Выбрать главу

– Wyzywam cię! – krzyknęła.

Czarny rycerz zaśmiał się, tak samo jak poprzednim razem.

– Poczekaj chwilę. Siedząc w ten damski sposób, nie mam szans! Zejdźmy z koni.

– Schodź, jeśli chcesz. Ja tego nie uczynię.

Jego siwy wierzchowiec ruszył do przodu. Natalia wzniosła miecz.

– Nie jesteś zbyt uprzejmy, panie.

– Nie jestem, Natalio. Spięła konia ostrogami.

– Naprzód, Shire! Nie zawiedź mnie!

Pędzili wprost na siebie. Kopyta ich potężnych wierzchowców rozbryzgiwały przybrzeżne fale.

W ostatnim momencie koń Natalii na jej komendę skręcił w bok, a jej klinga błysnęła w świetle słońca, które jakby zawisło na horyzoncie, ponad powierzchnią morza.

Czarny hełm zatoczył w powietrzu łuk i upadł z pluskiem w wodę.

Koń rycerza zatrzymał się i zawrócił. Bezgłowy jeździec zaśmiał się głosem Karamazowa.

– A teraz twoja głowa, Natalio!

Ruszył w jej kierunku. Kiedy krzyknął słowo “nierządnica!”, wydawało się, że ziemia wraz z otaczającymi ich skałami zatrzęsła się. Annie poczuła strach; nigdy jeszcze nie była tak przerażona.

Natalia ze spokojem oczekiwała swego przeciwnika. Ból w tyle głowy Annie wzrósł jeszcze bardziej.

I wtedy zza skał wyjechał drugi jeździec na białym arabskim koniu. Rozbryzgująca się pod uderzeniami kopyt woda tworzyła wokół niego jakby poświatę, która nagle prześwietlona słońcem, zaczęła błyszczeć wszystkimi kolorami, kontrastując z czystą bielą zwierzęcia. W wypolerowanej zbroi rycerza światło odbijało się niczym w lustrze. Jechał, stojąc w strzemionach, w dłoni dzierżył olbrzymi miecz. Gdy odezwał się, jego głos odbijał się echem od skał.

Czarny rycerz ściągnął wodze.

– Podążałem za tobą aż tutaj, na sam kraniec Ziemi, Karamazow. Teraz jesteś mój.

Koń Natalii zaczął nerwowo dreptać w miejscu. Poczuła nagle, że siły ją opuszczają.

Czarny rycerz zaśmiał się tylko w odpowiedzi. Zsiadł z konia i podniósł swój hełm, z którego pociekła krew. Nałożył go sobie na kark.

Natalia zawołała:

– Odejdź, panie! To moja walka, ty nie masz z nią nic wspólnego!

– Mylisz się, pani!

Zbliżał się powoli, trzymając miecz w dłoni. Przyłbicę miał podniesioną.

Annie ujrzała twarz swego ojca, o wiele młodszą, bez zmarszczek.

– To moja potyczka – powiedział Rourke do Natalii. – Ja go zwyciężę. To będzie ostatnia walka.

Nagle Annie uświadomiła sobie, że jeśli on zginie, to zginie naprawdę. Nie rozumiała dlaczego. Po prostu wiedziała to. Choć przecież wszystko to działo się w wyobraźni Rosjanki. Zawahała się. Ból w tyle głowy stawał się nie do zniesienia. Przez chwilę światłość otaczająca jej ojca, była na tyle intensywna, że Annie niczego nie widziała.

Śmiech czarnego rycerza był coraz donośniejszy. Nagle ucichł. Annie odzyskała wzrok. Perspektywa ciągle się zmieniała. Teraz patrzyła oczyma ojca. Natalia była niewiarygodnie piękna, płakała.

– Nie ryzykuj swego życia dla mnie!

– Moje życie zawsze należało do ciebie, pani – niemal szeptem powiedział Rourke. Opuścił przyłbicę i jego biały rumak, idąc stępa, odepchnął konia Natalii z pola walki.

Wierzchowiec czarnego rycerza zrobił kilka kroków do tyłu. Jego miecz znów zalśnił upiornym, krwawym blaskiem.

Rumak Johna stał jak wrośnięty w ziemię. Emanowała zeń siła i spokój.

Słyszała szelest skórzanej opończy srebrnego rycerza. Czuła ciężar jego połyskującej kolczugi. Wyczuwała moc jego prawej dłoni, w skórzanej rękawicy trzymającej miecz. Jego oczy zwęziły się za niewielkimi otworami przyłbicy. Wziął głęboki oddech.

Teraz z kolei Annie patrzyła oczyma Natalii. Obserwowała go. W drżących dłoniach ledwo mogła utrzymać miecz. Poczuła, że przez ciało jej wierzchowca przebiega dreszcz; koń lekko uniósł się na tylnych nogach. Natalia szepnęła coś, lecz jej głos był niezrozumiały.

