Potężny Islandczyk, przypominający teraz olbrzymiego trolla odzianego w zieloną pelerynę, oraz jego pies zmierzali teraz w stronę domu, gdzie mieszkała Annie, gdy Michael i jego ojciec po raz pierwszy zjawili się w Hekli.
Dlaczego tam? Dlaczego nie szedł do pałacu prezydenckiego, skąd, według planu, miała być przeprowadzona akcja ratownicza? Czy pani Jokli była rzeczywiście siostrą Rolvaaga? Bjorn wspomniał o tym, zanim prześliznął się przez otwór tunelu. Później Michael pozostawił Marię samą i zaryzykował pójście za Bjornem.
Olbrzym słabo znał angielski i nie można było wykluczyć, że nie wyraził dokładnie tego, co miał na myśli. Czy rzeczywiście pani prezydent wyspy Lydveldid była jego siostrą? Dlaczego nie udał się do pałacu prezydenckiego? Może zamierzał odszukać innych policjantów. A może Sowieci zlikwidowali ich, obawiając się oporu lub sabotażu.
Michael trzymał się brzegu ścieżki. W rękach ściskał karabin. Na schodach rezydencji powoli spacerowało dwóch sowieckich wartowników. Obserwował ich uważnie. Jeśli Rolvaag dostał się do środka, on też mógłby to zrobić.
Bjorn ścisnął w dłoniach pałkę. Gdyby Sowieci wcześniej odkryli ten tunel, ktoś stałby już przy wejściu. Hrothgar, pochyliwszy łeb do samej ziemi, zawzięcie węszył, jakby znalazł trop. Rolvaag poklepał psa po pysku, starając się uspokoić wilczura. Przeszli przez piwnicę, mijając skrzynie, stare materace i nie używane łóżka. Zatrzymali się przed ścianą.
– Tam musi być wiele fajnych zapaszków – powiedział szeptem do psa. Uklęknął za Hrothgarem i pogłaskał go między uszami.
Żeby tylko znaleźć to miejsce.
Michael spojrzał na zegarek. Patrol potrzebował czterech minut, aby obejść pałac dookoła. Przez około siedemdziesiąt sekund, nie krócej jednak niż przez sześćdziesiąt sekund, wejście frontowe nie było w zasięgu wzroku żadnego ze strażników. W środku Rosjanie mogli rozmieścić więcej posterunków, ale jeśli nawet tak zrobili, Michael musiał sobie z nimi poradzić.
Rolvaag zapalił zapałkę. Płomień utrzymywał się dopóty, dopóki Bjorn nie przyłożył zapałki do szczeliny między betonowymi blokami. Delikatny podmuch powietrza zgasił zapałkę. Policjant pchnął mocno bloki i w ścianie pojawiła się szpara szerokości jego ramienia. Hrothgar warknął cicho. Przyglądając się z bliska szczelinie, Islandczyk szukał właściwego znaku. Była to jedna z nielicznych rzeczy, którą pamiętał z młodości. Wówczas to, będąc jeszcze rekrutem, od starego, emerytowanego oficera dowiedział się o istnieniu tego miejsca.
– To jest właśnie pomieszczenie, o którym ktoś powinien wiedzieć – powiedział do siebie. – Ale to musiałby być ktoś wyjątkowy. I nigdy nie powinniśmy rościć sobie pretensji do tego, co jest w tym pomieszczeniu. Chyba, że zostaniemy sami na świecie. Lecz dopóki nie jesteśmy…
Nigdy nie miał się dowiedzieć, dlaczego właśnie jemu powierzono tajemnicę sekretnego pokoju.
Wszedł do środka.
Michaelowi spociły się dłonie; zbyt mocno ściskał rękojeści pistoletów. Nie mógł sobie pozwolić na użycie M-16 wewnątrz budynku. Tak więc dwa po dziewięć milimetrów pistolety magnum, schowane w kaburze, oraz nóż, wykonany przez starego płatnerza Jona, stanowiły całe jego uzbrojenie. Przeszukiwanie budynków z jakimkolwiek ręcznym pistoletem, zwłaszcza ze Smith & Wessonem o czterocalowej lufie nie było praktyczne.
Korytarz był pusty. Nic nie wskazywało na to, aby ten budynek ktoś zamieszkiwał, lecz Michael nie chciał zdawać się na domysły. Nieobecność lokatorów była jakimś wyjaśnieniem niezbyt uważnego, beztroskiego, zachowania się wartowników strzegących rezydencji. Schody na końcu korytarza prowadziły w górę i w dół. Instynkt podpowiadał Michaelowi, że Rolvaag jest na dole. Ruszył w stronę schodów. Zaczął schodzić na dół. Było ciemno, ale nie zaryzykował włączenia latarki. Poruszał się ostrożnie, po omacku wyczuwając stopnie schodów, biegnących wzdłuż ściany z betonowych bloków.
