– Rozumiem – odpowiedziała Annie. – Czy teraz można już zacząć?
Doktor Rothstein zwiesił głowę. Robił wrażenie bardzo zmęczonego.
– Tak.
ROZDZIAŁ XXIV
Na końcu długiego, ciemnego tunelu majaczyły schody. Rolvaag wskazał na nie ręką, Michael skinął głową. Bjorn pstryknął palcami i Hrothgar usiadł przy najniższym stopniu. Obaj włączyli swoje latarki. Michael, podążając za Rolvaagiem, wyciągnął z podwójnej kabury dwa pistolety Beretta 92SB-F. U samego szczytu schodów zobaczyli ledwo widoczne światła.
Michael trzymał pistolety blisko siebie, jednakże zsunął palce ze spustów, by nie nacisnąć na nie przypadkowo. Jedynym sposobem zachowania równowagi i orientacji było trzymanie się blisko ściany. Idąc tak, krok za krokiem, odgadywał jedynie obecność posuwającego się przed nim Islandczyka. Słyszał jego oddech.
Schody były dość wysokie, co potwierdzało przypuszczenia Michaela, że tunel, z którego wyszli, prowadził w dół. Ukryta broń w pomieszczeniu za pokojem rekreacyjnym zdziwiła go, lecz nie aż tak bardzo jak Rolvaaga. Uważał, że walka z dosyć dobrze wyszkolonymi oddziałami wyposażonymi w szybkostrzelną broń palną, podczas gdy samemu jest się uzbrojonym tylko w pałkę, byłaby czynem niewątpliwie heroicznym, ale niezbyt mądrym. Nie chciał jednak niczego narzucać towarzyszowi. Pamiętał zresztą, że ludność wyspy Lydveldid preferowała raczej broń białą. Tak więc oprócz mieczy, noszonych przez tutejszych policjantów, mieszkańcy Hekli nie mieli raczej do czynienia z innego typu bronią. W ich kulturze walka mieczem wiązała się z czymś w rodzaju społecznej filozofii, a może nawet religii. Pomimo faktu, że Michael przedkładał broń palną nad miecze i noże, jednak miecze zawsze go fascynowały. Nie chodziło o kult białej broni, ale o miecz sam w sobie. Młody Rourke uważał ludzi walczących mieczem za prawych i rycerskich.
Wtem Rolvaag stanął tak nagle, że Michael wpadł na niego. W pomieszczeniu za drzwiami paliło się światło. Michael wstrzymał oddech, nasłuchując. Ktoś mówił po rosyjsku. Nagle poczuł, jak Islandczyk dotyka ręką jego pistoletów, a następnie kabury, dając jasno do zrozumienia, żeby je tam schował. Zabezpieczył pistolety i wsunął je do kabury. Chwycił Rolvaaga za rękę i dotknął nią rękojeści swojego noża. Bjorn dał znak, że zrozumiał. Wyciągnął więc nóż i czekał. Islandczyk podszedł bliżej drzwi i stanął tuż przed nimi. Obaj wstrzymali oddechy.
ROZDZIAŁ XXV
Drzwi były uchylone. Rolvaag powoli wśliznął się za nie. W świetle wpadającym do środka przez coś, co przypominało otwór wentylacyjny wykuty u dołu ściany, Michael dostrzegł betonowe bloki, ułożone tak samo jak te, przez które niedawno musieli przechodzić.
Bjorn zapalił zapałkę. Jej płomień był doskonale widoczny na tle wpadającego tutaj żółtego światła. Rolvaag ostrożnie przesuwał zapałkę wzdłuż ściany, aż płomień wyraźnie się zakołysał. Zgasił zapałkę. Michael zobaczył, że Bjorn ostrożnie obmacuje kamienne bloki.
Rolvaag kiwnął na niego, a on w odpowiedzi uczynił taki sam gest. Wówczas Rolvaag silnie pchnął ciosy. Kamienie ze zgrzytem i łoskotem wpadły do środka.
