Выбрать главу

— Pani McGarry nic nie przygotowała — poskarżył Truckle.

— Pomyślałam, że mogłabym pożyczyć hełm Złowrogiego Harry'ego i wśli znąć się jako dziewica Walkiria — wyjaśniła Vena.

— Dobry, rozsądny pomysł — pochwalił Harry. — Kilka z nich musi się tam kręcić.

— A Harry'emu hełm i tak nie będzie potrzebny, bo za chwilę zacznie się skarżyć na nogę albo grzbiet, albo jeszcze coś i nie będzie mógł iść z nami — wtrącił konwersacyjnym tonem Cohen. — A to z po wodu tego, że nas zdradził. Mam rację, Harry?

* * *

Gra stawała się coraz ciekawsza. Obserwowała ją już większość bogów. Bogowie lubią się pośmiać, choć trzeba przy tym zaznaczyć, że ich poczucie humoru nie należy do subtelnych.

— Mam nadzieję — odezwał się Ślepy Io, podstarzały przywódca bogów — że nie mogą nam zrobić nic złego.

— Nie — uspokoił go Los, przekazując kości. — Gdyby byli bardzo inteligentni, nie zostaliby bohaterami.

Zagrzechotały kości. Jedna z nich przeleciała nad planszą, zaczęła wirować w powie trzu coraz szybciej i szyb ciej, aż wreszcie zniknęła w ob łoczku pyłu kości słoniowej.

— Ktoś wyrzucił nieoznaczoność — zauważył Los. Uniósł wzrok. — Ach… Ty, Pani.

— Witaj, panie — odparła Pani.

Jej imienia nigdy nie wymawiano, choć wszyscy je znali. Wymówić głośno jej imię oznaczało, że natychmiast odejdzie. Mimo że miała bardzo niewielu prawdziwych wyznawców, była jednym z naj potężniejszych bóstw na Dysku, ponieważ w głębi serca każdy miał nadzieję i wierzył, że istnieje.

— I ja kiż jest twój ruch, moja droga? — zapytał Ślepy Io.

— Już go wykonałam. Ale rzuciłam kości tam, gdzie ich nie widzicie.

— To dobrze. Lubię wyzwania. W ta kim razie…

— Proponuję dodatkową rozrywkę, panie — wtrącił gładko Los.

— To znaczy?

— Cóż, chcą być traktowani jak bogowie. Sugeruję, byśmy tak uczynili…

— Fcesz fofiedzieć, że fafy traktofać ich fofażnie? — zdziwił się Offler.

— Do czasu. Do czasu.

— Do jakiego czasu? — spytała Pani.

— Do czasu, Pani, kiedy przestanie to być zabawne.

* * *

Wśród sawanny Howondalandu żyje plemię N'tuitif, jedyny na świecie lud całkowicie pozbawiony wyobraźni.

Na przykład ich legenda o gro mie brzmi mniej więcej tak: „Grom to głośny dźwięk na niebie, powstający w wyniku zakłócenia stanu mas powietrza wskutek przeskoku błyskawicy”. A ich legenda „Jak żyrafa uzyskała długą szyję” mówi tyle: „Za dawnych dni przodkowie starego Żyrafy mieli szyje trochę dłuższe niż inne żyjące na sawannie zwierzęta; jednak dostęp do wysoko rosnących liści dawał im taką przewagę, że głównie długoszyje żyrafy przetrwały, przekazując te długie szyje poprzez krew, tak jak człowiek może przekazać włócznię swemu wnukowi; niektórzy twierdzą jednak, że wszystko jest o wiele bardziej skomplikowane i to wyjaśnienie stosuje się tylko do krótszych szyj okapi; tak właśnie było”.

N'tuitif byli ludem spokojnym i zo stali wybici niemal do nogi przez sąsiadów posiadających bujną wyobraźnię, a zatem również mnóstwo bogów, przesądów, wierzeń i pomy słów o ileż lepsze byłoby życie, gdyby mieli większe tereny łowieckie.

O wydarzeniach na księżycu owego dnia N'tuitif opowiadają: „Księżyc świecił jasno, a z niego wzniosło się inne światło, które rozdzieliło się na trzy światła i zga sło. Nie wiemy, dlaczego tak się stało. Stało się i tyle ”.

