Выбрать главу

— Za kilka dni będziecie już pewnie wszyscy zaprzyjaźnieni — powiedziała siostra, ignorując jego pytanie. — Objawy ksenofobii, które zdradzał pan na samym początku, najwyraźniej zanikają. Jeśli to naprawdę pierwszy pana kontakt z tak wielogatunkowym środowiskiem, jestem pod wrażeniem pańskich zdolności adaptacyjnych. Zakładając oczywiście, że nie stara się pan być tylko uprzejmy, aby jakoś przetrwać niemiłą sytuację. Jeśli to szczere, zdumiewa mnie pan coraz bardziej.

— Nie udawałem — odparł Hewlitt po chwili zastanowienia. — Nie bywam również aż tak uprzejmy. Może sedno sprawy tkwi w tym, że jestem jedynym zdrowym pacjentem na oddziale. Bardzo się przez to nudziłem, ale też zżerała mnie ciekawość. To pani zasugerowała w pewnej chwili, abym spróbował porozmawiać z innymi pacjentami. Wyglądali koszmarnie i nadal tak ich postrzegam, ale coś sprawiło, że zapragnąłem ich poznać. Nie wiem dokładnie, co to było, ale jednak. Sam się zdziwiłem.

Membrana głosowa pielęgniarki zawibrowała lekko, nie wydając praktycznie żadnego dźwięku. Hewlitt zastanowił się, czy mógł to być hudlariański wyraz wahania.

— Odpowiadając na pańskie wcześniejsze pytanie, nie, nie da się zrobić dla Morredetha nic więcej poza zmienianiem opatrunków. Potem przyjdzie czas na terapię zasugerowaną przez Ojczulka Liorena, który do niedawna odwiedzał codziennie naszego pacjenta. Dziś też tu zajrzał, ale pozostał w dyżurce. Słuchał waszych rozmów, korzystając z sieci czujników medycznych.

— Podsłuchiwał prywatne rozmowy? — przerwał jej Hewlitt. — To nie w porządku! Nie wiedziałem, że czujniki pozwalają na coś takiego. Mogliśmy przecież powiedzieć coś nie przeznaczonego dla cudzych uszu.

— I owszem, powiedzieliście to i owo, ale Leethveeschi przywykła już do podobnych tekstów. Czujniki muszą być tak skalibrowane, aby wychwycić najcichszy nawet szept, na wypadek gdyby słabnący pacjent zaczął wołać o pomoc, uprzedzając alarm systemu monitorującego. Lioren stwierdził, że takie wprowadzanie nowego gracza w tajniki scremmana to świetny sposób na oderwanie się od kłopotów i że może bardziej pomóc pacjentowi niż niejedna rozmowa. Zapowiedział, że zajrzy do nas znowu jutro.

Hewlitt chciał coś powiedzieć, ale nie zdążył nawet otworzyć ust.

— Jednym z elementów terapii jest odstawianie środków nasennych, które Morredeth otrzymywał dotąd w dużych dawkach, tak, więc będzie miał teraz więcej czasu na myślenie. Medalont i Lioren mają nadzieję, że pomoże mu to uporać się z problemami emocjonalnymi. Jak pan już zauważył, za dnia stara się o tym nie myśleć. Otrzymałam instrukcję, aby tej nocy nie zajmować go rozmową. Wy, Ziemianie, macie swoje określenie na podobne sytuacje, ale ja uważam, że lekarz nigdy nie powinien być okrutny, nawet, jeśli może to pomóc pacjentowi. Zwłaszcza, gdy zwykła rozmowa to dość, aby ulżyć jego cierpieniu. Nie zgadzam się, więc z proponowanym trybem leczenia.

Membrana istoty znowu poruszyła się lekko. Hewlitt położył dłoń na monitorze w nadziei, że tam właśnie kryje się mikrofon. Nie chciał, aby słowa pielęgniarki doszły do niepowołanych uszu.

— Wcześniej pytał mnie pan, jak mógłby naprawić swój błąd — powiedziała Hudlarianka, szykując się do odejścia. — Gdyby stwierdził pan, że pacjent Morredeth nie śpi, a zapewne nie będzie spał, nie zaszkodzi podejść i porozmawiać z nim.

Pielęgniarka odeszła przez pogrążony w mroku oddział. Mimo wielkiej masy poruszała się całkiem cicho. Pancerna istota z bardzo czułym sercem. Nawet nie będąc empatą, Hewlitt wiedział, na co liczyła z jego strony.

Jako pielęgniarka nie mogła postąpić wbrew poleceniu przełożonego. Nic nie stało jednak na przeszkodzie, aby ktoś ją w tym wyręczył.

