Выбрать главу

— Oczywiście — odpowiedział Lioren.

Hewlitt odprowadził go wzrokiem, gdy szedł w stronę grupy stojącej — a w jednym wypadku polatującej — obok drzwi. Nie zwrócił prawie uwagi na Diagnostyków, a nawet na uderzająco piękną kobietę, która musiała być patolog Murchison. Patrzył na wielką i zapewne bardzo kruchą istotę, która leciała w jego kierunku, poruszając trzema parami półprzezroczystych skrzydeł.

Poczuł lekki podmuch, gdy zatrzymała się nad jego łóżkiem. Hewlitt zawsze nie cierpiał owadów. Im były większe, tym szybciej usuwał je z pola widzenia. Ten jednak był tak delikatny i piękny, że Ziemianin zapomniał języka w gębie.

— Dziękuję, przyjacielu Hewlitt — powiedziało stworzenie, wydając kilka cichych treli i kląśnieć, które brzmiały jak muzyka. — Twoje emocje są dla mnie bardzo miłe i czuję się skomplementowany. Jestem Prilicla.

— Co… — spytał Hewlitt, odzyskując głos — co dokładnie zamierzasz mi zrobić?

— Zrobiłem już wszystko, co było konieczne, przyjacielu Hewlitt — odparł skrzydlaty. — Nie ma powodów do niepokoju.

Pozostali musieli usłyszeć jego słowa, bo podeszli bliżej. Gdy zebrali się wkoło łóżka, Prilicla odezwał się głośniej:

— W tej chwili umysł pacjenta Hewlitta nie wykazuje żadnych anomalii. Tak samo jak podczas badania pacjenta Morredetha, który może zostać bez zwłoki odesłany do domu. Wyczuwam wasze rozczarowanie i wcale mnie ono nie dziwi. Przykro mi. Z tego, co widzę, z pacjentem jest wszystko w porządku. Przyjacielu Hewlitt — spytał, lądując w nogach łóżka — nie masz nic przeciwko wycieczce na pokładzie statku szpitalnego?

Prilicla zadrżał nagle i Hewlitt zrozumiał, że najwyraźniej wyczuł jego rozczarowanie i rozgoryczenie.

— Nie próbuj mnie pocieszać, do licha — powiedział. — Uważasz, że jestem zdrowy, i mnie też chcesz odesłać do domu.

— Niedokładnie — rzekł Prilicla. — Tym razem statek szpitalny zabierze pacjenta ze Szpitala na miejsce, gdzie wszystko się zaczęło.

ROZDZIAŁ SZESNASTY

Wprawdzie pobyt na oddziale siódmym pozwolił Hewlittowi wyleczyć się z ksenofobii, jednak z ulgą stwierdził, że większość załogi statku stanowią Ziemianie.

Jak szybko się dowiedział, podczas wykonywania zadań niemedycznych dowodził nim bardzo poważny młody oficer, major Fletcher, któremu podlegało trzech poruczników Korpusu Kontroli: Haslam, Chen i Dodds. Byli odpowiedzialni kolejno za łączność, siłownię i astrogację. Nie mogąc opuszczać pokładu szpitalnego, nie miał z nimi większego kontaktu. Oni też rzadko zapuszczali się na te tereny, chyba, że wymagała tego nagła potrzeba. Gdy statek przystępował do akcji ratunkowej, dowodzenie przejmował najstarszy lekarz zespołu, którym okazał się Cinrussańczyk Prilicla, empatyczny GLNO.

Ku miłemu zaskoczeniu Hewlitta jego zastępcą była patolog Murchison. W skład zespołu wchodzili także Kelgianka Naydrad, specjalista od trudnych akcji ratunkowych, oraz doktor Danalta, istota klasy TOBS zarówno najbardziej niezwykła, jak i dziwnie bliska Hewlittowi.

Danalta był zmiennokształtnym, który umiał przybrać postać każdej istoty i uwielbiał się tym popisywać. Najczęściej wszakże przypominał wielką gruszkę, która zalegała zieloną masą na pokładzie, dyżurując obok łóżka śpiącego pacjenta. W razie potrzeby wypuszczał z siebie wielkie oko i samotne ucho.

Hewlitt nie musiał tkwić wyłącznie w łóżku. Poza normalnymi okresami snu mógł się poruszać po całym pokładzie medycznym.

Pierwszego dnia przeszedł badania obejmujące także pobranie próbek tkanek stałych oraz krwi. W trakcie tych zabiegów cały zespół stał wokół jego łóżka, okazując przerażającą wręcz gotowość pospieszenia z pomocą, gdyby cokolwiek poszło nie tak. Poza tym nic z nim nie robili. Następne dwa dni upłynęły na zadawaniu mu niezliczonych pytań i stosowaniu wszelkiej maści uników, byle tylko nie zadośćuczynić jego ciekawości.