Hrothgar pobiegł do drzwi i z powrotem, wciskając się między nogami mężczyzny w szczelinę, z której sforsowaniem jego pan miał kłopoty. Rolvaag spojrzał na psa, biegnącego już w stronę drzwi dzielących magazyn od głównej części sutereny, w której przechowywano sprzęt rekreacyjny – stoły pingpongowe oraz podobne przedmioty.
Bjorn wskoczył do wnętrza magazynu.
Michael zamarł na moment w miejscu. Z dalekiego końca sutereny dobiegał dźwięk, którego pochodzenia nie był pewny. Wydawało mu się, że słyszał jakby czyjś głośny oddech.
Pistolety. Jeszcze mocniej zacisnął dłonie na kolbach pistoletów. Trzymał się blisko ściany. Schody były za nim. Smugi światła, dobiegające z góry, tworzyły wszędzie cienie, co powodowało, że wszystko wokół niego wydawało się ciemnoszare.
Nagle dał się słyszeć chroboczący, coraz wyraźniejszy dźwięk. Szelest stawał się coraz bardziej głośny. Kiedy młody Rourke odwrócił się z bronią gotową do strzału, na ścianie zamajaczył jakiś cień.
– Hrothgar! – szepnął Michael, opuszczając pistolet w dół. Pies stanął na tylnych łapach. Polizał Michaela po twarzy.
W tym momencie usłyszał, że ktoś wymawia jego imię:
– Michael…
To był Bjorn Rolvaag. Młody Rourke przyspieszył kroku, zdejmując palce ze spustów.
ROZDZIAŁ XX
Rourke stał na pokładzie “Archangielska”. Helikopter odlatywał na wschód, niknąc w blasku wstającego właśnie słońca.
– Proszę się nie martwić, doktorze. Ta wyspa nigdy nie będzie wykorzystana ani przez nas, ani przez nich. To wyspa bardzo wulkaniczna, niestabilna geologicznie. I dlatego jest idealna. – Darkwood uśmiechnął się i klepnął Johna po ramieniu.
Ten spojrzał jeszcze raz za oddalającym się śmigłowcem, ale nie odpowiedział. Wiedział, że było to jedyne rozsądne wyjście – aby helikopterem poleciał Paul. Miał nadzieję, że Rubenstein poradzi sobie z pilotażem i nawigacją, wierzył w niego, jednakże nie dawała mu spokoju myśl, że zachodzi istotna różnica między umiejętnościami technicznymi, które Paul niewątpliwie posiadał, a doświadczeniem nabytym podczas wielu godzin spędzonych za sterami.
Darkwood mówił dalej:
– Komandosi, których posłałem razem z panem, poradzą sobie doskonale. Nie musi się pan obawiać o niego. Już za kilka godzin pan Rubenstein znajdzie się w Mid-Wake i spotka się z pańską córką. Było to jedyne wyjście. Jedyne rozsądne rozwiązanie…
John Rourke wiedział o tym. Zapytał jednak Darkwooda:
– Czy byłby pan spokojny, pozwalając swemu najlepszemu przyjacielowi płynąć łodzią podwodną przez nieprzyjacielskie terytorium, wiedząc, jak małe ma on doświadczenie?
– Jasne, że nie, doktorze. Ale teraz musi pan zejść pod pokład. Po tej historii z rakietami mamy mało czasu do stracenia, prawda?
John tylko skinął głową. Sylwetka śmigłowca już zniknęła w słońcu. Paul odleciał z dwoma komandosami.
– Dobrze, zejdźmy na dół.
Oczywiście, Darkwood miał rację. Nie było czasu do stracenia, lecz świadomość tego wcale nie rozpraszała wątpliwości doktora.
ROZDZIAŁ XXI
Michael, podążając za Rolvaagiem, schylił głowę i przeszedł przez wąskie przejście między betonowymi blokami ściany. Pies zniknął już w ciemnościach. Rolvaag wyciągnął rękę, dotykając klatki piersiowej Michaela, a ten zatrzymał się, słysząc za sobą zgrzyt zasuwanych przez Islandczyka bloków w ścianie. Znaleźli się w absolutnej ciemności. Powietrze cuchnęło stęchlizną. W tej chwili obaj włączyli swoje latarki. Michael zmrużył oczy. Strumień światła przeciął pokój, trafiając na przeciwną ścianę i zabłysł w ślepiach Hrothgara. Szyba, słabo pokryta kurzem, odbijała światło. Rolvaag skierował się w jej stronę. Przetarł szybę. Michael podszedł bliżej, świecąc latarką. Za szkłem umieszczona była broń. Niektóre z pistoletów rozpoznał, gdyż takich używał już wcześniej. Większość z nich jednak pamiętał jedynie z takich filmów jak “Broń piechoty Jeana” lub “Najmniejsze Armie Świata”. Czy po to właśnie tutaj przyszli?