Выбрать главу

Następnie pojawił się Steve. Jej ukochany Steve, który tak atrakcyjnie wyglądał w smokingu, wyciągnął do niej obie ręce, jakby zapraszał ją do tańca. Uśmiech na jego twarzy rozjaśniał mu oczy. Podszedł do niej, pokłonił się rycersko w pas i podał Catherine ramię.

Catherine posłyszała szelest trenu ciągnącego się za nią po dywanie, czuła silne ramię Steve'a i własne serce tłukące się w piersi. Z dołu dobiegło zbiorowe: „Och!”, kiedy Catherine pojawiła się u szczytu schodów. Onieśmielona patrzyła na uniesione w górę twarze. Steve, wyczuwając jej wahanie, zacisnął jej rękę na swoim ramieniu i w ten sposób zmusił do zejścia o jeden stopień w dół.

Światło płonących świec zalewało hol złotym blaskiem. Były wszędzie: w świecznikach na ścianach, na półkach i stołach, błyszcząc i migocąc w kwietnych kompozycjach przymocowanych do balustrady i w gabinecie, z którego przyglądał się jej tłum gości. Rozstąpili się przed nią i Steve'em, kiedy zeszli już z ostatniego stopnia i popłynęli w stronę salonu.

Catherine przez moment pomyślała o tym, jak pierwszy raz znalazła się w tym holu i siedziała nieszczęśliwa na pokrytej aksamitem sofie. Jakaż była wtedy przerażona.

Jak zahipnotyzowana szła w stronę salonu, gdzie za drzwiami czekał Clay. Elektroniczne organy dołączyły do harfy w preludium Chopina. Zapach kwiatów mieszał się z woskowym zapachem świec, kiedy Catherine szła wolno wzdłuż szpaleru gości, nieświadoma ich obecności, ich pełnych podziwu spojrzeń. Wszystkie jej myśli skupiły się na Clayu, który czekał za drzwiami.

Kątem oka dostrzegła matkę. Goście rozstąpili się, by zrobić jej drogę. Zapomniała jednak o wszystkim, kiedy jej wzrok padł na Claya. Stał w klasycznej pozie pana młodego, z dłońmi splecionymi z przodu, na rozstawionych nogach; nie uśmiechał się. Postanowiła sobie wcześniej, że będzie unikała jego wzroku, jednak jej oczy kierowały się swoją własną wolą.

Podobnie jak cała sceneria, tak i on sprawiał wrażenie, jakby wyczarowała go jakaś wróżka z bajki.

Boże, pomóż mi, pomyślała, kiedy ich oczy się spotkały. Boże, pomóż mi.

Czekał, a w jego włosach koloru dojrzałej pszenicy jakby pobłyskiwało słońce. Światło niezliczonych świec w wysokim świeczniku nadawało skórze jego twarzy bursztynowy odcień i odbijało się od ciemnomorelowego żabotu, w którym Clay wyglądał bardzo męsko. Ubrany był w smoking cynamonowego koloru, na szyi miał zawiązaną muszkę. Patrzyła, jak prawie niedostrzegalnie ugina lewe kolano, opuszcza ręce i zwilża wargi.

– Ukochani… Rozpoczęła się uroczystość. Wszystko wydawało się surrealistyczne. Znowu była dzieckiem, bawiła się z Bobbi w ślub, przechodziła przez trawnik przebrana za pannę młodą, trzymając w ręku bukiet z mleczów.

Dziś ja chcę być panną młodą. Ale ty zawsze jesteś panną młodą! Wcale nie! To ty byłaś panną młodą ostatnim razem! No dobrze, nie płacz. Ale następnym razem ja będę miała welon na głowie!

– Kto oddaje tę kobietę temu mężczyźnie?

– Ja, jej brat.

Wróciło poczucie rzeczywistości, kiedy ramię Claya zastąpiło ramię Steve'a. Było twarde, ale przez chwilę czuła jego drżenie.

Catherine skupiła wzrok na ustach pastora, koncentrując się na słowach, gdy zwrócił się do zgromadzonych, by pamiętali o wadze cierpliwości, miłości i wierności. Bolesny skurcz mięśni przywrócił Catherine do przytomności. Usłyszała, że pastor prosi wszystkie obecne pary małżeńskie, by ujęły się za ręce i po cichu odnowiły swe śluby przysięgi razem z nowożeńcami. Catherine błagała w duchu: Nie! Nie! Jesteście świadkami komedii! Nie dajcie się zwieść.

Uciekła myślami do zabaw z dziecinnych lat.

Kiedy będziesz wychodziła za mąż, jakiego mężczyznę poślubisz?

Bogatego.

