Выбрать главу

Po krótkiej chwili Paul skinął głową i, uchwyciwszy się jednej z mocujących lin, zaczął posuwać się w kierunku wejścia do helikoptera.

Rourke stał, przez moment zastanawiając się, czy ściągnąć z głowy kaptur wraz z goglami. Jednakże obawiał się, że długo bez nich nie wytrzyma. Czuł bowiem, jak czoło, jedyna odkryta część jego twarzy, drętwieje mu z zimna. Sama myśl o bliższym zetknięciu z lodowatym deszczem, który niósł z sobą wiatr, przerażała Johna. A jednak, ruszając z powrotem, zdecydował się unieść gogle do góry.

Z całej siły zaciskając powieki, zaczął po drabinie wspinać się na górę maszyny. Szczeble pokryła warstwa zamarzniętego śniegu, który jednak kruszył się pod rękawiczkami. Doktor powoli zbliżał się do głównego wirnika.

Paul, skostniały z zimna, pod skórą twarzy czuł mrowienie. Wszedł do środka. Usiadł za jednym z dwóch pulpitów kontrolnych, słysząc, jak deszcz ze śniegiem bębni po dachu śmigłowca. Włączył radio i nastawił je na pasmo o wysokiej częstotliwości. W odbiorniku rozległ się jakiś sygnał. Brzmiało to jak skowyt, wydawany przez konającego człowieka.

Paul roztarł ręce, wpatrując się w noc. Nie mógł dostrzec przyjaciela. Dźwięk dochodzący z radia, był najprawdopodobniej elektronowym widmem. Początkowo Rubenstein zaniepokoił się, wytłumaczył sobie jednak, że biorąc pod uwagę anomalia występujące w atmosferze wywołane elektrycznym sztormem w stratosferze, było to całkiem zrozumiałe. Nadal nie widział Johna, ale teraz mógł słyszeć, jak pracuje on na zewnątrz nad jego głową.

Czekał, siedząc bez ruchu. Radio bezbłędnie wychwytywało każdy sygnał transmisji, który znalazł się w jego zasięgu, bez względu na to, czy był on nadawany przez sojusznika, czy przez wroga. John jeszcze nie dał Paulowi znaku, by ten włączył urządzenie kontrolujące skok wirnika. Rubenstein wstał i skierował się w stronę ogona maszyny, gdzie przechowywał kilka osobistych drobiazgów, które zabrał z sobą na ekspedycję, po czym wrócił do kabiny. Na jego kurtce wciąż jeszcze widniały białe igiełki lodu. Kiedy powiesił ją na haku, zaczęły szybko tajać, tworząc na podłodze kałużę.

Deszcz i grad nadal uderzały o zewnętrzną powłokę helikoptera. Nagle silny podmuch wiatru przechylił maszynę na lewy bok. John był nadal na górze śmigłowca. Paul zadrżał. Czyżby zbyt słabo zakotwiczyli maszynę? Ale jak mogli zrobić to lepiej?

Na moment zamknął oczy. Najważniejsze, że Annie, Natalia i Otto wciąż żyli. Otworzył oczy. Ze swojego tobołka wyciągnął wodoszczelną torbę, w której znajdowała się jeszcze jedna mniejsza. Tę również otworzył. Wewnątrz znajdował się jego dziennik. Rubenstein wrócił do kabiny pilota i, przewróciwszy kilka kartek, zaczął pisać. Opisywanie zdarzeń w dzienniku, czy raczej pamiętniku, rozpoczął podczas podróży samolotem, na pokładzie którego po raz pierwszy spotkał Johna. Było to podczas Nocy Wojny.

Paul przeczytał pierwsze zapiski, które poczynił na temat Rourke’a:

Wysoki, o wysokim czole i gęstym zaroście. Twierdzi, że jest doktorem medycyny, ale gdzie doktor medycyny mógł się nauczyć pilotażu? Czy piloci zginęli od wybuchu bomby? Czy my wszyscy umrzemy? Ten człowiek jest lekarzem. Jest coś w jego twarzy, w jego spojrzeniu. Widziałem to w kościele, gdy patrzył w głąb nawy. Czyżbym mu zazdrościł? Chyba tak, ponieważ jego twarz w jakiś sposób wzbudza zaufanie…

Johna poznał bliżej w Albuquerque, gdzie Rourke chodził samotnie do pobliskiego kościoła, w którym spalono wiele ofiar, księdza oraz malutką dziewczynkę, której John nie mógł już uratować. Paul dobrze pamiętał spojrzenie Johna, w którym była zarówno złość, jak i smutek; drogę powrotną do strąconego odrzutowca, jazdę samochodem Chevy przy płynącej z magnetofonu muzyce zespołu Beach Boys, wreszcie masakrę w odrzutowcu. Bandyci! John Rourke był jak bohater z włoskiego westernu – mało słów, szybkie spluwy… I to jego dziwne spojrzenie. Sandy Benson, stewardesa o blond włosach, powiedziała Rourke’owi, że wierzyła w jego powrót. Umarła w jego ramionach. Paul wraz z Johnem znieśli ciała pasażerów załogi na jedno miejsce i spalili je. Odjechali razem na motocyklach, zdobytych na bandytach.