Bjorn zagwizdał na Hrothgara i wbiegł przez powstałą dziurę. Michael ruszył za nim, mrużąc na chwilę oczy od światła. W tym momencie zderzył się z jakimś mężczyzną, znajdującym się w pomieszczeniu. Był to gwardzista KGB. Miał rozpięty mundur, palił papierosa. Lewą ręką Michael złapał błyskawicznie za kołnierz jego munduru, przycisnął go ku sobie i trzymanym w prawej dłoni nożem pchnął gwardzistę w brzuch. Kątem oka dostrzegł jak Rolvaag strzaskał szczękę innemu Rosjaninowi. Michael odepchnął od siebie zwłoki sowieckiego komandosa i nożem zatoczył w powietrzu łuk, przecinając gardło kolejnemu żołnierzowi, zanim ten zdążył krzyknąć. Rolvaag pałką uderzył komandosa w grdykę, wilczur skoczył komandosowi do gardła.
W pomieszczeniu znajdowało się tylko trzech strażników. Dwaj skonali natychmiast. Trzeci leżał na podłodze nieprzytomny lub martwy. Hrothgar warował nad nim.
W pokoju, za kratami ze stalowych prętów, znajdowało się kilkudziesięciu mężczyzn w mundurach o różnych krojach w jednakowym zielonym kolorze. Niektórzy z nich zaczęli coś krzyczeć, ale Rolvaag podniósł palec do ust nakazując, ciszę.
Bjorn podszedł do psa i pogłaskał zwierzę po łbie. Gdy Michael przyjrzał się uważnie żołnierzowi leżącemu na ziemi, dostrzegł krew sączącą się z rany na potylicy. Najwidoczniej gwardzista, gdy pies rzucił się na niego, rozbił sobie czaszkę o jeden z betonowych bloków.
– Klucze – prawie szeptem powiedział Michael, znajdując je na metalowym kółku, przy zwłokach wartownika.
Spróbował włożyć do zamka klucz, który, jak mu się zdawało, powinien pasować. Przekręcił. Udało się.
Bjorn podszedł do otwartej celi. Zaczął mówić coś do zgromadzonych tam mężczyzn. Mówił coś w języku absolutnie dla Michaela niezrozumiałym. Przez moment uwolnieni już islandzcy policjanci słuchali go przytakując. Niektórzy nawet uśmiechali się.
ROZDZIAŁ XXVI
Annie wydawało się, że jest coraz lżejsza i że znalazła się nagle poza swoim ciałem.
Było ciemno.
Nagle widok jej przesłoniła czerwień, poprzez którą jak przez szkarłatną mgłę mogła dostrzec ojca.
Była teraz Natalią.
Twarz ojca odbijała się w lustrze; właściwie on nie był jej ojcem, ale człowiekiem, którego osoba ją fascynowała i którego kochała. Mimo to wiedziała jednak, że to jest jej ojciec. Spojrzała w inne lustro i zobaczyła swoje odbicie. Zobaczyła także Natalię, ubraną w kremową, jedwabną szatę z białym, koronkowym trenem. Stała tak bez pończoch, bosa przed lustrem.
Gładziła delikatnie dłońmi swe nagie uda.
Czuła gorąco.
Siedziała na taborecie przed niedużym zwierciadłem. Na stoliku leżała pomarszczona poduszka obszyta dookoła koronką. Obok niej, na tym samym stoliku, leżała koronkowa serweta.
Była naga.
Pieściła swoje obnażone ciało.
– Nie!
– Dobrze, Annie. To ja, doktor Rothstein. Kiedy policzę do trzech, pstryknę palcami. Obudzi się pani wypoczęta i opowie mi, co widziała, ale tylko jako obserwator. To wszystko pani nie dotyczyło. Nie brała pani w tym udziału. Czy to jasne?
– Tak.
– Jeden… dwa… trzy… – Pstryknięcie palcami. Annie Rubenstein otworzyła oczy.
– Maggie! – zawołała.
Unosząc się na kozetce objęła doktor Barrow i przytuliła się do niej.
– Może to był zły pomysł – powiedziała szeptem lekarka.
– Proszę opowiedzieć, co pani widziała, pani Rubenstein – powiedział spokojnie Rothstein.
Annie oblizała wargi. Usiadła i spojrzała na niego. Otwartymi dłońmi przesunęła w dół, wzdłuż ud, wygładzając koszulę. Doskonale pamiętała…