ROZDZIAŁ TRZYNASTY

Hewlitt oparł się na łokciu, aby dojrzeć Morredetha ponad łóżkami innych pacjentów. Liczne odgłosy na oddziale sugerowały, że większość obcych śpi. Zastanowił się, ile powinien odczekać, zanim podejdzie do Kelgianina. Jego łóżko otaczał parawan, na suficie ponad nim widać było lekką poświatę. Blask nie migotał, była to więc zapewne lampka nocna, nie ekran z kanałem rozrywkowym. Możliwe, że Morredeth czytał albo zasnął przy włączonym świetle i w chórze różnych dźwięków pobrzmiewało również jego chrapanie. Jeśli tak, mógłby nie być zbyt miły dla Ziemianina, który go obudził.

Na wszelki wypadek Hewlitt postanowił zaczekać, aż Kelgianin odbędzie swoją conocną wędrówkę do toalety, i podejść dopiero wtedy, gdy wróci do łóżka. Jednak czas płynął, a nikt nie wychodził za potrzebą. Ziemianin zaczynał mieć dość nudnego wpatrywania się w rząd pogrążonych w mroku łóżek i plamę światła nad posłaniem Kelgianina. Nawet melfiański program rozrywkowy byłby lepszy, pomyślał i uznał, że spróbuje przeprosić już teraz, a potem położy się wreszcie spać.

Usiadł, opuścił nogi na podłogę i poszukał w ciemnościach pantofli. Były zbyt duże i człapał nimi miękko przy każdym kroku, co brzmiało teraz o wiele donośniej niż za dnia. Jeśli Morredeth nie spał, powinien go usłyszeć. Jeśli wszakże zasnął, przyjdzie podwójnie go przepraszać.

Kelgianin leżał na zdrowym boku wygięty w wielki, futrzany znak zapytania. Jego jedynym nakryciem był ogromny opatrunek nałożony na zranione miejsce. Hewlitt pomyślał, że z taką naturalną izolacją, jaką zapewniało futro, gąsienicowaci chyba rzeczywiście nie potrzebują zwykle koców. Oczy miał zamknięte, podkurczone kończyny niemal chowały się w futrze, które nadal lekko falowało. Być może jednak nie spał.

— Morredeth — powiedział Hewlitt tak cicho, że sam ledwie się usłyszał. — Śpisz?

— Nie — odparł tamten, nie otwierając oczu.

— Jeśli nie możesz zasnąć, może porozmawiałbyś ze mną chwilę?

— Nie — rzucił Kelgianin, ale zaraz się poprawił. — Tak.

— O czym chciałbyś rozmawiać?

— O czymkolwiek — powiedział, otwierając oczy. — O czymkolwiek, tylko nie o mnie.

Hewlitt stwierdził, że nie będzie łatwo. Jak tu rozmawiać o tak złożonych sprawach z kimś, kto nie potrafi kłamać? Ktoś taki za nic ma przecież uprzejme kłamstwa, które mogą czasem poprawić samopoczucie. Musiał uważać, bo inaczej mógł zacząć gadać tak samo jak Kelgianin — do bólu szczerze. Z drugiej strony czuł, że musi jednak spróbować, chociaż sam nie wiedział, skąd się wziął ten imperatyw.

Co się ze mną dzieje? — pomyślał nie po raz pierwszy. Co mi przychodzi do głowy? Przecież to całkiem dla mnie nietypowe.

— Przede wszystkim chcę cię przeprosić — rzekł głośno. — Nie powinienem tak szczegółowo rozprawiać o moim pokrytym futrem przyjacielu. Nie przy tobie. Nie miałem zamiaru sprawić ci przykrości i dopiero po fakcie dowiedziałem się, jakie długofalowe skutki może spowodować twoja rana. Teraz wiem, że był to głupi postępek, przykład braku wrażliwości. Bardzo przepraszam, pacjencie Morredeth.

Przez kilka sekund Kelgianin nie odpowiadał, chociaż futro zafalowało o wiele gwałtowniej, aż pokrywające je brzegi opatrunku zaczęły się marszczyć.

— Nie miałeś zamiaru mi dokuczyć. Zrobiłeś to z niewiedzy, nie z głupoty. Siadaj na materacu. A jaki jest drugi powód twojej wizyty?

Hewlitt nie odpowiedział od razu.

— Dlaczego inne gatunki marnują tyle czasu na obmyślanie długich odpowiedzi, kiedy wystarczyłoby parę słów — rzekł Morredeth. — Zadałem proste pytanie.

I dostaniesz prostą, kelgiańską odpowiedź, postanowił Hewlitt.