Выбрать главу

To są zastrzyki dożylne. Będzie pani dostawała zastrzyki dożylne.

Interleufina w warunkach szpitalnych.

Objawy? No cóż, my to nazywamy objawami rzekomo grypowymi. Bóle mięśni, bóle stawów, gorączka do trzydziestu ośmiu, dziewięciu stopni, uczucie ogólnego rozbicia, typowa ciężka grypa. Mogą się pojawić nudności, wymioty, obrzęki kończyn.

*

Basia obudziła się rano z niejasnym poczuciem, że czegoś nie dopilnowała. Nie dzisiaj, Boże broń, tylko w ogóle. Niepokój nie opuszczał jej od jakiegoś czasu. Tak, od momentu, kiedy przestraszyła się tego, co ją czeka.

Tego dnia Piotr zadzwonił, że wróci dzień później, potem miał wyłączoną komórkę, a potem wrócił do domu i zachowywał się tak, jakby się nic nie stało. Bardzo wyraźnie to poczuła, bo właściwie wszystko było jak zwykle: jak zwykle ją pocałował, jak zwykle pierwsze kroki skierował do lodówki, jak zwykle wyjął kawałek czegoś i pogryzał, stojąc przy zlewie, choć milion razy powtarzała, że od jedzenia na stojąco się tyje i organizm tego odpowiednio nie przetwarza, ale pod tymi normalnymi zdarzeniami coś się kryło. Coś, co przypominało jej ojca, który też udawał, że nic się nie stało. Im bardziej wszystko było tak jak zwykle, tym większą mogła mieć pewność, że pił. W okresach kiedy nie pił, był nieprzyjemny, napięty jak struna, agresywny. Opowiadał krótkimi zdaniami, warcząco, aż chciała, żeby się napił i był znowu jej kochanym tatusiem, który bierze ją na kolana i udaje, że wszystko jest w porządku.

Co się takiego stało? Co ją tak bardzo dotknęło w zachowaniu Piotra? Podobieństwo do tej sytuacji sprzed lat? Czy niejasne poczucie, że jednak nie jest jedyną kobietą w życiu Piotra? Czy Piotr zakochał się w innej? I nie miał odwagi jej o tym powiedzieć? To dlaczego kochał się z nią wtedy tak namiętnie, jak na początku znajomości? To było wspaniałe, ale dlaczego miała wrażenie, że coś chciał jej wynagrodzić?

Od tych „dlaczego” robiło jej się słabo. Poruszała się od tego czasu między dwoma lękami – lękiem, że jednak coś się wtedy wydarzyło, że nie myli jej kobieca intuicja, i lękiem, że przestaje odróżniać rzeczywistość od wymyślonego. Bo jeśli wtedy nic się nie stało, jeśli z przyzwyczajenia fantazjuje, to dlaczego te fantazje zawsze kończą się katastrofą i dlaczego, mimo że tego nie chce, zaczyna szukać potwierdzenia katastrofy?

Często nie chciała się przyznać przed samą sobą do tych upokarzających czynności. Do przeszukiwania ubrania Piotra, sprawdzania billingów, podsłuchiwania rozmów.

To się działo poza jej udziałem, po prostu było silniejsze niż jej kolejne postanowienia, że nigdy więcej. Na dodatek kalendarz Piotra, którego nigdy nie ukrywał, zaczął wyglądać dziwnie, pojawiały się nieznajome nazwy, a ona przecież nie mogła zapytać wprost, bo to by znaczyło, że nie darzy go zaufaniem.

Poprosiła, żeby skończył z rozebranymi modelkami.

Przecież są inni fotografowie na świecie.

Przez tydzień panowały między nimi ciche dni. Piotr myślał, że to z powodu fotografii nagich dziewczyn, a ona strasznie wstydziła się swojej prośby, która obnażyła jej wszystkie słabości! Na myśl o tym jeszcze dzisiaj robiło jej się niedobrze.

