Hewlittowi przyszło do głowy kilka rzeczy, ale wiedział, że pytanie nie było adresowane do niego. Pierwsza odezwała się patolog Murchison.
— Wprawdzie objawy były nietypowe i pojawiły się niezwykle szybko, jednak sama diagnoza Telforda wydaje się słuszna w tym, że chodziło o niespecyficzną i silną alergię wywołaną nieznanym czynnikiem. Uzasadniona była również jego decyzja o odłożeniu leczenia farmakologicznego do chwili, gdy uda się ustalić dokładnie, na co pacjent jest uczulony. Tak samo decydowali potem lekarze na Ziemi oraz w Szpitalu Kosmicznym Sektora Dwunastego. Jednym słowem, niczego…
— Pani patolog, pani tylko podsumowuje problem — zauważyła Naydrad, strosząc sierść. — Nie proponuje pani rozwiązań.
— Możliwe — powiedziała Murchison, która aż za dobrze znała zwyczaje Kelgian, by się oburzyć. — Staram się jednak podkreślić, że objawy alergiczne pojawiły się już w bardzo młodym wieku i powtarzały, w różnych postaciach, przez wiele lat, podobnie jak widzieliśmy to w Szpitalu. To każe mi się zastanawiać, czy nie chodzi o jakąś wrodzoną cechę pacjenta i czy nie powinniśmy raczej szukać jakichś anomalii genetycznych. Nic nie wiadomo o tym, aby ktokolwiek był uczulony na syntetyczne jedzenie, co zresztą jest czynnikiem bardzo dogodnym. Nie zdarzają się też uczulenia na pożywienie dla małych dzieci. Nie ma reakcji alergicznej, jeśli… Hewlitt, czy był pan karmiony piersią?
— Jeśli byłem, to nie pamiętam — odparł Ziemianin.
Murchison uśmiechnęła się.
— Szkoda, ale może nie jest to ważne. Jeśli pan był i dopiero potem został przestawiony na syntetyczne pożywienie, to może wyjaśniać, dlaczego pierwsza odnotowana reakcja alergiczna miała związek z lekami. Jest jeszcze inna możliwość. Objawy wystąpiły w izbie przyjęć szpitala kilka godzin po katastrofie. Nie był pan ranny, ale należy założyć, że zderzenia z gałęziami podczas spadania i sam upadek na wilgotną ziemię pozbawiły pana przytomności. Wstrząs, w którym pana znaleziono, był typowy dla takiej sytuacji. Trudno jednak wykluczyć, że odniósł pan obrażenia, które były zbyt drobne, aby zostały w tych okolicznościach uwzględnione w raporcie. Otarcia czy drobne rany. Niewykluczone, że przy tej okazji dostało się do pańskiego krwiobiegu coś, co wywołało późniejszą reakcję alergiczną. Na przykład na skutek ukąszenia przez jakieś stworzenie, które żyło na drzewie lub na ziemi. Mógłby to być owad albo jakiś odpowiednik gryzonia. Mógł pan też trafić na zarodniki jakiegoś grzyba, zawierające taką czy inną toksynę. Albo zadrapać się o pokryte czymś gałęzie. Sugerowałabym przeszukanie miejsca katastrofy. Jeśli było to coś typowego dla ekosystemu Etli, nadal powinno się tam znajdować. I przestań wiązać sierść w węzełki, Naydrad — dodała. — Wiem, że patogeny z jednego świata nie mogą porażać istot zrodzonych gdzie indziej, ale z drugiej strony zdaję sobie sprawę z faktu, że przyroda Etli jest bardzo podobna do ziemskiej. Kiedyś pojawiły się nawet teorie sugerujące, że obie planety zostały zasiedlone przez tych samych, pradawnych kolonizatorów. Niemniej próby rozmnażania, podejmowane przez tych, którzy poczuli się silnie emocjonalnie związani z konkretnymi tubylcami, spełzły na niczym. Jeśli wszakże wspomniane genotypy mają jakiś, choćby bardzo mały wspólny fragment, trzeba będzie zbadać sprawę dokładniej. Mam nadzieję, że pacjent Hewlitt wyrazi zgodę na udział w testach z użyciem minimalnych dawek etlańskich lekarstw, abyśmy mogli potwierdzić lub wykluczyć ten związek. Zapewniam, że zachowamy wszelkie możliwe środki ostrożności.
