Выбрать главу

Clay stał na środku pokoju i przez długi czas patrzył przed siebie niewidzącym wzrokiem. Potem zamknął oczy. Jabłko Adama podskakiwało w górę i dół na jego szyi. Przypomniał sobie Adę, a następnie twarz Catherine, kiedy patrzyła na nieruchome ciało matki. Przysiadł na skraju tapczanu i zakrył twarz dłońmi. Nie wiedział, jak długo tak trwał, w końcu z westchnieniem wstał i zatelefonował do swojego ojca. Pościelił sobie na tapczanie i ze znużeniem zdjął spodnie i koszulę. Zgasił światło, lecz zamiast położyć się, stanął w rozsuwanych przeszklonych drzwiach, wpatrując się w hebanową noc.

Potrzebował tej kobiety na górze równie mocno, jak ona jego.

Nagle w nocną ciszę wdarł się jakiś zdławiony jęk. Clay odsunął się od drzwi i zaczął nasłuchiwać. Po chwili znowu go usłyszał – wysoki, daleki, przypominający wycie wiatru za oknami – zawodzącego wiatru – i już wiedział, co to za dźwięk, zanim po ciemku poszedł schodami na górę. Zatrzymał się przy drzwiach sypialni i słuchał. Oparł dłoń i czoło o drewno. Kiedy nie mógł j u ż dłużej tego znieść, sięgnął do gałki i przekręcił ją bezgłośnie. W mroku dostrzegł niewyraźną plamę bladoniebieskiej narzuty na łóżku. Przeszedł cicho przez pokój, nachylił się i dotknął zwiniętego pod kołdrą ciała. Litość dławiła go w gardle, gdy słuchał jej wysokiego, zduszonego zawodzenia, dobiegającego jakby z łona, do którego się na powrót schroniła. Pociągnął delikatnie za nakrycie, ona jednak przytrzymała j e.

– Catherine – powiedział przez ściśnięte gardło. Gwałtownie pochwyciła chroniącą ją kołdrę, ale w końcu udało mu się wysunąć ją z jej palców. Leżała skulona, z głową zakrytą ramionami, z rękami wsuniętymi pomiędzy kolana. Clay łagodnie uniósł kołdrę i położył się za plecami Catherine, po czym okrył ich oboje. Próbował ją objąć, ona jednak skuliła się jeszcze bardziej, kwiląc cicho, co sprawiło, że Claya zaczęły piec oczy.

Głos mu drżał, kiedy szepnął:

– Cat, och, Cat, pozwól mi sobie pomóc.

Odnalazł jej pięści obejmujące głowę i odsunął je, przeciągnął dłonią po jej ramieniu, po czym przytulił się do jej wygiętych pleców. Potem, nie mogąc znieść jej cierpienia, uniósł się na łokciu, pochylił nad skuloną postacią i głaskał żonę po włosach, zapewniając ją gardłowym głosem:

– Jestem tutaj, Cat, jestem tutaj. Nie przeżywaj tego samotnie.

– Mamaaaa… – zakwiliła żałośnie w ciemności – mamaaa…

– Proszę, Cat, proszę – błagał ją Clay, przesuwając ręką po jej ramieniu i odnajdując jej zaciśnięte mocno w pięści dłonie pomiędzy kolanami.

– Mama… – zakwiliła znowu.

Poczuł, jak drży, i próbował ją uspokoić, ukołysać, obejmując dłonią jej kolano i przyciągając mocno do siebie.

– Kochanie, to ja, Clay. Proszę, przestań. Pozwól sobie pomóc… Pozwól mi cię przytulić. Odwróć się, Cat, tylko się odwróć. Jestem tutaj.

– Mamo, ja naprawdę nie chciałam – zaczęła zawodzić dziecinnym głosikiem, co potwornie przeraziło Claya. Głaskał ją po włosach, po ramieniu, przytulił policzek do jej głowy, czekając na jakiś znak, że go zrozumiała.

– Proszę, Catherine… ja… nie odpychaj mnie. Posłyszał jej pierwszy bezgłośny spazm, pierwszy szloch, który nie był jeszcze szlochem, i łagodnie, bardzo łagodnie, odwrócił ją ku sobie, aż niczym pęknięta sprężyna przywarła gwałtownie do niego i wtuliła się w jego ramiona, a z gardła wydobył się rozpaczliwy szloch.

– Przytul mnie, Clay, przytul mnie, przytul – błagała, obejmując go rozpaczliwie, a jej gorące łzy parzyły mu szyję. Trzymał ją w żelaznym uścisku, kiedy drżała niepohamowanie i płakała.

– Catherine, och, Boże, tak mi przykro – powiedział zdławionym głosem.

– Mamo, mamo, to moja wina.

– Nie, Cat, nie – szepnął, przytulając ją jeszcze mocniej do siebie, jakby chciał ją wciągnąć we własne ciało i w ten sposób wchłonąć jej ból. – To nie twoja wina – pocieszał ją, całując czubek jej głowy.