Wiedziała, że daleko jej do tych pięknych szczupłych dziewczyn, z nogami do samego nieba, i była przekonana, oglądając zazdrośnie zdjęcia wtedy, kiedy Piotra nie było w domu, że w nocy on siedzi przed komputerem i porównuje ją, krótkonogą Basie, z tamtymi kobietami.

Czasem nie mogła się pozbyć wrażenia, że Piotr ożenił się z nią niechcący, przez pomyłkę, że teraz jest mu głupio się wycofać, że nie przypuszczał, że małżeństwo jest takie trudne. Robiła wszystko, żeby mu się przypodobać, a on obiecał, że nigdy jej nie zrani. I rzeczywiście, każda zapowiedź kłótni była duszona w zarodku, nigdy na nią nie podniósł głosu, i wystarczyło, żeby w jej oczach błysnęły łzy, a Piotr natychmiast przypominał sobie o danym przyrzeczeniu. Naprawdę miała poczucie, że ją kocha, kiedy trzymał ją w ramionach i mówił, jakim jest nieczułym palantem.

Jak zresztą może porównywać Piotra do swojego ojca, cóż to za pomysł! Jej ojciec był… po prostu inny. Mogła mu siadać na kolanach, jak był w dobrym humorze, ciągnąć za uszy, prosić, żeby na coś pozwolił, a im ona była milsza, tym on był bardziej speszony i łatwiej jej było coś od niego wydębić.

Uśmiechnęła się na wspomnienie ojca, który wchodził do domu wieczorem, rozbierał się w przedpokoju, słyszała ściszony syczący głos matki: „Nie budź jej, jesteś pijany!”. I roześmiany męski głos ojca: „Gdzie moja mała córuchna?”. A potem silne ramiona, które ją podnosiły do samego sufitu i kręciły w kółko, a ona trzymała się mocno lekko drapiącej twarzy – „Tatusiu jeszcze, jeszcze”, i ostre słowa matki: „Zostaw ją w tej chwili”, i cichy głos ojca pachnący alkoholem: „Teraz będziesz grzecznie spać, a jutro tatuś ci kupi wszystko co zechcesz! Mamusia jest zazdrosna!”.

Ach, jak bardzo się czuła związana z tym silnym mężczyzną, i jak bardzo w takich chwilach nie lubiła matki, choć nigdy, nigdy by się do tego nie przyznała.

Matka jest zazdrosna – to tłumaczyło wszystko, to znaczyło, że dla taty ona jest najważniejsza, ważniejsza niż mama. I to było takie podniecające.

Chciała być również najważniejszą kobietą dla Piotra, ale wiedziała, że jakoś go traci. Z wesołego, fajnego chłopaka, który dla niej wsiadł na łańcuchową karuzelę, który śmiał się, wynosił ją przerzuconą przez ramię od Krzysztofa, kiedy bardzo nie chciała wyjść, a już wypiła trzy piwa, z roześmianego bliskiego mężczyzny wykluwał się jakiś obcy, spoważniony twór, dostatecznie daleki, żeby nie mogła go dotknąć. Przecież nie prosi się o miłość, to jedyna rzecz, o którą nie można prosić, można się tylko modlić, żeby trwała, a ona straciła pewność, że Piotr ją kocha.

Wczorajsza kobieta w jego samochodzie to nie przypadek, widziała ją, widziała, jak wysiadła Jeszcze trzymała otwarte drzwiczki, jeszcze się pochylała do niego, może umawiali się na następny raz? Łatwo Róży powiedzieć: zapytaj go. I to publiczne ogłoszenie wszem lecz i wobec bzdurnej przecież i wyłącznie ich dotyczącej sprawy kafelków, o które nie mogła się doprosić! Jakby potrzebował audytorium dla swojej wspaniałomyślności.

A ona, idiotka, ucieszyła się! Taka była zadowolona!

Kiedy mężczyzna bez powodu kupuje kobiecie kwiaty?

