Выбрать главу

Dlaczego to powiedziałaś! – zganiła się, ale on się uśmiechnął i powiedział:

– Pochwalam to z całego serca, zwłaszcza że ja zrobiłem to samo.

– Zrobiłeś to samo?

– Sprawiłem sobie gwiazdkowy prezent. – Rozpiął płaszcz, żeby zobaczyła tweedową marynarkę w kolorze kawy z mlekiem.

– Oczywiście w brązach.

– Oczywiście.

– To twoje kolory. Hol wejściowy wydał się nagle za mały dla nich dwojga, więc Catherine poprowadziła go do salonu, podtrzymując banalną rozmowę:

– Melissa także ma nową sukienkę, tę, którą dała jej twoja matka i do której dopiero teraz dorosła. Chodź, zobacz ją.

– Hej, ona zaćmi nas oboje – powiedział Clay, idąc tuż za Cath. – Cześć, Melissa. – I po raz pierwszy córka nie zaczęła płakać na jego widok.

Catherine pochyliła się i wyjęła dziecko z kojca, odwróciła się, trzymając je w ramionach, i starannie unikając wzroku Claya, zapytała:

– Możesz powiedzieć „cześć” tatusiowi, Melisso?

– Dziecko tylko wpatrywało się w Claya. Catherine szepnęła coś, czego nie dosłyszał, i poruszyła malutką rączką Melissy. Nadal wpatrując się w Claya, dziecko otworzyło i zamknęło pulchną piąstkę.

– To znaczy „cześć” – zinterpretowała ten gest Catherine i przez chwilę popatrzyła na zadowolony uśmiech Claya. Następnie usiadła na tapczanie i zaczęła wpychać rączki i nóżki Melissy w niebieski kombinezon. – Clay, czy moglibyśmy pojechać moim samochodem, żeby zmieścił się kojec?

– Nie będziemy potrzebować kojca. Mama przerobiła jedną z sypialń na pokój dziecinny.

Zaskoczona Catherine podniosła wzrok.

– Naprawdę? – Clay przytaknął skinieniem głowy.

– Kiedy?

– W lecie.

– Nic mi o tym nie mówiła.

– Nie miała po temu okazji.

– Czy ona… to znaczy, czy oni wiedzą że przychodzimy dziś wieczór, Melissa i ja?

– Nie. Nie chciałem ich rozczarować, gdyby to się nie udało.

Niczym w scenie z zapamiętanego filmu samochód przejeżdżał ulicami, wzdłuż których zapalały się kolejno uliczne latarnie, obwieszczając nadejście zmroku. Catherine przepełniła dziwna mieszanina uczuć. Uczucie spokoju, wywołane tym, że znowu znajduje się tam, gdzie jest jej miejsce, łączyło się z zapierającym dech oczekiwaniem, rosnącym w miarę zbliżania się do miejsca, do którego należała coraz bardziej.

Clay rzucał ostrożne spojrzenia w jej stronę. Boże Narodzenie ma dziwny wpływ na ludzi, pomyślał i uśmiechnął się, obserwując Melissę sięgającą do pokręteł na desce rozdzielczej i Catherine, która raz po raz odsuwała małe rączki i łagodnie strofowała dziecko. Clay ponownie spojrzał na profil żony, poczuł także emanujący od niej zapach. Zastanawiał się, jak przetrwa ten wieczór – chciałby już być z nią sam na sam.

Podjazd przed domem wybiegł łukiem na ich spotkanie. Catherine nie potrafiła opanować cichego okrzyku.

– Brakowało mi tego – powiedziała do siebie. Kąciki jej ust uniosły się czarownie.

Zajechali przed frontowe drzwi. Clay obszedł samochód, wyciągnął ręce po Melissę, po czym ujął łokieć Catherine, pomagając jej wysiąść z samochodu. Przez chwilę stali w łagodnym świetle, padającym na ich twarze z latarń. Serpentyny z czerwonej wstążki wydawały lekki dźwięk uderzając o mur domu. Zimny wiatr odgarnął Clayowi włosy z czoła, po czym łagodnie ułożył je z powrotem. Bawił się także złotymi kółkami w uszach Catherine, kołysząc nimi i uderzając o jej szyję, tam gdzie Clay pragnął przywrzeć ustami. Na to jednak będzie musiał poczekać.

– Zadzwońmy – powiedział psotnie.

– Zadzwońmy – zawtórowała mu. Drzwi otworzyła Angela.

– Zastanawiałam się, kiedy… – powiedziała i słowa zamarły jej na ustach. Podniosła do warg delikatne palce.

