— Spróbuję, siostro. Coś jednak mnie niepokoi.
— Boli pana? — spytała, przysuwając się szybko. — Wszystkie odczyty są w normie. Proszę opisać objawy. Tak dokładnie, jak tylko pan potrafi.
— Nie o to chodzi, siostro. Przepraszam, że niechcący wprowadziłem panią w błąd. To nie ma nic wspólnego z moim stanem. Chodzi o to, że uraziłem dziś jednego z pacjentów, Kelgianina Morredetha. Nie wiem jednak, co takiego powiedziałem, że poczuł się urażony. Graliśmy w scremmana. Pozostali dwaj próbowali chyba dać mi do zrozumienia, bym zmienił temat. Ale stało się. Bardzo chciałbym wiedzieć, co zrobiłem źle, aby uniknąć tego w przyszłości. No i przeprosić, jeśli to coś poważnego.
Pielęgniarka chyba się uspokoiła, chociaż w wypadku tak pancernej istoty trudno było orzec cokolwiek na pewno.
— Nie sądzę, aby było się czym przejmować, pacjencie Hewlitt. Podczas partii scremmana, które ciągną się zwykle wiele godzin, mówi się wiele rzeczy, niekiedy nawet mało uprzejmych…
— Zauważyłem — mruknął Ziemianin.
— Do następnego rozdania zazwyczaj wszystko idzie w niepamięć. Proszę o tym nie myśleć. Pozostali na pewno o wszystkim już zapomnieli. Pora spać.
— Ale to nie było tak. Rozmowa toczyła się podczas przerwy w grze, gdy jedliśmy kolację.
Hudlarianka zamilkła na chwilę i spojrzała na rzędy łóżek. Poza nią i Hewlittem wszyscy prawdopodobnie już spali i nic nie przyciągnęło jej uwagi. Ziemianin poczuł przypływ dumy, że potrafi podejść obcą istotę, chociaż było mu także z tego powodu trochę wstyd.
— Dobrze, pacjencie Hewlitt — rzekła pielęgniarka. — O co chodziło w tej rozmowie i czy może pan odtworzyć to, co powiedział pacjentowi Morredethowi?
— Dokładnie nie. Opisywałem akurat zachowanie małego, pokrytego futrem zwierzątka domowego… Czy Hudlarianie trzymają zwierzęta w domach? Bawiłem się z nim w dzieciństwie. Morredethowi nie przeszkadzało to przez dłuższy czas, aż nagle oskarżył mnie, że wprowadzam erotyczną atmosferę, a Bowab się z nim zgodził. Myślałem, że żartują, ale teraz nie jestem tego wcale pewien.
— W obecnym stanie pacjent Morredeth jest przeczulony na punkcie swojej sierści — szepnęła Hudlarianka. — Ale pan nie mógł o tym wiedzieć. Proszę powtórzyć dokładnie, co pan powiedział.
Czy to możliwe, pomyślał nagle Hewlitt, że to pielęgniarka jego wciąga w rozmowę, nie zaś odwrotnie? Zawsze byłoby to dla niej jakieś urozmaicenie, a i Leethveeschi nie miałaby prawdopodobnie nic przeciwko temu, aby jedna z jej podwładnych spróbowała pomóc pacjentowi zrozumieć pewne niemedyczne kwestie. Powtórzenie rozmowy zabrało trochę czasu, ale musiał wyjaśnić, skąd w opowieści wziął się wątek futra i kocich zachowań towarzyszących głaskaniu. Nie miał wprawdzie pojęcia, czy istota o skórze twardej jak stal wychwyci erotyczne podteksty takich pieszczot, ale w Szpitalu niczego nie można było być pewnym.
— Teraz rozumiem — oświadczyła Hudlarianka, gdy skończył. — Zanim wyjaśnię panu, co się stało, proszę powiedzieć, czego do tej pory dowiedział się pan o Kelgianach.
— Wiem tylko tyle, ile udało mi się znaleźć w tekstach wprowadzających niemedycznego spisu ras Federacji — odparł Hewlitt. — W większości był to materiał historyczny. Kelgianie należą do klasy DBLF, są ciepłokrwiści, mają wiele kończyn i cylindryczne ciało porośnięte ruchliwym srebrzystym włosem. Ich sierść faluje nieustannie, nie zamierając nawet wtedy, kiedy śpią. Narządy mowy nie są dobrze wykształcone, przez co ich wypowiedziom brakuje bogatej modulacji czy innych form ekspresji emocjonalnej. Kompensują to sobie właśnie falowaniem sierści, które odbija każdą ich emocję. Z tego też powodu nie są taktowni ani nawet uprzejmi i nie potrafią kłamać. Kelgianin zawsze mówi to, co myśli albo czuje, ponieważ sierść i tak zdradza jego intencje. Każde inne zachowanie uważają za pozbawione sensu. Mam rację?
— Tak — powiedziała Hudlarianka. — Niemniej w tej sytuacji więcej dałaby panu lektura jakiegoś poradnika medycznego. Czy Morredeth mówił panu coś o swoim stanie?
— Niewiele. Gdy spytałem, odparł, że wolałby nie podejmować tego tematu. Byłem ciekawy, ale nie naciskałem.
— Czasem chce rozmawiać o swoim problemie, kiedy indziej unika tego, jak może. Jeśli spyta go pan jutro, zapewne opowie panu wszystko o wypadku i jego długofalowych skutkach. Są bez wątpienia poważne, chociaż nie zagrażają jego życiu. Wspominam o tym, bo tutaj już chyba wszyscy znają jego historię, nie naruszam, zatem tajemnicy lekarskiej.
— Rozumiem — rzekł Hewlitt.
— Nie, nie rozumie pan, ale za chwilę wszystko pan pojmie — szepnęła pielęgniarka, przysuwając się jeszcze bliżej. — Gdyby któryś z użytych przeze mnie terminów anatomicznych był dla pana niezrozumiały, proszę pytać. Ale wziąwszy pod uwagę, ile czasu spędził pan dotąd w różnych szpitalach, raczej nie powinno być z tym problemu. Mogę zaczynać?
Hewlitt spojrzał na wielką Hudlariankę balansującą na sześciu nogach i zastanowił się, czy istnieją jakiekolwiek inteligentne istoty — bez względu na ich rozmiary, kształt czy liczbę kończyn — które nie gustują w plotkowaniu.
Pamiętając, jaki problem spowodowało kilka słów wypowiedzianych do Morredetha, wolał jednak nie poruszać tego tematu.
— Anatomicznie najważniejszą cechą Kelgian jest to, że poza cienką osłoną, która chroni mózg, nie mają wcale kośćca — powiedziała pielęgniarka takim tonem, jakim starszy lekarz Medalont zwracał się do stażystów. — Ich ciała usztywnia gruby pierścień mięśni, które pomagają w poruszaniu się, a także chronią ważne życiowo organy. Dla nas, istot o bardzo masywnym szkielecie, brzmi to wręcz niewiarygodnie. Kolejnym słabym punktem Kelgian jest ich system krwionośny. Arterie doprowadzające krew do pierścieni mięśni znajdują się tuż pod skórą, podobnie jak nerwy, które sterują ruchami sierści. W tej sytuacji grube futro stanowi jedyną ochronę przed urazami, nie może jednak pomóc w wypadku głębszych ran ciętych. Pacjent Morredeth stracił przez to aż jedną dziesiątą powierzchni ciała, gdy podczas zderzenia w próżni impet rzucił go na poszarpane metalowe krawędzie… Dla wielu istot nie byłoby to nic szczególnie poważnego, wyjaśniła siostra, jednak Kelgianin mógł w ciągu paru minut umrzeć na skutek wykrwawienia. Szybkie podanie środka koagulacyjnego ocaliło mu życie, niemniej za pewną cenę. Pierwszą operację przeszedł jeszcze na statku szpitalnym, kolejną już tutaj. Połączenie głównych naczyń krwionośnych nie było problemem, ale nawet szpitalni mikrochirurdzy nie potrafili odtworzyć naczyń włosowatych, nerwów powiązanych z futrem ani samych utraconych włosów. Piękna kelgiańska sierść, która odgrywa olbrzymią rolę w komunikowaniu się, a także jest dla każdego gąsienicowatego ozdobą wabiącą płeć przeciwną, została trwale uszkodzona. Nawet, jeśli coś mogło jeszcze pojawić się na bliznach, miał to być włos sztywny, żółtawy i martwy. Obrzydliwa szrama na zdrowym ciele. Wprawdzie zranione miejsce można by pokryć sztucznym futrem, ale syntetykom brakowało tej puszystości, no i były nieruchome, przez co błyskawicznie rzucały się w oczy. W takiej sytuacji Kelgianie byli zwykle zbyt dumni, aby nosić coś podobnego, i decydowali się na życie w osamotnieniu, jak najrzadziej kontaktując się z kimkolwiek. — Kelgiańscy członkowie personelu twierdzą, że Morredeth był nad wyraz przystojny, teraz jednak nie ma szansy ani na znalezienie partnerki, ani na jakiekolwiek normalne życie. Zatem obecnie to raczej problem emocjonalny, nie medyczny.
— A ja zacząłem opowiadać o pięknej sierści mojego kota — powiedział Hewlitt, czerwieniąc się ze wstydu. — Dziwię się, że mi czymś nie przyłożył. Czy naprawdę nie można zrobić dla niego nic więcej? I czy powinienem przeprosić, czy lepiej nie, bo tylko pogorszę sprawę?