Выбрать главу

Zabolały go łokcie. Zdał sobie sprawę, że już długi czas siedzi, opierając je na twardych kantach maszyny. Otworzył oczy i światło je poraziło. Podniósł się niespokojnie i zgasił lampkę, poszedł do sypialni i opadł na łóżko. Leżał na nim, a myśli wirowały mu w głowie.

Clay usłyszał, jak wchodzi, usiadł na łóżku, zastanawiając się, jak ma ją potraktować, co było dla niego dziwnym uczuciem, jako że teraz martwił się o nią, a nie o siebie samego. Kiedy zszedł na dół, Catherine siedziała, nadal w płaszczu, z głową na oparciu kanapy, z zamkniętymi oczami.

– Cześć – powiedział, zatrzymując się w drzwiach.

– Cześć – odparła, nie otwierając oczu.

– Czy coś się stało? – Światło lampy padało na jej rozwiane wiatrem włosy. Otuliła się mocniej płaszczem i podniosła wysoko kołnierz.

– Dziecko nie żyje.

Bez słowa przeszedł przez pokój, usiadł na poręczy kanapy i położył dłoń na jej włosach. Pozwoliła mu na to, ale się nie odezwała, nie okazała ani odrobiny bólu czy strachu. Poruszył ręką, kreśląc nią ciepłe kręgi na jej włosach, gładząc je, wyrażając w ten sposób swoje współczucie. Catherine gwałtownie przełknęła ślinę. Clay tak bardzo pragnął uklęknąć przed nią, położyć głowę na jej kolanach i przytulić twarz do jej brzucha. Zamiast tego szepnął jedynie:

– Tak mi przykro.

– Powiedzieli, że miało niedorozwinięte p…płuca, że kiedy dziecko rodzi się przedwcześnie, zawsze istnieje ryzyko…

– Nie dokończyła jednak zdania. Jej oczy były rozwarte szerzej niż zazwyczaj, wpatrzone w sufit, a on czekał na chociażby pojedynczy szloch. Łagodnie zacisnął palce na jej karku – zapraszając ją, żeby skorzystała z jego pomocy, w jakikolwiek sposób będzie tego potrzebowała. Czuł, że Catherine pragnie, by ktoś ją objął i pocieszył, ona jednak przezwyciężyła tę potrzebę, zerwała się gwałtownie, uciekając przed jego dotykiem, prawie ze złością zdejmując płaszcz.

Złapał płaszcz, kiedy opadał jej z ramion, przytrzymując ją od tyłu i spodziewając się, że mu się wyrwie. Nie zrobiła jednak tego. Głowa opadła jej do przodu, jakby nagle szyja stała się bezwładna.

– To nie znaczy, że nasze jest w niebezpieczeństwie – pocieszył ją. – Nie pozwól,, by to cię wytrąciło z równowagi, Catherine.

Teraz wyrwała się i gwałtownie odwróciła do niego przodem.

– Mam nie pozwolić, by mnie to wytrąciło z równowagi! Za kogo ty mnie uważasz? Jak mam nie pozwolić, by mnie to nie wytrąciło z równowagi, skoro widziałam, jak Gover opłakuje dziecko, którego nie chciała? Czy wiesz, jak zaszła w ciążę? Pozwól, że ci powiem. Dała się namówić na randkę z chłopakiem ze szkoły średniej, który zrobił to tylko dlatego, że się założył z kumplami. Tak właśnie było! Myślała, że nienawidzi tego czegoś, co w niej rośnie, a teraz, kiedy dziecko nie żyje, ona płacze, jakby sama umarła. A ty mówisz: „Nie pozwól, żeby cię to wytrąciło z równowagi”? Nie rozumiem, j…jak ten ś…świat może być tak… pokręcony…

Podszedł do niej szybko, zanim zmieni zdanie, zanim znowu przed nim ucieknie lub skryje się za zasłoną gniewu. Objął ją ramionami i dziko przycisnął do siebie. Ujął ją za kark i zmusił, by przytuliła głowę do jego ramienia i sprawił, że stała tak, a ich mięśnie drżały, aż w końcu Catherine poddała się i Clay poczuł, jak jej ramiona oplatają jego plecy. Stali przytuleni, bardziej jak walczący zapaśnicy niż kochankowie. Kiedy go obejmowała, jej palce wbijały się w jego sweter. Potem poczuł, jak z desperacji jej pięści uderzają go w krzyż, chociaż nie próbowała już przed nim uciekać. Tylko te żałosne uderzenia, coraz słabsze.

– Catherine – szepnął – nie musisz być cały czas taka silna.

– Och, Boże, Clay, to był chłopiec. Widziałam go w inkubatorze. Był taki piękny i kruchy.

– Wiem, wiem.