Zostali potem wyrżnięci przez szczep sąsiadów przekonanych, że światło było sygnałem od boga Ukli, który w ten sposób nakazywał im poszerzyć tereny łowieckie jeszcze trochę. Jednakże ów szczep wkrótce został wybity przez inny, który wiedział, że światła to ich przodkowie mieszkający na księżycu, nakazujący zabić wszystkich niewierzących w boginię Glipzo. Trzy lata później ich z kolei zabił kamień spadający z nieba, rezultat wybuchu gwiazdy sprzed miliarda lat.

Tak to się wszystko toczy. Jeśli nie analizować zbyt dokładnie, można to uznać za sprawiedliwość.

* * *

W dygoczącym, trzeszczącym „Latawcu”, Rincewind patrzył, jak dwie ostatnie smocze kapsuły odpadają spod skrzydeł. Przez chwilę leciały jeszcze obok, wirując, potem rozpadły się i zo stały w tyle.

Znowu przyjrzał się dźwigniom. Ktoś naprawdę powinien coś z nimi robić, myślał niepewnie. Powinien, prawda?

* * *

Smoki mknęły po niebie. Uwolnione z kapsuł, spieszyły się do domu.

Magowie utworzyli Ciekawy Obiektyw Thurlowa tuż nad pokładem. Pokaz był imponujący.

— Lepsze od sztucznych ogni — uznał dziekan.

Myślak walnął pięścią w omni skop.

— Aha, teraz działa — ucieszył się. — Ale widzę tylko ten wielgachny…

Kolejna część twarzy Rincewinda, poza jego wielkim nosem, pojawiła się na wizji.

— Którą dźwignię mam pociągnąć?! — wrzasnął.

— Co się stało?

— Leonard ciągle jest nieprzytomny, a bi bliotekarz wyciąga Marchewę z tych wszystkich śmieci. To bardzo niespokojny lot! Nie zostały nam już żadne smoki! Po co są te pokrętła? Chyba spadamy! CO MAM ROBIĆ?!!!

— Nie przyglądałeś się, jak pilotuje Leonard?

— Miał stopy na pedałach i przez cały czas szarpał za wszystkie lewarki!

— Dobrze, dobrze. Sprawdzę, czy na podstawie jego planów uda mi się domyślić, co należy zrobić. Powiemy ci, jak zlecieć na dół.

— Nie mówcie, jak zlecieć na dół! Ja chcę zostać na górze! Góra jest ważna! Nie dół!

— Czy dźwignie są oznaczone? — zapytał Myślak, przerzucając szkice wynalazcy.

— Tak, ale nic z tego nie rozumiem! Na jednej jest napisane „Troba”!

Myślak przerzucał stronice pokryte odwrotnym pismem Leonarda.

— E… tego… — mamrotał pod nosem.

— Nie ruszaj dźwigni oznaczonej „Troba”! — rozkazał Patrycjusz, schylając się nad omniskopem.

— Panie! — rzekł Myślak i po czerwieniał, gdy poczuł na sobie spojrzenie Vetinariego. — Przepraszam, ale to kwestie techniczne, chodzi o me chanizmy i może byłoby lepiej, gdyby osoby wykształcone raczej w dzie dzinie humanistyki nie…

Umilkł pod wzrokiem Patrycjusza.

— Ta ma normalną etykietę! — zawołał gorączkowy głos z omni skopu. — Jest tu napisane „Rumpel księcia Harana”.

Vetinari poklepał Myślaka po ramieniu.

— Doskonale rozumiem — zapewnił. — Ostatnie, czego życzy sobie człowiek wyszkolony w działa niu mechanizmów, to dobre rady ignorantów. Proszę o wy baczenie. A co takiego zamierza pan zrobić?

— No, ja… tego…

— Kiedy „Latawiec”, wraz z wszel kimi naszymi nadziejami, pędzi ku ziemi, chciałem powiedzieć — dodał Vetinari.

— Bo ja… no… sprawdziliśmy te…

Patrycjusz znów pochylił się nad omniskopem.

— Rincewindzie, pociągnij dźwignię oznaczoną „Rumpel księcia Harana” — polecił.

— Nie wiemy, do czego służy… — zaczął Myślak.

— Jeśli ma pan lepszy pomysł, proszę go wyjawić. A tym czasem sugeruję, by pociągnąć dźwignię.

Na „Latawcu” Rincewind postanowił usłuchać głosu władzy.

— Zaraz… Słyszę różne stuki i brzę czenie — zameldował. — I… niektóre dźwignie poruszają się same… Teraz rozkładają się skrzydła… I tak jakby lecimy w linii prostej… właściwie całkiem spokojnie…