Przerwał, ponieważ futro Kelgianina znowu ożywiło się ponad miarę, ciałem zaś zaczęły targać spazmy, przez co istota zwinęła się na łóżku.
— Dobrze się czujesz? — spytał z niepokojem. — Mam wezwać pielęgniarkę?
— Nie — odrzekł Kelgianin, chociaż górną częścią ciała wisiał już poza materacem i lada chwila mógł spaść. — Ale nie gadaj więcej podobnych głupot.
Hewlitt zastanowił się, czy nie unieść parawanu, aby łóżko było widoczne z dyżurki, ale przypomniał sobie o mikrofonach. Spojrzał znowu na wijące się ciało.
— Chciałem ci tylko pomóc.
— Dlaczego jesteś wobec mnie taki okrutny? — spytał Morredeth. — Kto kazał ci to robić?
— Nie… nie rozumiem — wykrztusił zdumiony Hewlitt. — Co takiego powiedziałem?
— Nie jesteś Kelgianinem, zatem nie możesz w pełni zrozumieć, jak mnie zraniłeś. Najpierw opowiadałeś o głaskaniu kota, potem przeprosiłeś za mimowolny brak wrażliwości. Teraz zaś zacząłeś mówić o swoim braku szans na znalezienie partnerki, ale przecież tak naprawdę odnosisz się do mnie i mojego problemu. Na pewno o tym wiesz. Gdy Lioren chciał przekazać mi coś podobnego, nie słuchałem go. Kto podpowiedział ci, jak masz ze mną rozmawiać? Lioren? Braithwaite? Starszy lekarz? I dlaczego?
W pierwszej chwili Ziemianin chciał wszystkiemu zaprzeczyć, ale byłoby to nie w porządku, bo Kelgianin za żadne skarby nie wyczułby kłamstwa. Należało albo milczeć, albo powiedzieć prawdę.
— To hudlariańska pielęgniarka — wyznał. — To ona poprosiła, bym z tobą porozmawiał.
— Ale ona nie jest psychologiem — zdziwił się Morredeth. — Dlaczego miałaby zaplanować coś tak dziwnego? Nie ma kwalifikacji, aby zajmować się moimi odczuciami. Powinienem zgłosić jej niesubordynację starszemu lekarzowi.
— Każdy, kogo tu spotykam, ma się za wprawnego i doświadczonego psychologa — powiedział Hewlitt, odnosząc te słowa również do siebie. — Podobnie jak każdy ma się za świetnego kierowcę czy istotę obdarzoną wielkim poczuciem humoru. Sęk w tym, że psychologowie rzadko aprobują terapie amatorów. Nadal jest ci przykro?
— Nie. Jestem zły.
W wypadku Kelgianina należało chyba rozumieć to dosłownie. Jego sierść falowała w sposób, który mógł być odpowiednikiem ludzkich przekleństw.
— Nie złość się na nią — rzekł Hewlitt. — Powiedziała mi, że Lioren uzgodnił z Medalontem stopniowe zmniejszanie dawek twoich środków nasennych, byś miał więcej czasu na rozmyślanie nad swoją sytuacją. Sądzą, że w ten sposób szybciej odzyskasz równowagę. Personel medyczny ma współpracować, nie angażując się nocą w długie rozmowy z tobą, nawet gdybyś tego chciał. Hudlarianka nie uważa takiego traktowania pacjentów za właściwe, ale nie może nie wykonać polecenia przełożonych. Martwi się o ciebie. Gdy usłyszała, że chciałbym cię przeprosić, poprosiła, abym to ja z tobą porozmawiał. Nie podpowiadała mi niczego. Stwierdziła tylko, że dobrze byłoby, gdybym pomógł ci przestać myśleć ciągle o najgorszym. Niestety, nie udało mi się, ale to moja wina, nie jej.
— Zatem nie będę o niczym meldował — zgodził się Morredeth. — Ale nadal jestem wściekły.
— Rozumiem — oświadczył Hewlitt. — Znam tę złość, frustrację i smak gorzkich rozczarowań. Zazdrość wobec przyjaciół, którzy mogli cieszyć się życiem i szeptali różne rzeczy za moimi plecami, nazywając mnie seksualnym kaleką…
— Ale twoje okaleczenie nie było widoczne — przerwał mu Morredeth, znowu dając się ponieść spazmom. — Moi przyjaciele nie będą szeptać ani śmiać się. Będą uprzejmie mnie unikać, abym nie mógł spostrzec ich obrzydzenia. Tego nie zrozumiesz.
— Postaraj się leżeć spokojnie, do licha! — rzucił Hewlitt. — Jeszcze trochę, a spadniesz i zrobisz sobie krzywdę.