Catherine mamrotała coś niewyraźnie, płakała i obarczała się winą za to, co się stało. Wszystkie tłumione łzy, którym Catherine od lat nie dawała ujścia, popłynęły teraz strumieniem. Przywarła do Claya całym ciałem, a on gładził ją po głowie, przytulając jej policzek do jedwabistych włosów na swojej piersi, kołysząc ją, zatracony w poczuciu litości. Zamamrotała coś niezrozumiale i znowu rozszlochała się. Clay przyjmował to z zadowoleniem, bo wiedział, że płacz jest dla niej lekarstwem.

– To wszystko moja w – wina, wszystko moja wina… Mocno przycisnął jej usta do swojej piersi, by przerwać te oskarżenia.

– Nie, Cat, nie możesz siebie obwiniać. Nie pozwolę ci na to.

– A a – le to prawda. To dlatego, że jestem w c – ciąży. Powinnam była w – wiedzieć, że będzie ch – chciał pieniędzy… b – bardzo. Nienawidzę go, n – nienawidzę. Dlaczego to zrobił… Przytul mnie, Clay… Musiałam uciec p – przed nim. Musiałam, ale żeby u – ciec, musiałam zostać t – tym, czym mnie zawsze n – nazywał, ale nie d – dbałam o to. Jesteś taki ciepły… Oni nigdy m – mnie nie tulili, nigdy nie c – całowali. Byłam grzeczna, z – zawsze byłam grzeczna, tylko ten jeden r – raz z tobą, ale on nie powinien był o – odgrywać się za to na niej. – Serce Claya waliło jak młotem, kiedy słuchał tej żałosnej skargi. – Nie powinnam była jej z – zostawiać. Powinnam była zostać, a – ale odkąd St – Steve wyjechał, było t – tak okropnie. On jeden mnie…

Z piersi Catherine wyrwał się głęboki szloch i jeszcze rozpaczliwiej przywarła do Claya. Zachęcił ją łagodnie, wiedząc, że musi to z siebie wyrzucić:

– „On jeden”?

– …mnie k – kochał. Nawet m – mama nie potrafiła, a ja nigdy nie r – rozmawiałam, dlaczego. Nigdy nigdzie mnie nie z – zabierali ani nie kupowali rz – rzeczy, jakie dostawały inne dzieci, ani się ze mną nie b – bawili. Wuj F – Frank mnie całował, a ja udawałam, że to on jest moim t – tatą. Steve mnie kochał, ale kiedy w – wyjechał, nie było już nikogo, a ja zaczęłam udawać, że mam dziecko, które mnie kocha. Myślałam, że jak będę miała dz – dziecko, nigdy już nie będę samotna.

W końcu wyznała mu prawdę o sobie.

Clay mocno zacisnął powieki. Czuł bicie jej serca tuż przy swoim sercu i jej ramiona oplatające mu szyję. Przepełniało go uczucie litości, współczucia i przemożna chęć uleczenia jej. Owładnęło nim pragnienie ochronienia, spełnienia i ukojenia jej, wynagrodzenia tych lat przeżytych bez miłości. Walcząc ze łzami, mocno i długo tulił ją do siebie, wiedząc, że to za mało, by ukoić jej ból. Trwali tak przytuleni, czując rodzącą się między nimi nową więź, ciepło i miłość, aż ściśnięte pomiędzy nimi dziecko zaprotestowało i poruszyło się niespokojnie. Gwałtowne uczucie uniesienia ogarnęło Claya, jakby właśnie diabelską kolejką dotarł na dół zjazdu.

I to wszystko – dramat Catherine, pierwszy ruch jego dziecka, jaki odczuł w jej brzuchu, jej rozpaczliwe wołanie o miłość – sprawiło, że jego dłonie same przesuwały się po jej ciele, plecach, w dół, po jej ciepłych pośladkach i po nodze, leżącej na jego biodrze. A kiedy Catherine płakała na jego piersi, Clay odnalazł zagłębienie pod jej kolanem i mocniej przyciągnął ją do siebie. Ponownie przesunął ręką po jej biodrze, boku, odnalazł pierś i pieścił ją, czując przedramieniem wypukłość jej brzucha. Była ciepła, chętna i nie stawiała oporu, kiedy szepnął jej ochryple do ucha:

– Cat, och, Cat, dlaczego tak długo czekałaś? Dlaczego trzeba było tego wszystkiego?

Uniósł jej twarz ku sobie i pocałował słone od łez usta. Rozchyliła wargi i przyjęła go. Przestało mieć dla niej znaczenie, że wykorzystuje jej słabość. Jego ręka, ciepła, miękka i szukająca, przesunęła się, nie zatrzymana, od jej pełnej piersi do twardego, napiętego brzucha. Pieścił go badawczo, zadziwiony jego wielkością, myśląc o życiu, które w sobie nosi.