Выбрать главу

Clay czym prędzej skrył się w swojej skorupie.

Przyszedł luty, a z nim szare dni, które gasiły nawet najbardziej radosne nastroje. Catherine postanowiła wytrwać do końca semestru, czyli do połowy marca, z każdym dniem stawało się to jednak coraz trudniejsze; przybierała na wadze i ogarniał ją narastający niepokój.

W domu w Golden Valley mąż i żona nie zamieniali ze sobą nawet słowa.

ROZDZIAŁ 25

W dniu kiedy Herba zwolniono z obozu pracy, ciepłe wiatry wiały gdzie indziej. W Minnesocie zimne, ołowiane niebo odpowiadało nastrojowi Andersona. Podmuchy wiatru lodowatymi językami lizały kostki jego nóg, a zamarznięty śnieg mroził stopy. Od czasu do czasu gładkie podeszwy jego butów ślizgały się na nierównym poboczu i Herb klął pod nosem. Autostopem dostał się do Minneapolis, stwierdzając, że w mieście panuje równie okropna pogoda jak na autostradzie. Ulice pokrywał brudny lód, posypany piaskiem i solą.

Było późne popołudnie. Przechodnie, z twarzami osłoniętymi wysoko postawionymi kołnierzami, spieszyli do domów, nie podnosząc wzroku. Herb wsiadł do wyziębionego miejskiego autobusu. Jechał szczękając zębami i ponurym wzrokiem patrząc przez okno.

Jezu, alebym się napił. Ani kropelki przez tyle miesięcy. Do diabła, jak im się wydaje, kim są, pozbawiając człowieka wolnej woli? Mogę nie pić, kiedy tylko zechcę. Zawsze to mówię! Kto dał tym sukinsynom prawo, żeby mnie do tego zmuszać? Jak tylko dotrę do baru Haleya, pokażę tym sukinsynom, że Herb Anderson rzuca picie wtedy, kiedy Herb Anderson jest do tego gotowy i ani o dzień wcześniej!

W barze Haleya stali goście całowali szklaneczki pełne alkoholu, zamiast całować swoje dzieci.

– Patrzcie, kto przyszedł! Trzymaliśmy dla ciebie stołek, Herb.

Kumple odsunęli się, by zrobić mu miejsce, poklepywali po ramieniu, usadzali.

– Ja stawiam pierwszą kolejkę, dobra? Hej, Georgie, daj Herbowi posmakować tego, czego mu brakowało!

Ach, tego właśnie facet potrzebuje, pomyślał Herb. Przyjaciół, którzy mówią takim samym językiem jak on.

Z rozkoszą rozparł się łokciami na pociągniętym werniksem barze. Niewyraźny neonowy blask wokół szafy grającej cudownie raził jego odwykłe od tego oczy. Jazgotliwy wrzask dobrych starych piosenek country and western, o wzgardzonych miłościach i zranionych sercach, sprawiał, że zabliźnione rany znowu krwawiły. Herb podniósł następny kieliszek i wypił jednym haustem, po czym cisnął go za siebie i zachwycony poczuł się w centrum zainteresowania.

A przez cały czas alkohol wykonywał swą brudną robotę i wszystkie krzywdy, jakimi życie naznaczyło Herba Andersona, wróciły do niego ze zdwojoną siłą.

Ada zmartwiała, położyła na ustach drżące palce, kiedy usłyszała, że ktoś po omacku dobiera się do drzwi. Były zamknięte na klucz, rozległ się jednak szczęk zamka, drzwi rozwarły się na oścież i stanął w nich Herb na niepewnych nogach.

– Proszę, proszę, oto i Ada, podtrzymująca ciepło domowego ogniska – rzucił bełkotliwie.

– Och, Herb! – wykrzyknęła, jak zwykle nieśmiało – wyszedłeś.

– Masz cholerną rację, wyszedłem, i to wcale nie dzięki tobie.

– Ależ, Herb, powinieneś był mnie zawiadomić, że wracasz do domu.

– Po to, by twój kochaś mógł mnie nie wpuścić?

– Zamknij drzwi, Herb, jest zimno. Ponuro spojrzał na żonę.

– Jeśli uważasz, że na zewnątrz jest zimno, to powinnaś posiedzieć w więzieniu. – Zatoczył się i mocno walnął pięścią w drzwi, aż trzasnęły o framugę i ponownie się otwarły. Ada obeszła go ostrożnie i zamknęła je. Herb przyglądał się żonie spod oka, lekko chwiejąc się na nogach.

– Jak się masz, Herb? Nadal patrzył na nią wściekłym wzrokiem.

– Co cię to, do diabła, obchodzi, Ada? Troszczyłaś się o to w listopadzie? Mężczyzna oczekuje, że w takich razach żona będzie stała przy nim.

– Powiedzieli mi, że nie muszę przychodzić, Herb, a ponadto Steve był w domu.