Och, Bobbi, czy rzeczywiście tylko o to ci chodzi?

No, a ty jakiego poślubisz?

Takiego, który będzie po pracy wracał do domu i nie będzie zatrzymywał się w barach. I zawsze będzie dla mnie miły.

Pastor poprosił ich, by zwrócili się do siebie twarzami i wzięli za ręce. Bukiet z gardenii i róż przejęła Bobbi. W krótkiej chwili, kiedy wymieniły między sobą spojrzenia, w ich oczach odbiły się fantazje z czasów dzieciństwa. Clay ujął dłonie Catherine swymi silnymi palcami, a ona poczuła wilgotność jego i swoich dłoni.

Wyjdę za mąż za mężczyznę, który będzie wyglądał dokładnie tak jak Rock Hudson.

Ja nie. Podobają mi się jasne włosy i szare oczy.

Mój Boże, pomyślała Catherine, czy ja rzeczywiście tak powiedziałam?

Podniosła wzrok na jasne włosy, spojrzała w szare, poważne i szczere oczy. Jego twarz pobłyskiwała w migocącym świetle świec, które uwydatniało prosty nos, pociągłe policzki i wrażliwe usta. Tuż nad wysokim kołnierzykiem i sztywną muszką pulsowała żyła. Zachowywał się nienagannie, przekonywająco. Wprawiło to Catherine w zdenerwowanie.

Mój mąż musi być dla mnie miły. Musi mieć jasne włosy, szare oczy i dużo pieniędzy.

W pamięci Catherine odżyły zwroty z przeszłości, przyprawiając ją o takie wyrzuty sumienia, jakich dotąd nie odczuwała. Jednak ci, którzy się jej przyglądali, nie odgadli zamętu w jej sercu, gdyż dorównała wspaniałej grze Claya, wpatrując się w jego oczy, tak jak on wpatrywał się w jej, a uścisk jego dłoni stawał się słodką męczarnią.

Co my robimy? – chciała krzyknąć. – Czy wiesz, co się ze mną dzieje, gdy tak na mnie patrzysz, a ja sama przed sobą udaję, że ubóstwiam twoją zbyt doskonałą twarz? Czy nie czujesz, jak cierpię? Puść moje ręce, odwróć wzrok, wyrzuć mnie ze swego serca. Jesteś zbyt szlachetny, a ja zbyt długo cierpiałam z braku miłości. Proszę, Clay, odejdź, zanim będzie za późno. Jesteś złudzeniem, a mnie nie wolno zatracić się w nim.

Clay nie odwrócił się jednak, nie spuścił wzroku, nie wypuścił jej rąk ze swoich.

Stu podszedł, wyjmując z kieszeni obrączkę. Wyciągnęła drżącą dłoń, a Clay wsunął na jej palec wysadzaną diamentami obrączkę.

– Ja, Clay, biorę sobie ciebie, Catherine… Kiedy jego głęboki głos wypowiadał te słowa, serce Catherine zapragnęło nagle, by były one prawdziwe. Nagle poczuła w swojej dłoni obrączkę – Angela pomyślała o wszystkim – i jeszcze raz spojrzała w oczy Claya. Jeszcze jeden rekwizyt w tej grze? – zapytała go wzrokiem. Może jednak sam ją wybrał, a nie Angela? Spuściła wzrok i posłusznie ozdobiła jego palec szeroką, prostą złotą obrączką.

– Ja, Catherine, biorę sobie ciebie, Claya… – mówiła niepewnym głosem, przez łzy.

Trzeba było jednak znieść jeszcze trochę, zwrócili się więc twarzami w stronę pastora, który ogłosił, że są mężem i żoną, po czym uśmiechnął się dobrotliwie i objął dłońmi połączone ręce nowożeńców.

– Niech wasze wspólne życie będzie długie i szczęśliwe – życzył im, nie podejrzewając, jakie wrażenie jego słowa robią na Catherine. Oczami pełnymi łez patrzyła na ich połączone ręce, zupełnie odrętwiała. – A teraz możecie przypieczętować wasze ślubowanie pocałunkiem.

Catherine nie wiedziała, co robić. Czuła się tak, jakby przybyło jej lat. Clay przejął dowodzenie, odwracając się do niej, a wszyscy obecni przypatrywali się im przez łzy. Uniosła twarz, oddech uwiązł jej w gardle. Spodziewała się jedynie lekkiego muśnięcia warg, jednakże jego twarz zbliżała się coraz bardziej i nagle znalazła się w jego ramionach, łagodnie przytulona do piersi pod sztywnym żabotem eleganckiej koszuli, zniewolona przez miękkie, lekko uchylone pożądliwe wargi. Zalała ją fala wspomnień.