboje zniknęli jej z oczu. Następnie ujrzała Stu w ciemnobrązowym smokingu i w koszuli ze sztywnym kołnierzykiem nad muszką, z przodu koszuli spływały kaskadą wykrochmalone morelowe riuszki. Stu uśmiechnął się promiennie do Catherine, a ona postarała się oddać mu drżący uśmiech. Bobbi weszła na podest i ruszyła w stronę schodów.