Najprawdopodobniej ktoś wydał rozkaz odpalenia rakiet. W zasadzie nie mogło to być dziełem przypadku.
W obwodzie mechanizmu odpalającego rakiety znalazł usterkę. Okazało się bowiem, że system ten wielokrotnie rozpoczynał i kończył odliczanie. Usterka tkwiła w pamięci komputera, poprzez który przebiegał obwód. John nie wiedział, jak ją usunąć. Zresztą nie było na to czasu. Mechanizm samozniszczenia został wyraźnie włączony, by zapobiegać odpaleniu rakiet, lecz mimo to przynajmniej niektóre mogły zostać wystrzelone.
John wciąż usiłował zorientować się w systemie połączeń. Obwód był tak skomplikowany, że jakakolwiek próba rozmontowania go trwałaby zbyt długo. Rourke nie miał już czasu do stracenia. Nagłe rozłączenie przewodów zapewne spowodowałoby natychmiastowe uruchomienie mechanizmu odpalającego. Doktor wiedział, że musi zapewnić zrównoważenie ilości prądu, potrzebnego dla zachowania podstawowej pamięci obwodu. Nie było sposobu zlikwidowania ładunków głowic, a co za tym idzie, odłączenia dopływu prądu i uszkodzenia systemu odpalającego. Wiedział, że jeśli źle połączy przewody, natychmiast nastąpi wystrzelenie i samozniszczenie.
Tablice obwodu stanowiącego centrum całego systemu były już w połowie naprawione. Sporo wysiłku kosztowało go dokonanie ostatecznych połączeń. Ostrożnie zaczął się wycofywać.
Pod błękitną kopułą jednego z dwóch kompleksów mieszkalnych panował ogromny ruch. Annie znajdowała się w najbezpieczniejszym sektorze Mid-Wake. Tak przynajmniej poinformowały ją kobiety z ochrony, które przyprowadziły ją tutaj. Wyżsi oficerowie floty używali tych apartamentów podczas postoju ich okrętów w bazie lub przenoszenia ich na inne jednostki. Tutaj również znajdowały się rezydencje najznakomitszych rodzin Mid-Wake.
Idąc szybko przed kobietami z ochrony, dziewczyna rozglądała się dookoła. Wszędzie pełno było kobiet w nocnej bieliźnie oraz mężczyzn w pospiesznie naciągniętych na siebie spodniach i koszulach. Większość była boso lub w kapciach. Niektórzy nieśli w rękach buty, ciągnęli za sobą dzieci, dźwigali pękate torby i tobołki. Dookoła uwijali się marynarze oraz oficerowie Korpusu Morskiego. Wskazywali oni drogę ewakuowanym, pomagali osobom starszym i słabszym.
Szpital. Natalia.
Starając się przekroczyć otaczający ja rozgardiasz i płynący wciąż z głośników łagodny kobiecy głos ogłaszający ewakuację, Annie zawołała:
– Muszę dostać się do szpitala, do mojej przyjaciółki!
– Proszę się nie martwić. Szpital został ewakuowany.
– Pani mnie nie rozumie! Natalia jest poważnie chora! Kobieta zacisnęła dłoń na ramieniu Annie.
– Teraz my się ewakuujemy, proszę pani.
Wszyscy kierowali się w stronę stacji. W żółtej strefie znajdowały się punkty medyczne i opieki nad rodzinami.
Natalia.
Na stacji były już rozmieszczone specjalne linie wytyczające kierunek ruchu, jednakże strażnicy mogli je przekraczać, nie zważając na pasy i zabezpieczenia. Córka Johna zobaczyła kobietę, ciągnącą za sobą dwoje dzieci. Jedno z nich zostało z tyłu.
– Proszę mi pozwolić – powiedziała Annie i wzięła małego chłopca na ręce.
Znaleźli się wewnątrz wagonu. Drzwi zasunęły się i pociąg ruszył, stukając głośno na podkładach. Kobiety z ochrony stały po prawej stronie dziewczyny, matka z dziećmi – po lewej. W wagonie panowało zamieszanie; ludzie szukali się nawzajem.
Wszystkie kwatery mieszkalne były już opuszczone. Funkcjonowały tylko punkty komunikacyjne, administracyjne i stacje energetyczne, w których pracujący w systemie ciągłym, przez całą dobę pracownicy wypatrywali teraz osób, które mogły im pomóc w ewakuacji.
