Sarah pozwoliła mu na to. Mimo że miała na sobie zapiętą pod szyję kurtkę z naciągniętym kapturem i polarne rękawice, wciąż było jej zimno i nie czuła się najlepiej.
Tłumiony ryk silników J7V, przerywany zawodzeniem wiatru, otoczył ich ze wszystkich stron.
Na nosie i policzkach poczuła chłodne płatki śniegu. Ruszyli w kierunku centrum dowodzenia. Przypomniał się jej przylot do bazy na Lydveldid. Miała wówczas na sobie islandzką spódnicę i otulona była szalem. Tutaj było zupełnie inaczej. Gorzej. Michael! Było niemożliwością powiedzieć mu, że nie weźmie udziału w jakiejś akcji. Był zbyt podobny do ojca. Maria Leuden powinna o tym wiedzieć.
Nagle zdała sobie sprawę, że w ogóle nie słucha tego, co mówi do niej pułkownik.
– Przepraszam, Wolfgang. Przez moment bujałam w obłokach. Co słychać u Elaine?
– Pracuje tutaj. Pomyślałem, że może chciałabyś zobaczyć się z nią, ale na razie jest dość zajęta. Wkrótce dowie się, że porucznik wciąż żyje. Znajdują się tutaj odpowiednie środki pozwalające postawić odpowiednią diagnozę i rozpocząć leczenie Kurinamiego. Panem porucznikiem opiekuje się nie kto inny, jak znany ci już doktor München.
– On jest tutaj?
– Tak – skinął głową Mann.
Mann poprawił czapkę. Była tak zniszczona, że przypominał w niej Douglasa Fairbanksa w filmie “Więzień Zendy”. Dlaczego jej to przyszło do głowy? Przecież Pułkownik w ogóle nie był podobny do Fairbanksa.
– Coś mówiłeś, zanim zapytałam cię o doktor Halwerson?
– Mówiłem o tobie. Ale lepiej to przemilczymy. Zatrzymała się.
– O co ci właściwie chodzi? – powiedziała, patrząc oficerowi prosto w oczy.
– Chciałem powiedzieć, pani Rourke, że bardzo się cieszę z pani towarzystwa. Przepraszam za śmiałość, ale rozważałem możliwość zostania pani… przyjacielem. Człowiek taki jak ja, ma niewielu prawdziwych przyjaciół.
– Dziękuję. Co jeszcze chciałeś powiedzieć? Łzy stanęły Mannowi w oczach.
– Jak zapewne wiesz, neonaziści wciąż działają. Już od dawna brałem pod uwagę możliwość dywersji. W czasie ataku… – Z jego oczu popłynęły łzy. – Moja żona opatrywała rannego. Jeden z tych neonazistów podszedł do niej. Żołnierz, będący z nią, także został zabity. A ten… zbrodniarz… uciekł. Strzelił trzy razy w głowę i w szyję mojej żony i uciekł.
Sarah westchnęła tak gwałtownie, że zabrzmiało to niemalże jak krzyk.
– Mój Boże, Wolfgang…
– Ewa była wspaniałą kobietą, bardzo… – Zagryzł dolną wargę, a jego głos stał się twardy. – I dlatego chciałbym… pragnąłbym przejść się teraz, Sarah. Nie mogę… ludzie nie mogą mnie teraz zobaczyć…
Chwyciła Niemca za rękę. Zapragnęła nagle przytulić go do siebie.
– Chodź ze mną – szepnęła.
Podniósł głowę. Wiatr i śnieg smagały jego zapłakaną twarz. Wyprostował się, wzruszył ramionami, skinął głową i mocniej ścisnął jej rękę.
ROZDZIAŁ XXVIII
Wskazówka na liczniku pokazującym stan paliwa w baku ciężarówki przesunęła się znacznie poniżej połowy. Wasyl Prokopiew zatrzymał pojazd i szczękając zębami wyszedł z szoferki. Poprzez zaspę przedostał się na tył ciężarówki. Wchodząc na tylny zderzak, zdołał odchylić brezent na tyle, aby wyciągnąć kanister z syntetycznym paliwem.
Jechał przed siebie, nie myśląc o tym, co może go spotkać. Wiedział tylko, że musi kierować się na zachód. Wkrótce powinien dotrzeć do miejsca, gdzie stacjonowały niemieckie wojska. Co się z nim stanie, gdy spotka Niemców, tego nie wiedział, ale teczka zawierająca plany nowej broni musiała być dostarczona Rourke’owi. Major nie miał co do tego żadnych wątpliwości.
