Stal przeciwko stali. Obaj potężni, obaj dysponujący nieludzką siłą. Ich zmagania zdawały się nie mieć końca.
Upiór wstał. Uniósł miecz do góry i z całej mocy ciął nim w dół, lecz John znów odparował cios, cofając się o krok. Czarne widmo zachwiało się na nogach. W tym momencie Rourke doskoczył do przeciwnika, uniósł wysoko swój miecz i ciął nim prosto, przez bezgłowy kark i tułów.
Jakby spod ziemi dał się słyszeć okropny krzyk. Z korpusu czarnego rycerza, rozpłatanego na dwie części, wyleciały kłęby czarnego dymu, który czerwieniejąc otoczył jego szczątki.
Przez niebo zaczęły przebiegać przeraźliwe jasne błyskawice. Natalia spojrzała na morze. I nagle wszystko się uspokoiło. Ostrze miecza Johna błyszczało czerwonym blaskiem. Annie wciąż była sobą; obserwowała ich twarz jakby z pewnego dystansu.
John zagwizdał na wierzchowca, a zwierzę posłusznie przybiegło do swego pana.
Natalia szła po piasku w kierunku Rourke’a. Łagodne podmuchy wiatru rozwiewały jej włosy. Gdy zbliżała się do Johna, wbił przed nią swój miecz w piasek, klękając na jedno kolano. Delikatnie dotknęła jego włosów.
Annie nie chciała przyglądać się im dłużej.
Mężczyzna podniósł się. Natalia podeszła do niego bliżej. Objął ją ramieniem i przytulił, patrząc głęboko w jej oczy. Uśmiechnęła się do niego. Ich twarze powoli zbliżały się do siebie.
Annie wiedziała, że nie jest już potrzebna. Nie chciała na nich patrzeć.
Pocałowali się. Stali tak przez chwilę nieruchomo, mocno objęci.
Jeden z koni zarżał.
Słońce nad horyzontem zaczęło się lekko przesuwać. Nie zachodziło, ale szło w górę, żółto-białe, znacząc powierzchnię morza szerokim pasem, jakby wytyczając drogę.
Annie otworzyła oczy i podniosła się.
– Już po wszystkim – szepnęła.
Od tyłu głowy, ku przodowi, napływały fale silnego bólu. Obraz przed oczami zalała czerwień i nastała ciemność.
Doktor był cały mokry od potu. Klęknął przy kozetce, na której przed chwilą leżał.
Paul trzymał w dłoniach głowę Annie. Za nią, spokojnie oddychając, z zamkniętymi oczami leżała Natalia.
Doktor Rothstein odezwał się pierwszy:
– Nie wiem, co się stało, ale takiego wykresu jeszcze nigdy w życiu nie widziałem. Teraz jest już wszystko w normie.
Rourke spojrzał na niego pytająco.
– Z panią Rubenstein – powiedział szybko psychiatra – wszystko powinno być w porządku. Jest ogromnie wyczerpana. Co się stało?
John odrzekł szeptem:
– Po prostu zrobiłem to, co już dawno powinienem zrobić.
ROZDZIAŁ XXXV
Znalazł je w zaspie śnieżnej między skałami, okryte przed zimnem w strzępy niemieckiego uniformu i sowieckiego koca wojskowego. Było to niemowlę. Jego skóra była miękka i delikatna, nie tak twarda, jak skóra mężczyzny i kobiety, którzy zapewne za życia próbowali ogrzać je ciepłem swych ciał.
Major nie znał się na wychowaniu dzieci, ale sądził, że miało ono już roczek, a może nawet trochę więcej. Kiedy przebierał je w cieplejsze rzeczy, zorientował się, że to dziewczynka.
Dziecko przyglądało się mu wielkimi, brązowymi oczami, wypełnionymi strachem.
– Jak masz na imię, moja mała? – zapytał Prokopiew, uświadamiając sobie jednocześnie, że przecież nie mogła udzielić mu odpowiedzi.
Wziął ją na ręce. Była bardzo osłabiona. Jej krzyk brzmiał słabo, przypominał raczej jęk aniżeli wrzask zdrowego dziecka. Ledwie była w stanie poruszać swoimi wątłymi kończynami. Podczas szkolenia wojskowego nauczył się rozpoznawać objawy odmrożenia. Z wielką pieszczotliwością obejrzał jej wątłe ciało. Była zziębnięta. Dopiero po dłuższym czasie, ogrzana ciepłem jego ramion przestała dygotać z zimna. Na szczęście niemowlę nie miało żadnych odmrożeń.
Czym ją nakarmić? Miała dopiero co wyrżnięte pierwsze ząbki. Dziewczynka ani na chwilę nie spuszczała ze swojego opiekuna wzroku, gdy ten krzątając się po kabinie ciężarówki, próbował znaleźć jakieś pożywienie odpowiednie dla dziecka.
