Выбрать главу

– Ona jest zakochana w moim ojcu. Byłam… ona była…

– Poczuła, jak czerwienią się jej policzki.

W jaki sposób mogła opowiedzieć to, co widziała, to, co czuła?

Maggie wzięła dziewczynę za ręce.

Islandzcy policjanci wyglądali w swych mundurach tak, jakby byli na jakiejś paradzie. Odziani byli bowiem w zielone, długie tuniki, przepasali się szerokimi pasami. Ich miecze zostały niedbale złożone w dalekim narożniku pokoju i policjanci podchodzili teraz po kolei, podnosili broń i oglądali ją uważnie. Tylko Rolvaag chwilowo był bez miecza. Miecze te służyły im głównie w czasie różnych ceremonii, były oznaka pełnionej funkcji i Michael Rourke wątpił, czy chociaż co dziesiąty z ich nowych sprzymierzeńców będzie umiał władać swą bronią. Było ich trzydziestu siedmiu, razem z Rolvaagiem i Michaelem. Wyszli na zewnątrz, przedtem sprawdzili jednak, czy w sąsiednim pomieszczeniu nie ma nikogo.

Rolvaag ostrożnie przeszedł w poprzek gabinetu w kierunku ściany. Znajdowały się tu jedynie zwykłe biurka, drewniane szafki, kosze na śmieci oraz telefony. Na przeciwległej ścianie, za szybą gablotki, wisiał pojedynczy miecz. Pod nim zawieszono szeroki pas i pochwę. Gablotka wisiała nad flagą Islandii. Flaga ta różniła się od tych, które Michael widział do tej pory. Umieszczono na niej jakiś nowy symbol. Młody Rourke go już widział. Był to herb rodowy. Widniał na chińskim serwisie do herbaty, którego używała pani Jokli.

Rolvaag rozbił pałką szybę gabloty. Michael obawiał się, że brzęk tłuczonego szkła może zaalarmować Sowietów, ale nie pozostawało nic innego, jak czekać na kolejne poczynania Islandczyka.

Bjorn postawił pod ścianą krzesło, stanął na nim i sięgnął po miecz. Pośród islandzkich policjantów przeszedł pomruk zadowolenia, który przeistoczył się niemalże w okrzyk aplauzu. Jeden z nich wziął drugie krzesło, podbiegł do ściany, wszedł na nie i wyjął z gablotki pochwę od miecza wraz z pasem. Rolvaag stanął przed jednym z biurek i położył na nim miecz. Od policjanta odebrał podane mu pas i pochwę.

Założył je na siebie i podniósł miecz. Nie było w tym żadnej ceremonii, choć przez moment tak to wyglądało. Schował broń do pochwy i przeszedł przez pokój z Hrothgarem przy nodze w stronę drzwi. Michael i policjanci kroczyli za nim.

Annie brała prysznic w małej łazience, w gabinecie doktora Rothsteina. Maggie chciała pójść za nią, lecz Annie dala jej do zrozumienia, że nie jest to konieczne. Patrzyła teraz na swoje odbicie w lustrze, podniecona, a zarazem zawstydzona myślami Natalii. Teraz była znowu sobą, panią Rourke-Rubenstein.

Obsesja Natalii mogła być kluczem, a może nawet czymś więcej. Annie nigdy jeszcze nie stała przed lustrem, patrząc na siebie i płacząc.

Dziewczyna zaczęła ocierać łzy…

Stali na werandzie. Pomimo widoku czarnych sylwetek sowieckich helikopterów byli urzeczeni pięknem Hekli skąpanej w purpurze wschodzącego słońca. Ciepły raj pośród arktycznej pustyni.

– Bjorn? – szepnął Michael.

Zamierzał powiedzieć, że powinni się ukryć, a nie stać tutaj, lecz nie chciał przeszkadzać Islandczykom. To był ich kraj.

Rolvaag odwrócił się i zaczął schodzić po schodach, trzymając w lewej ręce pałkę, a w prawej miecz. Za nim schodzili inni. Zeszli na dół i ruszyli biegiem. Najpierw powoli, równomiernie, jakby trenowali poranny jogging. Gdy przyspieszyli, Rolvaag zaintonował pieśń, która pochwycili policjanci. Ich głosy stawały się coraz potężniejsze, brzmiały jak podmuchy huraganu.

Można było teraz zauważyć żołnierzy sowieckich, podnoszących broń do strzału. Wciąż jednak nie strzelali. Niektórzy z nich przerwali pracę przy helikopterach, inni wychodzili z budynków lub wychylali się z okien.

– O Gud vors lands… – Michael rozumiał te słowa: Bóg naszej ziemi…

W dłoni Młody Rourke ściskał nóż. Uniósł go do góry tak, jak to uczynili islandzcy policjanci. Biegli teraz ile sił, w kierunku schodów pałacu prezydenckiego.

Na schodach oddział gwardzistów zaczął formować szyk. Islandczycy wciąż śpiewali.

Gdy sowieccy żołnierze składali się do strzału, policjanci minęli już pokryty śniegiem trawnik. Lufy karabinów były skierowane w ich twarze.