— Jeśli ten widok sprawia ci przykrość, zostaw mnie samego. Kelgianin potrafi czasem kontrolować swoje zachowanie, ale nigdy nie ukrywa emocji. Te najsilniejsze są powiązane z mimowolnym falowaniem futra oraz skurczami ciała. Nie wiedziałeś o tym?
Nie, ale już wiem, pomyślał Hewlitt.
— Nawet ziemska psychologia twierdzi, że lepiej czasem wyładować negatywne odczucia, niż tłumić je w sobie — rzekł. — Ale nie chcę odchodzić. Miałem porozmawiać z tobą i pomóc ci. Tymczasem na razie chyba nie radzę sobie najlepiej?
— Straszny jesteś — rzucił Morredeth. — Zostań jednak, jeśli chcesz.
Zaczął się z wolna uspokajać, więc Hewlitt postanowił zaryzykować i nie zmieniać tematu.
— Dziękuję — powiedział. — Oczywiście masz rację. Twoja sytuacja jest o wiele gorsza niż moja, ponieważ chodzi o stan trwały i widoczny dla każdego. Nie znaczy to wszakże, że nijak nie mogę zrozumieć, co czujesz, bo wiele lat cierpiałem przez coś podobnego, chociaż na mniejszą skalę. Nie sądzę, aby moje emocjonalne rany, przez które żyłem i pracowałem sam, mogły się kiedyś do końca wygoić. Domyślam się, jak musisz się czuć, ale wiem też, że nie zawsze będzie tak źle. Poza tym, czy przyszło ci do głowy, że pielęgniarka może się mylić i to Lioren ma rację? A jeśli jednak lepiej byłoby stawić czoło problemowi teraz i tutaj, w Szpitalu, gdzie jest wiele osób, które zawsze mogą pomóc, nie zaś w domu, gdzie, jak mówisz, będziesz całkiem sam? Może naprawdę nie zawsze będzie ci tak źle jak teraz. Wszystkie istoty potrafią adaptować się z czasem do różnych warunków…
— Z Liorenem też rozmawiałeś… — zaczął Morredeth, gdy stało się to, na co zanosiło się od paru dobrych minut.
Gąsienicowaty zaczął się już jakby uspokajać, wskutek czego kolejny spazm, który targnął jego cylindrycznym ciałem, był tym bardziej nieoczekiwany. Gdy Kelgianin stoczył się z łóżka, Hewlitt nie zastanawiał się, tylko złapał go obiema rękami, aby pchnąć z powrotem na materac. Naparł przy okazji dłońmi na opatrunek, aż taśmy mocujące nie wytrzymały i materiał został mu w rękach.
Kelgianin jęknął niczym fałszująca syrena mgłowa i chciał przebiec po Hewlitcie na drugą stronę materaca, ale Ziemianin ześliznął się z łóżka i wylądował na podłodze. Chwilę później poczuł na sobie ciężar Morredetha.
— Siostro! — krzyknął.
— Jestem — powiedziała Hudlarianka, która cały czas śledziła ich na ekranie. — Nic się panu nie stało, pacjencie Hewlitt?
— Nie — wyjąkał Ziemianin. — Chyba nie.
— I dobrze — mruknęła siostra. — DBLF nigdy nie używają nóg jako naturalnej broni, więc najpewniej pan nie ucierpiał. Potrzebuję pomocy, ale nie chciałabym marnować czasu na wzywanie pielęgniarki z sąsiedniego oddziału. Mogę na pana liczyć?
Na mnie? — zdumiał się Hewlitt, wydając przy tym pomruk, którego sam nie zrozumiał. Hudlarianka musiała jednak uznać, że właśnie wyraził zgodę.
— Świetnie się składa, że leży pan akurat na podłodze — powiedziała. — Przytrzyma pan pacjenta, aby się nie ruszał. Proszę objąć go rękami. Mocniej, jeśli łaska. Nie sprawi mu pan bólu. Niestety, potrzebuję czterech kończyn do utrzymania masy mego ciała, co zostawia tylko jedną ich parę do przygotowania miejsca iniekcji i podania zastrzyku. Dobrze, dokładnie o to chodzi.
Przyciskał Morredetha do siebie, podczas gdy jedna z macek Hudlarianki unieruchomiła kark Kelgianina, który nadal wydawał urywane dźwięki i próbował się wyswobodzić, przebierając licznymi odnóżami po brzuchu, piersi i twarzy Hewlitta. Szczęśliwie były one krótkie, słabo umięśnione i nie kończyły się nawet pazurami. Poduszeczki przypominały małe, twarde gąbki. Kontakt z nimi nie był bolesny. Nagły wysiłek musiał spowodować u pacjenta silne wydzielanie potu, w powietrzu, bowiem unosił się coraz silniejszy zapach przypominający lekko woń mięty.