– Czy znajdzie się miejsce jeszcze dla trzech osób? – zapytał Clay.

Angela nie poruszyła się przez długą chwilę. Jej oczy zaczęły podejrzanie błyszczeć, gdy spoglądała to na uśmiechniętą twarz Catherine, zasłoniętą przez jedno ramię Claya, to na Melissę, na jego drugim ramieniu.

– Angelo – powiedziała cicho Catherine. I nagle starsza kobieta w bladożółtej sukience czując łzy pod powiekami podeszła, by objąć całą trójkę najmocniej jak potrafiła. Wprowadziła ich do środka, przywołując Claiborne'a, odbierając od Claya Melissę – całowana przez Claya i Catherine.

Claiborne był równie podniecony i równie szczęśliwy jak Angela. Dołączyła do nich zaskoczona Inella, uśmiechając się z zadowoleniem na widok przybyłych. Natychmiast dała się oczarować Melissie, która siedziała na kolanach swojej babci, już rozebrana z niebieskiego kombinezonu.

Stuk laski Elizabeth Forrester obwieścił jej przybycie. Dama obrzuciła wyniosłym spojrzeniem zgromadzone w holu osoby i powiedziała, nie zwracając się do nikogo w szczególności:

– Najwyższa pora, by ktoś w końcu odzyskał tutaj zdrowy rozsądek – po czym oddaliła się w kierunku jadalni, gdzie nalała sobie szklaneczkę ponczu, dodała do niego troszeczkę koniaku i wymamrotała: – A czemu, do diabła, nie – i przechyliła butelkę, uśmiechając się z zadowoleniem.

Znowu wszędzie wisiała jemioła. Catherine ani nie starała się jej omijać, ani jej nie szukała, chciała ją ignorować. Za każdym razem, gdy podniosła głowę, napotykała spojrzenie Claya. Te oczy nie musiały szukać jemioły. Przez cały wieczór czuła się tak, jakby miała we włosach jej gałązkę, tak sugestywne były spojrzenia, jakie wymieniali. Dziwiło ją, że Clay trzyma się z dala, nie spuszczając jednak z niej wzroku. Od czasu do czasu Catherine przerywała rozmowę, na której koncentrowała się z wielkim trudem, czując jego spojrzenie na swoich plecach. I zawsze to ona pierwsza odwracała wzrok. Na stół wjechały zimne zakąski i wtedy niespodziewanie znaleźli się obok siebie.

– Dobrze się bawisz? – zapytał.

– Cudownie, a ty? Chciał jej odpowiedzieć zgodnie z prawdą: Nie, czuję się podle. Zamiast tego skłamał.

– Tak, cudownie.

– Nie zamierzasz nic zjeść?

Spojrzał na swoje nakrycie. Catherine wyłowiła z winnego sosu szwedzki klops i położyła na jego talerzu.

– Trzeba podtrzymać siły – powiedziała rzeczowym tonem, nie podnosząc oczu, i podeszła do następnego półmiska.

Clay spojrzał na kawałek mięsa na swoim talerzu i uśmiechnął się. Catherine wiedziała równie dobrze jak on, jakich sił będzie potrzebował tej nocy.

Melissa natychmiast dała znać, iż nie podoba jej się to, że pozostawiono ją samą w tym obcym pokoju, w obcym łóżeczku. Catherine westchnęła i wróciła do pokoju, a wówczas jej córka natychmiast przestała płakać.

– Melisso, mamusia będzie tutaj przez cały czas. Kochanie, taka jesteś zmęczona, może byś pospała?

Catherine położyła Melissę, przykryła ją ale nie doszła jeszcze do drzwi, gdy dziewczynka już stała, przytrzymując się poręczy łóżeczka i płacząc rozpaczliwie.

– Wstydź się, kochanie – powiedziała Catherine, poddając się i biorąc dziecko w ramiona. – Ranisz uczucia babci, która przygotowała dla ciebie taki śliczny pokój.

Rzeczywiście był to piękny pokój. Czuło się rękę Angeli i jej gust, gdy się patrzyło na jasne plamy kretonu w pastelowe wzory, niebieskie i żółte, harmonizujące wdzięcznie z zasłonami, wzorzystą kołderką i rozkosznym wyściełanym fotelem na biegunach.

Obracając się, żeby przyjrzeć się pokojowi w świetle małej lampki nocnej, Catherine zatrzymała się w pół kroku na widok Claya stojącego w drzwiach.

– Melissa marudzi?

– Wiesz, to dla niej obce miejsce.

– Tak, wiem – powiedział, podchodząc do nich. Stanął obok Catherine i powiedział do Melissy: