– A to kto? – zapytała Catherine, starając się usilnie, by w jej głosie nie pojawił się lodowaty ton.
– To ojciec Jill. Jednakże Catherine czekała jeszcze jedna niespodzianka, gdy się bowiem przyglądała tej scenie, do całej grupy podeszła Elizabeth Forrester i natychmiast stało się oczywiste, że Jill Magnusson czuje się równie swobodnie w towarzystwie starej damy, jak i nowo poślubionego męża Catherine. Wyniosła matrona ani trochę nie onieśmielała Jill. W rzeczy samej brunetka wdzięcznie ujęła pod ramię Elizabeth i perliście roześmiała się na to, co powiedziała babka Claya. Po czym – niebywałe – stary orzeł również się roześmiał.
W tej chwili Clay spostrzegł, że Bobbi przygląda im się, wyjął więc natychmiast rękę z kieszeni, przeprosił swoich rozmówców i podszedł do niej i Catherine.
– Jill i jej rodzice właśnie wychodzili – wyjaśnił.
– To dziwne, że Catherine nie została przedstawiona Magnussonom.
– Och… przepraszam, Catherine. Powinienem był tego dopilnować. – Niepewnie spoglądał w stronę frontowych drzwi, gdzie Angela i pani Magnusson czule całowały się na pożegnanie, a ich mężowie ściskali sobie dłonie. Jill rzuciła mu ostatnie, przeciągłe spojrzenie.
– Catherine, myślę, że na nas już czas.
Jasne, teraz, kiedy wyszła Jill Magnusson, pomyślała Catherine.
– Powinniśmy chyba podziękować twoim rodzicom.
– Już to zrobiłem. Wiedzą, że po prostu wymkniemy się niepostrzeżenie.
– A co z prezentami? – Chciała za wszelką cenę opóźnić tę chwilę, kiedy zostanie z mężem sam na sam.
– Zostaną tutaj. Nikomu nie musimy dzisiaj za nie dziękować.
– Mama będzie się zastanawiać… – zaczęła niezdarnie, rozglądając się wokół.
– Naprawdę? – Clay zauważył zdenerwowanie Catherine. – Jest z nią Steve. Przypilnuję, żeby bezpiecznie dotarła do domu. – Wyjął pusty kieliszek z jej pozbawionych czucia palców, mówiąc: – Idź na górę, weź płaszcz, a ja będę na ciebie czekał przy bocznych drzwiach. I nie zapomnij klucza.
Znalazłszy się w różowej sypialni, Catherine opadła na skraj łóżka i przymknęła zmęczone oczy. Pożałowała, że to nie jej własny pokój, że nie może zasnąć i obudzić się rano ze świadomością, że nie było żadnego ślubu. Odruchowo bawiła się falbaniastym brzegiem jaśka, wpatrując się w deseń na powłoczce, aż oczy zaszły jej łzami. Odrzuciła poduszkę i stanęła przed lustrem. Opięła suknię na brzuchu, mierząc go wzrokiem. Spojrzała na swoją twarz w lustrze i zdziwiła się, że jest taka zaróżowiona, gdy ona sama czuje się tak, jakby odpłynęła z niej cała krew. Ściągnęła brwi w grymasie niezadowolenia, kiedy wpatrywała się we własne odbicie i znajdowała w nim niezliczone niedoskonałości.
– Jill Magnusson – szepnęła. Odwróciła się i zarzuciła płaszcz na ramiona.
Na zewnątrz świat rozjaśniała biel pierwszego śniegu, który zawsze lśni jakby własnym blaskiem. Nocne niebo wyglądało tak, jakby ktoś rozlał po nim mleko, a księżyc przesłaniała biała mgiełka. Od czasu do czasu spadał cicho pojedynczy płatek śniegu. Światło padające z okien pobłyskiwało na szronie, a bezlitosne gałęzie drzew okrywał biały puch. Powietrze było rześkie i mroźne.
Catherine podciągnęła płaszcz pod brodę, uniosła twarz i odetchnęła głęboko. Ożywiona, pospiesznie przeszła na tyły domu w stronę garaży. Było cicho.
– Przepraszam, że to tak długo trwało. – Podskoczyła na dźwięk jego głosu. Clay wyłonił się z ciemności – wysoki mężczyzna z podniesionym kołnierzem płaszcza.
– Dopadli mnie jacyś goście z życzeniami i nie mogłem się wyrwać.