Rubenstein zamknął oczy i uśmiechnął się. Jeszcze wówczas nie wiedział, że tamte wydarzenia zadecydują o dalszych jego losach. Doktor John Rourke i redaktor Paul Rubenstein – razem.

Znaleźli obozowisko bandytów. John jechał na Harleyu, należącym do jednego z nich.

Na górze jednej ze stron dziennika Paula widniały słowa: “cyngiel, cyngiel”. Schlebiało mu, że potrafił obsługiwać Schemeissera – pistolet maszynowy MP-40, który miał przy sobie po dziś dzień. Również wtedy nauczył się prowadzić motocykl jak mało kto. Częste wywrotki były dobrą szkołą.

Razem poprzez kraj, razem poprzez czas. Od Nocy Wojny poprzez Wielką Pożogę, kiedy to na niebie pojawiły się płomienie, aż po sen narkotyczny. Po pięciu wiekach rodzaj ludzki, lub raczej to, co z niego zostało, znów stoczył się na krawędź totalnej wojny. Wystarczył tylko pojedynczy wybuch atomowy, aby zniszczyć delikatną powłokę atmosfery, która częściowo sama zdołała się odtworzyć w ciągu minionych pięciuset lat. Ale ten czas John i jego żona Sarah, Michael i Anna, Natalia oraz sam Paul przespali w kapsułach narkotycznych.

Rubenstein odwracał kolejne strony.

Projekt “Eden”. Wtedy Paul o mało nie zginął. Gwardia KGB pod dowództwem Władimira Karamazowa zaatakowały ich podczas niebezpiecznego lądowania promów kosmicznych. Po trwającym pięć wieków wahadłowym locie do granic układu słonecznego, astronauci dzięki hibernacji powrócili żywi. Również dzięki hibernacji, wysoko w górach północno-wschodniej Georgii, w Schronie, przetrwała rodzina Rourke’ów. Karamazow zamierzał zgładzić wszystkich tych, którzy przeżyli. Chciał zestrzelić bezbronny prom kosmiczny w czasie lądowania.

Rubenstein spojrzał na urządzenia kontrolne śmigłowca.

Potrafił pilotować taką maszynę. Niezbyt dobrze, ale potrafił. John mówił, że uczy się szybko. Nagle Paul zadrżał, nie z zimna, lecz z powodu pewnego wspomnienia, które nagle przyszło mu na myśl. Usiadł za sterami tamtego helikoptera. Udało mu się wystartować i ostrzelać Sowietów, ale maszyna została trafiona. Nieprzyjacielska kula raniła Rubensteina, a wieżyczka strzelnicza śmigłowca była unieruchomiona. Nie wiedział, jak wylądować. Wówczas John ocalił mu życie.

Na początku znajomość z Rourke’em była stosunkowo luźna, jednak z upływem czasu więzy między nimi zaczęły zacieśniać się coraz bardziej. Nikt, nawet dorastający syn Johna, Michael, nie był taki jak on. Nigdy już nie urodzi się ktoś taki jak John Thomas Rourke.

Wreszcie Paul doszedł do ostatniego zapisku: Annie żyje! Tak! Dzisiaj, z pomocą amerykańskiego Korpusu Morskiego i marynarki Mid-Wake, zdobyliśmy sowiecką łódź podwodną klasy Island, o nazwie “Archangielsk”. Jason Darkwood w pewnym sensie przypomina mi Johna, gdyż zawsze miał rację. Okrucieństwa popełnione przez sowiecką załogę z podmorskiego miasta-bazy na Pacyfiku są czymś, czego nie sposób zapomnieć. Zbrodnie na jeńcach, jasne: Wojna! Nasza koalicja przesłała im swoją notę. Gdyby siły wroga pod dowództwem Antonowicza połączyły się z podwodną flotą sowieckiej bazy, to czy bylibyśmy w stanie ich powstrzymać? Czy zjednoczone wojska Nowych Niemiec, ludzie z Hekli i nieliczni astronauci z Projektu “Eden”, którzy przetrwali, i Chińczycy z Pierwszego Miasta daliby im radę? A co ja i Annie zrobiliśmy w obliczu przegranej naszych sprzymierzeńców? Czy szukalibyśmy mitycznego Trzeciego Miasta, gdziekolwiek by się ono znajdowało? A może ukrylibyśmy się na kolejne pięć wieków? I co wtedy? Wojna toczy się nadal. Czy skończy się kiedyś? Nawet John jest nią coraz bardziej zmęczony. Wiem o tym. Myślę, że załamanie na tle nerwowym (jeśli jest to właściwy termin) u Natalii jest w rzeczywistości jedyną rzeczą, którą martwi się Rourke. Ale tak już jest i on nic na to nie poradzi. Nie umie określić powodu załamania i wyprowadzić Rosjanki z depresji. Jej stan jest taki, jaki jest, i wyleczenie jej nie leży w jego możliwościach. Boże, błogosław ich oboje!