– Jej rodzice nie chcieli przyjść. Clay, oni nie chcieli przyjść! – Jej pięść znowu uderzyła go w plecy.

Pozwól jej płakać, pomyślał. Gdyby tylko w końcu się rozpłakała.

– Ale twoja mama przyjdzie i moja także.

– Co ty mi próbujesz zrobić? – Nagle zaczęła go odpychać, zapierając się dłońmi o jego pierś, prawie go bijąc.

– Catherine, zaufaj mi.

– Nie, nie! Puść mnie! To wszystko jest wystarczająco okropne, żebyś jeszcze ty mnie wytrącał z równowagi.

Wbiegła po schodach, unosząc ze sobą cały skrywany latami ból. Teraz jednak Clay wiedział, że łagodność będzie lekarstwem. Będzie na to potrzeba czasu, ale w końcu to lekarstwo poskutkuje.

ROZDZIAŁ 23

W wigilię Bożego Narodzenia, tuż po południu, zaczął padać śnieg. Opadał niczym diamentowy pył, lekkimi puszystymi płatkami. Do wieczora ziemia był czysta i biała. Niebo pobłyskiwało lekko, rozjaśnione światłami miasta.

Catherine była ubrana w nowy, zrobiony własnoręcznie sweter z miękkiej rdzawej wełny, poniżej piersi przewiązany paskiem. Tym razem postanowiła stawić czoło Elizabeth Forrester. Kiedy jednak zbliżała się do frontowych drzwi, jej pewność siebie zaczęła się chwiać na myśl, co wielka dama powie na jej sterczący brzuch.

– Czy sądzisz, że już jest? – zapytała Claya spłoszona, gdy stał przy drzwiach z ręką na klamce.

– Jestem pewny, że tak. Zrób po prostu to, co ci powiedziałem, staw jej czoło. Ona to lubi.

Uśmiech, jaki zdołała przywołać na twarz, znikł, kiedy weszli do środka, gdyż Elizabeth Forrester stała właśnie na wprost nich na schodach. Opierała się na lasce, do której rączki był przywiązany czerwoną wstążką niedorzeczny zielony bukiecik.

– No, najwyższa pora, dzieci! – zganiła ich władczym tonem.

– Wesołych świąt, babciu – przywitał się z nią Clay, ujmując jej ramię, kiedy zeszła na najniższy stopień.

– Tak, dano mi do zrozumienia, że są to wesołe święta. Sama potrafię zejść po schodach, jeśli łaska. Jeśli masz się o kogoś troszczyć, to jak sądzę twoja żona jest tą kobietą, która wymaga troski. Czyż nie tak, kochanie? – Popatrzyła na Catherine swymi sokolimi oczyma.

– Jestem zdrowa jak koń – odparła dziewczyna, oddając swój płaszcz Clay owi i obciągając obszerną suknię.

Na wargach Elizabeth zaigrał przez moment delikatny uśmiech, a oczy, których celowo nie skierowała na brzuch Catherine, błyszczały tak samo jak klejnoty na jej palcach. Spojrzała na swego wnuka.

– Wiesz, podoba mi się styl tej kobiety. Mogę dodać, że trochę przypomina mój własny. – Laska z rączką z kości słoniowej dwukrotnie dotknęła brzucha Catherine, podczas gdy matrona oświadczyła: – Jak już powiedziałam, oczekuję, że będzie piękny, i nie trzeba dodawać, że inteligentny. Wesołych świąt, moja droga. – Przysunęła policzek do policzka Catherine, nie dotykając go, po czym weszła do salonu, pozostawiając Catherine wpatrzoną w Claya.

– To wszystko? – szepnęła Catherine, szeroko rozwierając oczy.

– Wszystko? – uśmiechnął się Clay. – Piękny i inteligentny? To całkiem spore zadanie.

W kącikach oczu Catherine pojawił się uśmiech.

– A co się stanie, jeśli ona będzie milutka i średniej inteligencji?

Clay wyglądał na zaszokowanego.

– Nie ośmieliłabyś się!

– Nie, chyba nie, prawda?

Przez chwilę uśmiechali się jeszcze, zapomniawszy o spotkaniu z Elizabeth Forrester. Spoglądając na Claya, na jego uśmiech, na jego czarujące usta i tę brew, która tak prowokacyjnie wyginała się nad jego lewym okiem, Catherine poczuła, jak opuszcza ją powściągliwość. Zdała sobie sprawę, że od jakiegoś czasu stoi tak ze wzrokiem zatopionym w jego oczach, i pomyślała: To ten dom. Co się ze mną dzieje, kiedy jestem z nim w tym domu? Omiotła spojrzeniem wspaniały hol, szukając jakiegoś tematu do rozmowy.