– W porządku. – Otuliła się szczelniej płaszczem.
– Och, ty marzniesz. – Położył dłoń na jej plecach i poprowadził w stronę ciemnego samochodu, omotanego serpentynami. Clay otworzył drzwi od strony kierowcy.
– Masz kluczyk? – zapytał.
– Kluczyk? – powtórzyła nie rozumiejąc.
– Tak, kluczyk. – Uśmiechnął się tylko kącikiem ust.
– Dzisiaj ja poprowadzę, ale jest już twój.
– M…mój? – wykrztusiła, niepewna, gdzie szukać potwierdzenia tego faktu.
– Wszystkiego najlepszego z okazji ślubu, Catherine – powiedział po prostu.
– Klucz był do tego samochodu?
– Pomyślałem, że przyda ci się combi do wożenia zakupów i takich tam.
– Ale, Clay… – Teraz trzęsła się jeszcze bardziej, a przebiegające ją dreszcze były gwałtowniejsze, mimo że tak mocno otuliła się płaszczem.
– Masz kluczyk?
– Clay, to nie fair – rzekła.
– Wszystko jest fair na wojnie i w miłości.
– Ale nie mamy do czynienia ani z miłością, ani z wojną. Jak mogę po prostu powiedzieć… po prostu powiedzieć: „Dziękuję, panie Forrester” i odjechać nowiuteńkim samochodem, jakbym miała do tego prawo?
– A nie masz?
– Nie!
– Corvetta jest za mała – tłumaczył jej. – Trudno byłoby nią przewieźć nawet prezenty ślubne.
– Wobec tego świetnie, zamień ją albo pożycz bronco, ale nie podawaj mi świata na talerzu, gdyż mam poczucie winy, że z niego jem.
Opuścił rękę, którą trzymał drzwi samochodu, w jego głosie pojawiła się lekka uraza:
– To prezent. Czemu musisz robić z tego taką wielką sprawę? Stać mnie na to. Jeśli każde z nas będzie miało swój samochód, niezmiernie ułatwi nam to życie. Tom Magnusson ma firmę samochodową i daje nam duże zniżki na wszystkie samochody, które kupujemy.
Zdrowy rozsądek powrócił wraz z tym zimnym prysznicem.
– W takim razie dziękuję.
Catherine wsiadła i przesunęła się na siedzenie dla pasażera, uniosła sukienkę, wyciągnęła kluczyk spod podwiązki i podała mu.
Czuł na dłoni jego ciepło.
Był trochę nieswój, kiedy zapalał silnik, i przez chwilę nie ruszał. Włączył ogrzewanie i odchrząknął.
– Catherine, nie wiem, jak to powiedzieć, ale ja też dostałem dziś klucz.
– Od kogo?
– Od rodziców. – Catherine czekała, drżąc wewnętrznie. – Do apartamentu dla nowożeńców w hotelu „Regency”.
Wydała dźwięk przypominający odgłos, jaki wydaje powietrze ulatujące z balonu, i tylko jęknęła:
– Och, Boże.
– Tak, och, Boże – zgodził się i zaśmiał nerwowo.
– Co zrobimy? – zapytała.
– A co chcesz zrobić?
– Chcę jechać do domu.
– I chcesz, żeby zadzwonili jutro z „Regency” z pytaniem, dlaczego państwo młodzi się nie pojawili? – Siedziała w milczeniu, drżąc. – Catherine?
– Cóż, nie moglibyśmy po prostu… nie moglibyśmy – przełknęła ślinę – zameldować się w hotelu i zaraz wyjechać?
– Czy chcesz, żebym wrócił do rodziców i grzebał w stosie prezentów w nadziei, że znajdę wśród nich jakieś prześcieradła i koce? – Miał rację, znaleźli się w pułapce.
– Catherine, to dziecinada. Właśnie wzięliśmy ślub i zgodziliśmy się spędzić ze sobą kilka miesięcy. Zdajesz sobie sprawę, że w tym czasie będziemy na siebie niekiedy wpadać, prawda?
– Tak, ale nie w apartamencie dla nowożeńców w „Regency”. – Wiedziała jednak, że zanim minie noc, zada ona kłam jej słowom.
– Catherine, co do licha, sądziłaś, że wetknę klucz z powrotem ojcu w rękę i powiem: „Sami z niego skorzystajcie”?
Nie było sensu się kłócić. Siedzieli w samochodzie milcząc, aż w końcu Clay wyjechał spod garażu.