— Żadnych testów, przyjaciółko Murchison — oznajmił Prilicla, zanim Hewlitt zdążył wyrazić to samo ostrzejszymi słowami. — Nie będziemy podawać pacjentowi żadnych lekarstw, etlańskich czy innych, dopóki nie dowiemy się, czego właściwie szukamy. Chyba zapomniałaś, że przyjaciel Hewlitt ucierpiał już raz wskutek zjedzenia miejscowego owocu.
— Przede wszystkim pamiętam, że młody Hewlitt przetrwał dwa poważne upadki — powiedziała Murchison. — Miał nadzwyczajne szczęście i to również może coś znaczyć, jeśli założymy, że właśnie zjedzenie owocu wywołało późniejszą alergię. W wypadku drugiego incydentu mamy do dyspozycji pełny zapis obrazu klinicznego, jednak o pierwszym nie wiemy właściwie nic. Znamy go tylko ze wspomnień pacjenta, a to niewiele, bo nie jesteśmy w stanie określić chociażby tego, z jak wysoka naprawdę spadł. Pacjent był wówczas dzieckiem i mógł mało precyzyjnie szacować miary odległości. Zjedzony owoc mógł być odmianą jedynie podobną do tego toksycznego. Późniejszy czas utraty przytomności też znamy wyłącznie z szacunków, mógł się zresztą wiązać z silnym zmęczeniem po całym dniu zabawy. Dzieci opowiadają różne rzeczy, a potem potrafią nawet same w nie wierzyć, ale póki nie mamy obiektywnych dowodów… Pacjencie Hewlitt, proszę się opanować!
Hewlitt bardzo starał się zachować spokój, ale Prilicla i tak trząsł się cały od emocjonalnej wichury. Murchison, chociaż była jedynym ziemskim lekarzem na pokładzie, zawodowo niewiele miała w sobie z człowieka. Owszem, poza rolą zimnego, analizującego wszystko patologa potrafiła być ciepła i przyjazna, Hewlitt zaś nawet ją lubił. Dotąd uważał też, że Murchison mu ufa, a tymczasem okazała się taka sama jak wszyscy.
— Nie powiedziałam, że pan kłamie — odezwała się, jakby czytała mu w myślach. — Chodzi tylko o to, że nie mamy dowodów, iż mówi pan prawdę.
Już miał odpowiedzieć, gdy głośnik znowu ożył.
— Dostaliśmy zgłoszenie, że pojazd naziemny z kapitanem Stillmanem właśnie opuścił bazę — rzekł porucznik Haslam. — Będzie tu za jakieś osiemnaście minut.
ROZDZIAŁ OSIEMNASTY
Hewlitt ze zdumieniem i zawodową ciekawością mierzył wzrokiem krępego, siwego mężczyznę, który wysiadł właśnie z pojazdu. Ich przewodnik nie nosił munduru, ale miejscowy strój składający się z krótkiej kurtki, kiltu i miękkich mokasynów. Wyglądało to całkiem nieźle i trzeba przyznać, że miało pewien styl, nawet, jeśli kieszenie kurtki wydawały się nazbyt wypchane. Hewlitt bez trudu poznał, że w odróżnieniu od tego, co nosił on i wszyscy wokoło, odzież Stillmana nie została uszyta z syntetyków. Zastanawiał się nawet, czy nie wprowadzić etlańskich kiltów do oferty dla częściej podróżujących klientów, gdy Prilicla ruszył, aby spotkać przewodnika w pół drogi.
— Przyjacielu Stillman — powiedział — przede wszystkim uważam, że powinienem przeprosić cię, że witam cię tutaj zamiast w środku, gdzie miałbyś sposobność dokładnie obejrzeć nasz statek. Odniosłem jednak wrażenie, iż pułkownik Shech-Rar nie chciał, byśmy marnowali zbyt wiele pańskiego czasu.
Jak się okazało, Stillman i tak potrzebował paru chwil, aby ochłonąć po pierwszym spotkaniu z cinrussanskim empatą. Potem rzucił jeszcze okiem na Murchison, ledwie zauważył innych i odzyskał głos.
— To zaszczyt dla mnie, doktorze Prilicla — rzekł z uśmiechem. — Jestem panem swojego czasu i mogę poświęcić go wam tyle, ile zechcecie. Owszem, słyszałem sporo o Rhabwarze i chętnie bym go zwiedził. Ale rozumiem, że najpierw powinniśmy się zająć tym, w czym mam wam pomóc. Ciekawość może poczekać.