– Przeklinam twoje imię! – Okrzyk czarnego rycerza uniósł się ponad wybrzeżem. Spiął ostrogami swego wierzchowca, aż z jego boków trysnęła krew i pomknął do przodu.

Rumak Johna Rourke’a gnał mu na spotkanie. Jego miecz zataczał koła, przecinając ze świstem powietrze. Jeździec, jego broń i wierzchowiec zdawali się stanowić nierozłączną całość. Jego głos brzmiał jak grom.

– Zmierz się ze mną i zgiń!

Rumak Johna nagle potknął się i przysiadł na zadzie. Wierzchowiec czarnego rycerza stanął dęba. Ich miecze skrzyżowały się, aż iskry trysnęły ponad powierzchnią wody, na tle krwawego słońca.

Rourke spiął konia i z impetem runął na przeciwnika. Ciął mieczem w poprzek przyłbicy i rozpłatał hełm przeciwnika. Ale pod nim nie było niczego.

Śmiech czarnego rycerza, upiorny i groźny, przeniknął Annie na wskroś. Natalia, upuszczając miecz, zasłoniła uszy i krzyknęła przeraźliwie.

Słońce błysnęło w ostrzu broni czarnego rycerza czerwoną, krwistą barwą. Oba miecze skrzyżowały się ponownie. Siwek wykonał nagły zwrot. Czarny rycerz pochylił się w siodle i ściskając miecz, pomknął przed siebie. Opończa łopotała za nim jak chorągiew.

John spiąwszy konia ostrogami rzucił się w pościg. Ziemia drżała.

Rumak uciekającego gwałtownie zawrócił w miejscu i cwałem ruszył z powrotem. Rycerz trzymał miecz przed sobą, kierując sztych prosto w gardło Johna.

Rourke zrzucił z głowy hełm i pochylił się mocniej w siodle.

Oręż czarnego rycerza wciąż mieniła się krwawą, upiorną czerwienią. Jego przeraźliwy śmiech górował nad wszystkim. Jego postać spowijała ciemność.

– Zginiesz, Karamazow! – krzyknął Rourke.

Ich konie minęły się. Ostrza mieczy uderzyły o siebie z przeraźliwym brzękiem, który wprawił skały w drżenie. Rourke i Karamazow zawrócili konie.

Rycerze starli się w straszliwym, śmiertelnym boju. Stal zadzwoniła o stal. Rżenie koni przypominało ludzkie jęki. Dźwięk uderzających o siebie mieczy odbijał się echem, wywołując u Annie kolejne ataki bólu. Rumak Natalii szarpnął się mocno, ale zdołała utrzymać go w miejscu.

Walczący rozdzielili się na moment. Miecz o krwawym ostrzu błysnął w świetle słońca. Czarny bezgłowy rycerz znów zaatakował. John zatoczył mieczem koło ponad swój głową. Jeszcze raz starli się z sobą.

Nagle czarny rycerz zachwiał się w strzemionach i spadł na piasek. Szybko jednak wstał, odrzucając opończę na bok.

John zawrócił w miejscu, pewną ręką prowadząc swego wierzchowca. Natychmiast zeskoczył na ziemię, chwyciwszy oburącz swój potężny miecz. Odrzucił z czoła włosy nieprzyprószone jeszcze siwizną.

Wiatr wzmagał się, fale mocniej uderzały o skały. Na niebie pojawiły się gwiazdy.

Rourke zbliżył się do czarnego rycerza i uniósł oręż wysoko do góry. Obaj poruszali się jakby w jakimś ekstatycznym tańcu.

Krwawe ostrze zatoczyło łuk w kierunku Johna. Trafiło na jego błyszczącą klingę. Każde uderzenie metalu o metal spowodowało u Annie kolejny atak bólu. Natalia rozpłakała się. Jej koń niespokojnie uderzał kopytami o ziemię.

Wielki, biały rumak Johna stał spokojnie, w oczekiwaniu na swego pana.

Stal uderzała o stal.

Czarny rycerz ciął mieczem nisko, usiłując trafić przeciwnika w nogi, ale Rourke lekko odskoczył do tyłu. Blokując pchnięcie, odbił broń wroga. Teraz on ciął, lecz jego przeciwnik zdołał odeprzeć atak. Ich miecze uderzały z wielką mocą, dzwoniąc głośno. Niespodziewanie czarny rycerz kopnął Johna w brzuch; Rourke potknął się i upadł na plecy. Wykorzystując chwilową przewagę upiór zaatakował, ale John był już na nogach. Odparował cios wroga i ruszył do przodu, kilkoma potężnymi ciosami powalając nieprzyjaciela na ziemię.