Выбрать главу

– Szampan uderzył ci do głowy – powiedziała tylko.

– Do licha, nie możesz winić faceta za to, że próbuje. Zła na siebie, że pragnie, by ta noc była czymś więcej, niż jest, zła na niego za tę propozycję, zastanawiała się, jaką cudowną torturą mogłoby się okazać to, gdyby odwróciła się do niego i przyjęła jego zaproszenie.

Została jednak na swoim miejscu, zwinięta w kłębek. W czasie długich godzin, zanim przyszedł sen, zastanawiała się, czy Clay ma na sobie piżamę.

ROZDZIAŁ 20

Catherine obudził szelest rozsuwanych zasłon. Zerwała się, jakby studwudziestoosobowa orkiestra dęta zagrała marsza tuż koło jej ucha. Clay stał w promieniach słońca i śmiał się.

– Czy zawsze tak się budzisz? Zamrugała powiekami, opadła na poduszkę niczym stara szmaciana lalka i zakryła oczy przedramieniem.

– Och, Boże, a więc jednak miałeś na sobie piżamę. Znowu się roześmiał, swobodnie i wesoło, odwrócił w stronę okna i spojrzał na miasto budzące się w różowozłotej poświacie.

– Czy to oznacza: „dzień dobry”?

– Oznacza to, że zmarnowałam noc, zastanawiając się, czy masz na sobie piżamę czy nie.

– Następnym razem po prostu zapytaj.

Catherine nagle zerwała się z łóżka i pobiegła do łazienki, zatrzaskując za sobą drzwi.

– Nie słuchaj! – rozkazała.

Clay oparł się o parapet okna, chichocząc do siebie, myśląc o niespodziewanych urokach życia w małżeńskim stadle.

Wyszła z łazienki z niewyraźną miną i natychmiast złapała okrycie.

– Przepraszam, że tak gwałtownie to zrobiłam, ale ten mały człowieczek w moim brzuchu zaprowadza własne porządki, do których nie jestem jeszcze przyzwyczajona.

– Czy ta poufna wiadomość ma oznaczać, że już nie jesteś na mnie wściekła?

– Byłam na ciebie wściekła? Nie pamiętam. – Zajęła się wiązaniem peniuaru.

– Tak – odparł, odchodząc od okna. – Uczyniłem ci niedwuznaczną propozycję, a ty się zezłościłaś.

– Nie ma o czym mówić. Bądźmy przyjaciółmi. Nie lubię się kłócić.

Stanął teraz do niej przodem, z odsłoniętą piersią, rzucając szybkie spojrzenie na jej włosy, a ona machinalnie przyczesała je palcami.

– Rano nie wyglądam najlepiej – wyjaśniła.

– A kto wygląda? – odparł pocierając brodę. Podszedł do walizki i zaczął w niej grzebać, pogwizdując cicho.

Catherine była przyzwyczajona, że co rano jej matka chodzi po domu szurając nogami, z miną męczennicy, wyczerpana, jakby dzień się kończył, a nie zaczynał. I do ojca, który bekał i drapał się, popijając kawę z whisky i klnąc pod nosem.

To było coś nowego: mężczyzna, który pogwizdywał przed śniadaniem.

Zatrzymał się w drodze do łazienki, ze skórzaną męską kosmetyczką w ręce.

– Co powiesz na to, żebyśmy się ubrali, zjedli śniadanie, a potem pojechali do domu rodziców po prezenty?

– Umieram z głodu. Nie jadłam wczoraj kolacji.

– I pewnie nie tylko ty jesteś głodna? – Popatrzył wymownie na jej brzuch.

– Nie, nie tylko ja.

– Pozwól, że postawię wam obojgu śniadanie.

Catherine zarumieniła się i odwróciła, uświadamiając sobie, że podoba się jej poranne zachowanie Claya.

Kiedy z łazienki dobiegł szum prysznica, znowu opadła na łóżko i rozmyślała o tym, jak inny jest dziś Clay. Jego żarty sprawiały jej przyjemność. Usłyszała, jak upuścił mydło, zduszony okrzyk i znowu ciche pogwizdywanie. Przypomniała sobie, jak odwrócił się od okna, a piżama opadła mu kusząco poniżej bioder, odsłaniając pionową cienką linię rudozłotych włosów na brzuchu. Catherine jęknęła i położyła się na boku, zasłaniając twarz zgiętym w łokciu ramieniem. Słońce padało na nią ciepłymi złotymi promieniami i czekając na męża zasnęła.