Kiedy ma powód, żeby ją przeprosić, tylko się do tego nie przyznaje. Ojciec też jej robił niespodzianki, przyjemne – zamiast czegoś. Obiecał jej, że wyjadą tylko we dwoje i zapuszczą się w Mylną, nie tylko oznaczonym szlakiem, ale pójdą korytarzami, w które turyści nie mają wstępu. I kiedy przyszedł do domu w piątek przed planowanym wyjazdem z olbrzymią i drogą lalką z Peweksu, z lalką, która płakała jak małe dziecko i wyglądała jak trzymiesięczny niemowlak, wiedziała, że to zamiast Mylnej, zanim ojciec powiedział słowo. Nigdy nie polubiła tej lalki i nigdy nie poszła z ojcem do Mylnej.

Stojąc pod prysznicem pod ciepłym strumieniem wody, nabierała pewności, że to, co brała za szczerość Piotra, było tylko sprytnym kamuflażem. I że jeśli sama nie dowie się prawdy, nikt jej nie pomoże. A kiedy spojrzała w lekko zaparowane lustro i zobaczyła niezgrabną, krótkonogą bladą kobietę, o zbyt rozłożystych biodrach, okrągłej twarzy i mysich włosach, pomyślała, że ma za swoje, skoro mogła pomyśleć, że taką pokrakę jak ona można kochać.

*

Roman był pod wrażeniem wczorajszego wieczoru u Buby. Gadali do późna. Buba była fajnym rozmówcą, nie czuł się skrępowany, nie chciał jej poderwać, a ona nie wydawała się z tego powodu obrażona, a przecież często słyszał, że kobieta czuje się urażona wtedy, kiedy jej nie szanujesz, czyli chcesz ją natychmiast zaciągnąć do łóżka, i wtedy, kiedy ją szanujesz, to znaczy nie chcesz jej zaciągnąć do łóżka.

Z Bubą sprawa była prosta – wystarczyło słowo, żeby się porozumieć bez tych okropnych podtekstów, bez domyślania się, co miała na myśli lub czego nie miała na myśli.

Śmieszne było to, że wypatrzyła go przed rokiem na tej nieszczęsnej wystawie, na której rozpylano zapach „Nocny kowboj” (bo przecież, panie Romanie, ktoś musi to sponsorować) i większe zainteresowanie budziła firma kosmetyczna i próbki rozdawane przy wejściu, a on – autor! autor! – stał w tym tłumie ludzi i nie wiedział, co ze sobą zrobić.

No cóż.

Śmieszna Buba.

Maluj, Romek, maluj, cokolwiek! Nie możesz przestać malować! Jak otwieram oczy, to tak się cieszę!

Dziecinna Buba, dał jej kiedyś szkic, niezupełnie udany, a ona oprawiła go i powiesiła naprzeciwko łóżka.

Julia, Julia wraca z Londynu!

No i co z tego?

Nie znał Julii, prawdę mówiąc, nie chciał jej tak poznawać, z taką intencją, jak życzyła sobie tego Buba.

Nie czuł się gotowy do jakiegokolwiek zaangażowania, a próba zainteresowania go nieznajomą wydała mu się niemądra. A poza tym wydawało mu się śmieszne, że Buba prezentuje zalety Julii i wierzy, że można polubić osobę, bo tak się postanowi. Oczywiście, Julia wracała do świętej piątki, więc na pewno się z nią zaprzyjaźni, ale Roman, choć skrzętnie to ukrywał, nie wierzył, że się zakocha. Próbował Bubie wyjaśnić, że za wiele zainwestował rok temu, że tamtej dziewczynie udzielił zbyt wielkiego kredytu, który roztrwoniła, zupełnie się z nim nie licząc, ale Buba spojrzała na niego dość nieprzyjemnie.

– Ty posłuchaj, jaką frazą ty do mnie przemawiasz: inwestycja, kredyt, spadek zaufania. Nie rozmawiasz z Krzyśkiem o akcjach, na miłość boską! Gadasz jak buchalter!

Nie odpowiedział, ale to go ubodło i zaraz mu przyszła na myśl następna rzecz, z której już się nie zwierzył. W dzisiejszym świecie należało mieć coś więcej poza wynajętym strychem, dwoma koszulami, jedną w czerwoną kratę, a drugą czarną, niepewnymi zarobkami i – ciągle miał nadzieję – talentem.