Pociąg stanął. Drzwi zaczęły się otwierać. Annie zrobiła krok w ich kierunku.
– Proszę się nie martwić – powiedziała jedna ze strażniczek. – Nie musimy się przesiadać.
Drzwi otworzyły się całkowicie. Liczni pasażerowie wsiadali i wysiadali.
– Dlaczego niektóre pociągi jadą w przeciwnym kierunku? – zapytała Annie, wskazując ruchem głowy kolejkę, która wjechała na peron z drugiej strony. – Dlaczego są puste?
– Wracają do stref podwodnych, aby zabrać następne grupy ludzi.
– Rozumiem.
Drzwi zaczęły się zamykać. Annie rzuciła małego chłopca wprost w ramiona stojącej najbliżej strażniczki i wyskoczyła z wagonu. Kawałek jej nocnej koszuli zakleszczył się w drzwiach. Urwała go i pobiegła na drugą stronę peronu.
Paul był przemoczony do suchej nitki. Deszcz ze śniegiem wciąż padał. Na płaskowyżu wśród skał stał ich helikopter. Liny kotwiczne były już zwolnione.
Co chwila silne podmuchy wiatru szarpały maszyną raz w jedną, raz w drugą stronę. Kiedy kierunek wiatru zmienił się nieco, Rubenstein mokry i zziębnięty usiadł za pulpitem sterowniczym. Sprawdził ciśnienie oleju i poziom mieszanki paliwowej. Starał się przypomnieć sobie dokładnie wszystkie czynności startowe, których uczył go John.
Włączył rozrusznik. Silnik zakasłał, a dobiegający z niego szum stawał się coraz głośniejszy.
Nagle gwałtowny podmuch wiatru przesunął helikopter po lodzie w prawą stronę. Dał się słyszeć zgrzyt płóz na lodzie.
“Główny starter!” – pomyślał.
Zacisnął dłonie na drążku sterowniczym. Śmigłowiec zaczął powoli wznosić się do góry.
Rourke otworzył oczy. Syrena wyła nadal. Czuł mrowienie w plecach.
Odruchowo spojrzał na zegarek. Cały czas pracował, dopiero teraz usiadł na chwilę, by odpocząć.
– Niech to diabli! – wycedził przez zaciśnięte zęby. Elektryczny wstrząs odrzucił go poza pokrywę ochronną, aż na środek pokoju. Ponownie wczołgał się do środka, znalazł obcęgi i taśmę izolacyjną.
– Odciąć przewody!
Niektóre z uprzednio rozłączonych przewodów połączył ponownie z innymi. Odliczanie nie zostało przerwane. A doktor nie miał już czasu na to, aby sprawdzić, ile go jeszcze zostało.
Annie Rubenstein była sama w pociągu. Również tutaj rozlegał się komunikat alarmowy.
Jadąc tunelem w kierunku żółtej strefy, skupiła swą uwagę na mijanych przez kolejkę, opustoszałych fabrykach. Niektórzy mieszkańcy Mid-Wake nazywali miasto “ośmiornicą”, chociaż znajdowało się tam tylko sześć “macek”. Każda z nich stanowiła tunel, na końcu którego, zamiast przyssawki, znajdowała się kolejna strefa. Miejsce, z którego uciekła swojej ochronie, stanowiło centrum całej konstrukcji.
Pociąg zbliżał się do żółtej strefy.
Natalia.
Nagła zmiana kierunku wiatru. Helikopter na chwilę wymknął się spod kontroli Paula. Maszyna przechyliła się gwałtownie na prawy bok, dziób opadł w dół. Przy ryku pracującego na pełnych obrotach silnika, śmigłowiec wibrując zaczął spadać. Rubenstein starał przypomnieć sobie wskazówki doktora. Nie był pewny, czy wszystko przypomina sobie dokładnie, czy tylko zgaduje. Zresztą i tak nie było czasu, aby się nad tym zastanowić.
Włączył pełną moc silnika i z całej siły przyciągnął do siebie drążek sterowy, próbując poderwać maszynę w górę.
Syrena przestała wyć.
Rourke wciąż manipulował przy przewodach. Nagle z głośników odezwał się kobiecy głos, mówiący po rosyjsku:
– Czas odpalania. Czas odpalania. Natychmiastowa ewakuacja ze strefy odpalania. Opuścić bunkier. Czas odpalania.
– Cholera!