Paczka makaronu i mały kawałek kurczaka. Włożył to razem do małego rondelka, dolał wody i wsunął do kuchenki mikrofalowej, która stanowiła część wyposażenia pojazdu.
Dziewczynka nie tknęła pokarmu podsuwanego jej na łyżce.
– Jedz! To dobre i ciepłe.
Ale niewiele tym wskórał. Zaczął sam jeść przygotowaną strawę. Była naprawdę dobra, tylko zbyt szybko stygła.
Dziecko swoją malutką rączką dotknęło jego ust. Palcami wyjął z rondelka kęs jedzenia, domyśliwszy się nagle, że dziecko, pochodzące zapewne z jednego z dzikich, zamieszkujących te tereny, plemion, jeszcze nigdy nie widziało łyżki. Dziewczynka zaczęła jeść majorowi z ręki.
Po raz pierwszy od bardzo dawna Wasylij Prokopiew wzruszył się do głębi.
ROZDZIAŁ XXXVI
Michael słuchał pani Jokli, która powtarzała wciąż tą samą wiadomość przez radio:
– Niemiecka Baza Hekla! Nie mogę was słyszeć. Tu mówi prezydent Jokli. Wraz z małym oddziałem policjantów islandzkich oraz Michaelem Rourke’em znajdujemy się w pałacu prezydenckim Hekli. Siły sowieckie nas otoczyły. Nasz sejsmograf wskazuje na zbliżającą się dużą erupcję wulkanu. Potrzebujemy pomocy. Zginiemy wszyscy, jeżeli nie nadejdzie pomoc!
Przerwała na chwilę, aby dać czas na przeanalizowanie jej słów, zakładając oczywiście, że w ogóle ktoś ten komunikat odebrał, po czym znów powtarzała komunikat:
– Niemiecka Baza Hekla, nie mogę was słyszeć. Tu mówi prezydent Jokli…
Islandczycy siedzieli w ciszy, tylko od czasu do czasu któryś z nich wypowiadał kilka słów. Nadzwyczajni, nieustraszeni ludzie. Przebili się przez oddziały Sowietów uzbrojeni tylko w miecze. A teraz w spokoju oczekiwali na rozwój wypadków. Michael obserwował ich twarze. Emanowała z nich wewnętrzna siła i odwaga. Uśmiechnął się, napotykając wzrok Bjorna Rolvaaga. Z mieczem w ręku Bjorn stawał się prawdziwym demonem zniszczenia. Młody Rourke zrozumiał teraz, dlaczego nigdy nie nosił z sobą miecza. Trzeba było sowieckiego najazdu na Heklę, by broń stała się mu potrzebna. W tej chwili policjant powoli gładził Hrothgara po łbie.
Jedynie pani Jokli była zajęta czymś innym niż oczekiwanie. Jej służąca usiadła na krześle w rogu pokoju. Co chwilę lekko podrywała głowę do góry, walcząc z ogarniającą ją sennością.
Nagle z zewnątrz dobiegł spotęgowany przez tubę głos, mówiący po angielsku:
– Został pan rozpoznany, doktorze Rourke! Nie ma pan szans na zwycięstwo. Poddając się, ocali pan życie pani Jokli i islandzkim policjantom!
Michael przyzwyczaił się już do tego, że czasami mylono go z ojcem. Nauczył się nie zwracać na to uwagi. Głos mówił dalej:
– Za pięć minut rozstrzelamy pierwszych dziesięciu islandzkich obywateli. Zaczniemy od kobiet i dzieci. Wszyscy mieszkańcy zginą, jeśli pan się nie podda.
Pani Jokli przerwała nadawanie komunikatu. Wyprostowała się wyłączając nadajnik, spojrzała na Michaela i spytała:
– To koniec, prawda? Michael wsunął nóż do pochwy.
– Chyba tak. Czy można im to powiedzieć?
Gestem wezwał Rolvaaga i pozostałych policjantów. Domyślał się, że Bjorn i tak już zrozumiał, o co chodziło.
– Sowieci zabiją cię, ponieważ uważają, że jesteś Johnem Rourke’em.
– Lepiej gdyby to zrobili, niż mieliby mnie zatrzymać i wykorzystywać to przeciwko memu ojcu – powiedział. – Jeśli Karamazow wciąż żyje, to odtransportują mnie do niego. Jakby nie było, jeszcze żyjemy. Pani wiadomość mogła zostać odebrana przez Niemców. Teraz zejdziemy wszyscy na dół. Pani będzie pośrodku grupy. Może los uśmiechnie się do nas. Trzeba czekać i patrzeć, co będzie działo się dalej.