– Słyszałem. Postaraliście się, żebym nie zobaczył własnego dziecka, prawda!

– Był tylko parę dni.

– Ada, on jest, do cholery, moim jedynym dzieckiem i mam jakieś prawa!

Ada spuściła wzrok i bawiła się guzikiem podomki.

– Wiesz, o czym mężczyzna myśli w więzieniu, Ada?

– To nie było przecież więzienie, tylko obóz…

– To to samo co więzienie i ty o tym wiesz! – ryknął. Chwycił ją za chude ramię i odwrócił twarzą do siebie.

– Czemu mi to, do diabła, zrobiłaś? Czemu? – Ada gwałtownie odwróciła twarz od jego cuchnącego oddechu, on jednak złapał ją za podomkę i podniósł, trzymając zaledwie o cal od swojej twarzy. – Kim on był? Po tych wszystkich latach zasługuję na to, by wiedzieć.

– Proszę, Herb. – Próbowała rozluźnić jego pięść, on jednak zacisnął ją jeszcze mocniej.

– Kto to? Siedziałem w tej zatęchłej dziurze i postanowiłem, że w końcu wydobędę to z ciebie.

– To przecież nieważne. Zostałam z tobą, prawda?

– Zostałaś, bo wiedziałaś, że zabiłbym was oboje!

– Nagle puścił ją, a ona padła bezwładnie na sofę. – Zabiję tę dziwkę, twoją córkę, którą poczęłaś, kiedy ja walczyłem z tym cholernym Wietkongiem! Jak mogłaś zrobić coś takiego? Jak?! Wszyscy patrzą na ciebie i na mnie, a ja potrafię czytać w ich myślach. Biedna Ada, żyje z tym beznadziejnym pijakiem Herbem! Przez te wszystkie lata oszukiwałaś ich, odgrywając cichą myszkę. Ale nie mnie, nie mnie! Nie zapomniałem ani na chwilę, co mi zrobiłaś, gdy walczyłem dla ciebie na wojnie. Za każdym razem, kiedy patrzę na te blond włosy i tę jej bękarcią twarz, pamiętam o tym, i dawno temu poprzysiągłem sobie, że pewnego dnia wyrównam z wami rachunki. W końcu miałem swoją szansę, kiedy ta mała dziwka zaszła w ciążę z tym bogatym sukinsynem, i pomyślałem sobie, że po raz pierwszy w życiu stary Herb dostanie w końcu zapłatę za to, co musiał znosić przez te wszystkie lata. A wiesz, jak słodka była myśl, że spotka mnie to dzięki tej, która była mi to winna – tej kurwie, takiej samej jak jej matka? – Herb chwiał się na nogach, jego oczy płonęły nienawiścią. – Byłaś mi to winna, Ada! Obie byłyście mi to winne! A co ty zrobiłaś? Dopilnowałaś, bym znowu wylądował z pustymi rękami, prawda?

– Ja nigdy…

– Zamknij się! – warknął, celując palcem w jej nos.

– Zamknij się! – Górował nad nią, nachylając się niebezpiecznie. – Przez dziewiętnaście lat starałaś się o to, Ada.

Przez dziewiętnaście lat patrzyłem na twojego bękarta i przyglądałem się, jak moja własna krew, mój syn, zwraca się przeciwko mnie. To przez knowania was obu uciekł z domu. Pozwoliłaś tym burżujom wpakować mnie do więzienia. I jakby tego było mało, przekręcasz nóż w mojej ranie i pozwalasz jej wyjść za mąż za faceta, dzięki któremu mogłem się urządzić. Do diabła, Ada, przeczytałem o ich ślubie w gazecie! Celowo trzymałaś mnie z dala i nawet nie zobaczyłem się ze Steve 'em!

– Nie miałam z tym nic wspólnego… Uniósł kulące się ciało Ady.

– Nie kłam, dziwko! Przez dziewiętnaście lat znosiłem twoje kłamstwa i do czego mnie to doprowadziło? Do więzienia!

Zatoczył się i uderzył Adę pięścią w głowę. Zachwiała się, osłaniając ramionami twarz.

– Cały czas byłaś po ich stronie, zawsze przeciwko mnie! Następny cios dosięgnął szczęki i powalił ją na podłogę.

– Mój statek mógł wreszcie zawinąć do portu, i ty to wiedziałaś!

Bolesny kopniak uniósł Adę i ponownie rzucił na podłogę.

Resztki zdrowego rozsądku opuściły Herba Andersona. Nienawiść, tłumiona przez taki długi czas, wybuchła dzikim, rozszalałym gniewem, który skrupił się na bezbronnej Adzie. Alkohol dodał mu bestialskiej siły, unosząc jego pięści, aż jego ofiara bez zmysłów legła na podłodze. Herb spojrzał na bezwładne ciało żony, wytarł strużkę śliny z kącika ust i uciekł z domu, z dzielnicy, z miasta i w końcu ze stanu.