Clay wszedł do sypialni w spodniach od piżamy i z ręcznikiem zarzuconym na szyję. Uśmiechnął się na widok, jaki miał przed sobą. Catherine leżała wyciągnięta swobodnie, żółty materiał oblepiał jej ramiona, plecy, pośladki. Jedną nogę zgięła w kolanie, druga noga zwisała poza krawędź łóżka. W świetle dnia, pomyślał, wygląda dużo ładniej. Drobna wymiana zdań po przebudzeniu sprawiła mu przyjemność.

Rozejrzał się, dostrzegł róże, wyjął z wazonu jedną i zaczął nią łaskotać spód jej stopy. Poruszyła palcami, a w końcu potrząsnęła nią z irytacją i kopnęła go w kolano.

– Przestań – zganiła go. – Powiedziałam ci, że rano nie najlepiej się czuję. Jestem w złym nastroju prawie do południa.

– A ja właśnie sobie pomyślałem, jaka byłaś miła.

– Jestem niedźwiedziem.

– A co ty właściwie robisz? Miałaś się przygotowywać do śniadania.

Spojrzała na niego z jednym policzkiem i okiem zakrytym poduszką.

– Drzemałam.

– Drzemałaś?

– Cóż, to twoja wina.

– Ach, tak? A co ja zrobiłem?

– Osioł. Ciężarne kobiety dużo śpią, mówiłam ci to już przedtem. – Wyciągnęła rękę i pomachała palcami. – Daj mi.

Podał jej różę, a ona powąchała ją – jeden głęboki, przesadny wdech – a następnie przesunęła się na bok i powiedziała patrząc w sufit: – Zaczął się dzień. – I nie mówiąc już nic więcej poszła się wykąpać i ubrać.

Catherine zrozumiała, że jej największym przeciwnikiem jest normalność. Clay, dobrze do niej przystosowany, zamierzał iść do przodu, jakby ich małżeństwo było czymś zwyczajnym. Ona jednak cały czas miała się na baczności przed wciągającą zwyczajnością. Ten pierwszy dzień dał jej wyobrażenie, czym mogłoby być życie z Clayem, gdyby wszystko ułożyło się inaczej.

Przyjechali do domu Forresterów w jasnym słońcu listopadowego popołudnia, które stopiło prawie wszystek śnieg. Nie było już portiera, wiewiórki popiskiwały i biegały, nadal gromadząc zapasy na zimę. Kowalik sfrunął z girlandy przy drzwiach, gdzie pożywiał się wąsatą pszenicą.

A dom, jak zawsze, powitał ich ciepło.

Zastali Claiborne'a i Angelę siedzących razem czule na kanapie, niczym para ptaszków, i oglądających na ekranie telewizora mecz drużyny Minnesota Vikings. Przy powitaniu wszyscy ściskali się serdecznie, a teraz i Catherine była w to włączona. Razem – we czwórkę – rozpakowali większość prezentów, odrywając się od tego zajęcia, gdy pokazywano powtórki meczu, i żartowali z Catherine, że nie zna się na tej grze. Siedząc na podłodze na grubych poduchach, Catherine śmiała się razem z Clayem z dziwacznego słoja na ciasteczka, który pasowałby bardziej do murzyńskiej kuchni niż do wielkomiejskiego domu. Przy okazji dowiedziała się, że Clay najbardziej lubi czekoladowe ciasteczka. Rozpakowali maszynkę do wafli i wtedy Catherine dowiedziała się, że Clay woli naleśniki. Dowiedziała się także, że nie znosi Chicago Bears. Angela zrobiła kanapki, a Claiborne powiedział wesoło:

– Tę paczkę otwórzcie teraz.

Catherine poczuła się wessana w bezpieczną atmosferę tej rodziny.

Późnym popołudniem załadowali swoje łupy do samochodu i pojechali do miejsca, które odtąd mieli nazywać swoim domem. Catherine poczekała na Claya przy drzwiach i przyglądała się, jak odkłada pakunki i schyla się, by włożyć klucz do zamka. Sama też była obładowana pudłami.

Drzwi się otworzyły i zanim Catherine zdała sobie sprawę, co się dzieje, Clay odwrócił się i zręcznie wziął na ręce żonę i pudła, które trzymała.

– Clay!

– Wiem, wiem. Postaw mnie, prawda? Ona tylko się roześmiała, kiedy on zatoczył się, jakby miał nogi z gumy, i upadł na schodki, z Catherine na kolanach.

– Na filmach żona jakoś nie waży tyle – zażartował. Catherine skrzywiła się i bardzo brzydko go nazwała. Clay zepchnął ją ze swoich kolan.