Patolog Murchison nie tylko należała do tego samego gatunku, co Hewlitt, ale ucieleśniała jego wyobrażenia o tym, jak powinien wyglądać medyczny anioł stróż. Gdy wypadł jej kolejny dyżur, Ziemianin spróbował nieśmiało zagadnąć ją w nadziei, że może, chociaż ona będzie skłonna wyjawić cel całej tej imprezy.

Nie musiał przy tym akurat w pełni panować nad swoimi emocjami, gdyż Prilicla znajdował się poza zasięgiem pola empatycznego.

— Wszyscy zadają mi te same pytania, co Medalont i lekarze, których spotykałem przez całe lata badań. Chciałbym wam pomóc, ale jak mam to zrobić? Na dodatek nie odpowiadacie na moje pytania i nie komentujecie mojego stanu. Co waszym zdaniem ze mną jest? Dlaczego nie chcecie powiedzieć mi, co zamierzacie ze mną zrobić?

Patolog obróciła się wraz z fotelem stojącym przy konsoli diagnostycznej i oderwała wzrok od wielkiego ekranu ukazującego coś w rodzaju przekroju przez żyłkowany czerwienią różowy marmur. Zapewne była to próbka jakiejś tkanki ze zmianami chorobowymi.

Może chce zanudzić mnie tymi obrazami, abym wreszcie zasnął, pomyślał Hewlitt.

Kobieta westchnęła przeciągle.

— Ta ostatnia informacja ma zostać przekazana na jutrzejszej odprawie zaraz po lądowaniu, ale skoro pański stan nie zmienił się przez ostatnie trzy dni, chyba nie ma powodu, aby dłużej cokolwiek przed panem ukrywać. Chociaż raczej nie spodoba się panu to, co powiem, gdyż…

— To złe wieści? — przerwał jej Hewlitt. — Chyba i tak wolałbym wiedzieć.

— Jeśli chce pan się czegoś dowiedzieć, proszę nie przerywać. To mi przeszkadza.

Trudno, pomyślał Hewlitt.

— Przepraszam, słucham.

Murchison skinęła głową i podjęła wątek.

— Nie ma dobrych ani złych wieści. W zasadzie w ogóle nie ma nic nowego. Po pierwsze, zadajemy panu ciągle te same pytania w nadziei, że znajdziemy coś, co umknęło Medalontowi i innym albo czego przez przeoczenie wcześniej pan nie powiedział. Coś, czego moglibyśmy się uczepić. Prilicla mówi, że nie jest pan osobą skłonną do kłamstwa, ale jak dotychczas prawda też nam nie pomogła. Jeśli chodzi o drugie pytanie, mogę powiedzieć, że z tego, co na razie wiemy, nic panu nie jest. Mamy przed sobą zdrowego mężczyznę ziemskiej klasy DBDG, i to wszystko. — Wzięła głęboki wdech, aż jej biały strój wypełnił się niebezpiecznie, udowadniając, że i ona jest zdrową kobietą. — W typowych okolicznościach powinniśmy uznać pana za hipochondryka z problemami emocjonalnymi i odesłać do domu z sugestią, aby nie marnował pan więcej czasu lekarzy… — Uniosła zgrabną dłoń. — Nie, proszę nie podnosić sobie ciśnienia. Nie zamierzamy pana odesłać. Nie zrobimy tego, dopóki nie znajdziemy wyjaśnienia objawów chorobowych opisanych w pańskiej historii i niedawnego, niewytłumaczalnego wyleczenia Morredetha, co nie musi, ale może być z panem powiązane. Chcemy znaleźć ten związek, o ile istnieje, a szukać będziemy tam, gdzie zaczęło się pańskie życie, na Etli. Licząc na pańską pomoc, radę i pamięć, postaramy się odtworzyć jak najwięcej z tego, co się z panem działo. Tak, więc, odpowiadając na trzecie pytanie — dodała z uśmiechem — absolutnie nie wiemy, co z panem zrobić.

— Chętnie pomogę — oświadczył Hewlitt. — Obawiam się jednak, że moje wspomnienia z dzieciństwa mogą nie przydać się na wiele. Bierzecie to pod uwagę?

— Według psychologii pańskie wspomnienia są bliskie doskonałości. Podobnie jak wiele innych rzeczy w panu. A teraz, pacjencie Hewlitt, proszę już spać i dać mi pracować.