Aby do schodów!

Wbiegli na stopnie w pierwszym rzędzie ośmiu mężczyzn, ramię przy ramieniu. Michael pośród nich.

Rosyjski oficer wydał rozkaz otwarcia ognia.

Michael wyciągnął pistolet, trzymając nadal w prawej dłoni swój nóż. Pierwsza salwa nie trafiła Rourke’a.

Byli w połowie schodów. Druga salwa.

Trzech policjantów po obu stronach Michaela upadło. On sam, przeskakując przez ciało jednego z nich, odbezpieczył Berettę i pociągnął za spust.

Większość Islandczyków leżała już na schodach. Reszta dotarła niemal do ich szczytu. Przyspieszyli kroku.

Nagle Michael poczuł silne uderzenie w lewe ramię. Uderzenie niemal zwaliło go z nóg, ale odzyskał równowagę i dalej kontynuował bieg. Kiedy dobiegli do Sowietów, Beretta, którą trzymał w lewej dłoni, miała już pusty magazynek.

Miecze zderzyły się z karabinami. Posypały się drzazgi z drewnianych kolb. Michael wbił nóż prosto w gardło jednego, a w chwilę później w pierś drugiego przeciwnika. Rękojeścią pistoletu uderzył trzeciego w tył głowy. Kątem oka widział Bjorna Rolvaaga, przedzierającego się do przodu. Wywijał nad głową mieczem niby jakiś legendarny król Wikingów, siejący spustoszenie wśród nieprzyjaciół.

Michael wsunął do kabury bezużyteczny już pistolet. Chwycił sowiecki karabin, o mało go nie upuszczając, gdyż poranione palce nie mogły utrzymać broni. Zaczął strzelać. Karabin drgał w jego coraz bardziej słabnącej dłoni. Wrogowie padali na schodach. Niespodziewanie otrzymał silne uderzenie w brzuch kolbą karabinu. Upadając zdążył jeszcze wystrzelić, trafiając napastnika w głowę. Podniósł się na kolana, wstał. Znowu chwycił za nóż. Przebił kolejnego Rosjanina. Już tylko kilkunastu Islandczyków stało obok Rolvaaga. Michael dołączył do swych towarzyszy. Z trudem oddychał po bolesnym uderzeniu w żołądek. Wciąż trzymał w dłoni ociekający krwią nóż.

Wbiegli do holu. Na drodze stanęli im strażnicy.

Ruszyli w stronę bocznego wyjścia. Rolvaag z pomocą swego miecza wyłamał drzwi, prowadzące do gabinetu prezydenta.

Pani Jokli siedziała w fotelu, jej blond włosy były wysoko upięte. Za nią stał sowiecki oficer. Przyłożył jej do skroni lufę pistoletu.

Rolvaag gwizdnął. Spomiędzy policjantów wyskoczył Hrothgar. Skoro tylko oficer odwrócił się w stronę psa, Michael rzucił nóż na podłogę i błyskawicznie wyciągnął drugi pistolet. Pies skoczył na oficera, przewracając go na podłogę. Kiedy mężczyzna uniósł się lekko na jednym łokciu, a wilczur groźnie wyszczerzył kły, Michael pociągnął za spust. Huk pojedynczego wystrzału odbił się od ścian głośnym echem.

Hrothgar czaił się, gotów do ponownego ataku. Głowa sowieckiego oficera opadła do tyłu. Pistolet wysunął się z jego dłoni i upadł na dywan.

ROZDZIAŁ XXVII

Płytę lotniska pokrywał śnieg. Eskadra Wolfganga Manna, złożona z J7V wylądowała, tworząc idealne koło. Silniki maszyn jeszcze przez chwilę pracowały na wysokich obrotach, a w chwili gdy ucichły, na płycie wylądował helikopter dowódcy.

Załoga śmigłowca odsunęła drzwi i pułkownik wyszedł z maszyny. W jego oczach można było dostrzec zmęczenie. Mówił, starannie dobierając słowa:

– Nasza baza jest zagrożona. Tylko pewna część naszego personelu ma dostateczne doświadczenie bojowe. Jeszcze jeden sowiecki atak, i to miejsce przestanie istnieć. Nakazuję całkowite wycofanie się do bazy “Edenu”. Przenośne ogrodzenie i dodatkowe rakiety klasy “ziemia-powietrze” jadą w tej chwili z Nowych Niemiec. Dzięki temu przynajmniej chwilowo zatrzymamy atak wroga. Pomóc ci wysiąść, Sarah? Będziesz tu zupełnie bezpieczna. – Uśmiechnął się, ale uśmiech ten nie był przeznaczony dla niej. Wyczuwała to wyraźnie. – Jak mogę mówić coś takiego do ciebie? Gdybym dowodził choćby plutonem ludzi, którzy byliby tak dzielni jak ty, podbiłbym zapewne całą Ziemię. Lecz co dobrego by z tego wynikło? – mówił, patrząc gdzieś daleko, pomagając jej zejść po schodkach.