Kiedy napełniał zbiornik, usłyszał jakiś dźwięk. Z niepokojem rozejrzał się dookoła. Brzmiało to tak, jak jęk lub zawodzenie.
Rosjanin dokończył wlewanie paliwa, zakręcił pokrywę i zamknął kanister. Rozejrzał się dokoła.
– Idiota! – powiedział sam do siebie.
Wnętrze kabiny kusiło spokojem i ciepłem. Silnik cały czas pracował. Oficer miał przy sobie tylko czeski pistolet CZ-75 kaliber 9 mm. Był to antyk, podarowany mu przez marszałka Antonowicza. Nigdy jeszcze nie strzelał z tej broni. Teraz major wyciągnął pistolet z kabury. Schował pod plandekę kanister, nadal jeszcze częściowo wypełniony paliwem. Broń trzymał pod płaszczem. Zeskoczył na śnieg. Zapiął paski plandeki.
Co robić? Wskoczyć do kabiny ciężarówki i odjechać, uciec, nie oglądając się za siebie? Czy pójść tam i sprawdzić co to było?
Brzmiało to jak płacz człowieka. Oprócz dzikich zwierząt, wałęsających się wokół zrujnowanego Drugiego Miasta, nie powinno znajdować się tutaj żadne inne żywe stworzenie. Tym bardziej człowiek.
Może to jakiś żołnierz, który odłączył się od swego oddziału? Prokopiew nie mógł pozostawić bez pomocy kogoś skazanego na pewną śmierć z zimna.
– Jestem uzbrojony! – krzyknął poprzez padający śnieg. – Jeśli potrzebujesz pomocy, otrzymasz ją. Nie obawiaj się. Ale jeśli mnie zaatakujesz, zginiesz!
Mówił po rosyjsku. Nie władał zbyt dobrze angielskim i nie zaryzykował powtórzenia tego w tym języku. Mógłby zostać źle zrozumiany. Zresztą żołnierz ten musiał być albo Rosjaninem, albo Niemcem. A major nie znał niemieckiego.
Nie było odezwu.
Prokopiew trząsł się z zimna, ale jeszcze bardziej drżał ze strachu przed nieznanym.
Poprzez zaspy śnieżne poszedł w kierunku, z którego dobiegały tajemnicze odgłosy.
ROZDZIAŁ XXIX
W pokoju znajdowała się stara aparatura sejsmograficzna. Składała się ona z części drewnianych i znacznie już zużytych elementów mosiężnych. Przed sejsmografem stała Pani Jokli. Michael Rourke przytrzymywał swoje zabandażowane lewe ramię. Ból znów wracał.
Igła sejsmografu poruszała się, dość wyraźnie, rysując czarny zygzak na wysuwającej się z urządzenia, białej rolce papieru.
– Nastąpi erupcja, Michael. Erupcja wulkanu Hekla.
Przez okna można było zobaczyć, jak na zewnątrz oddziały Sowietów przegrupowują się. Michael, wciąż sztywnymi palcami, niezdarnie wymienił magazynek w pistolecie, z którego oddał zaledwie kilka strzałów. Pani Jokli zaczęła ponownie mówić, tym razem w języku islandzkim, do Bjorna Rolvaaga i znajdujących się w pokoju trzech policjantów. Okazało się, że z trzydziestu pięciu Islandczyków poległo ośmiu, a dwóch właśnie umierało w wyniku odniesionych ran. Pięciu innych było rannych, ale nie tak poważnie, żeby nie mogli poruszać się o własnych siłach.
Szczupła i źle uzbrojona załoga pałacu prezydenckiego składająca się z dwudziestu policjantów, Rolvaaga z psem, pani Jokli oraz jej służącej, nie mogła postawić skutecznego oporu regularnym oddziałom komandosów.
– Czy może pani powiedzieć, kiedy będzie miała miejsce erupcja? – zapytał młody Rourke.
Prawdopodobnie Maria Leuden nadal czekała na nich w tunelu ewakuacyjnym. Hekla wybuchła wiele wieków temu.
– Trudno mi to określić. Sejsmografia nie należy do moich specjalności. Ale obserwując tę aparaturę przez wiele lat mogę przynajmniej przypuszczać, że wybuch nastąpi wkrótce. Spójrz, jak wzrasta amplituda wychyleń igły.