Ziemią targnął potężny wstrząs. Pod pałacem pojawiła się szybko rozszerzająca się szczelina. Michael, niemalże w ostatniej sekundzie, odskoczył w bok; miejsce, na którym stał przed chwilą, zapadło się. Upadł na brzuch. Tocząc się, wystrzelił prosto w twarz jednego z Sowietów. Na niebie pojawiły się niemieckie śmigłowce.
Michael wstał i krzyknął:
– Pani Jokli!
Wbiegł na schody. Gdy się odwrócił, aby raz jeszcze spojrzeć na nadlatujące helikoptery, kolejny sowiecki żołnierz zaszedł mu drogę. Michael posłał mu trzy kule. Dobiegł do głównego wejścia, w którym już stała pani Jokli, otoczona przez islandzkich policjantów na czele z Rolvaagiem. Młody Rourke schował pistolety.
Ponowny wstrząs. Schody leżały już niemal w gruzach. Teren pośrodku parku zapadł się, tworząc gigantyczny lej, w który zsunął się jeden ze stojących tam sowieckich śmigłowców.
Niemieckie maszyny nadlatywały teraz ze wszystkich stron, obsypując Rosjan seriami pocisków. Nagle powietrzem targnął grzmot wybuchu trafionego przez Niemców helikoptera, który właśnie startował. Każdy zestrzelony lub uszkodzony śmigłowiec zmniejszał szansę ewakuacji wszystkich mieszkańców Hekli.
Michael skinął w stronę Rolvaaga.
– Proszę mi wybaczyć – rzekł do pani Jokli, biorąc ją na ręce. Islandczyk pospieszył z pomocą. Wspólnymi siłami znieśli panią prezydent po tym, co zaledwie kilka minut temu było schodami wiodącymi do pałacu, a teraz stało się jednym wielkim rumowiskiem.
Ziemia wciąż drżała. Nagle z dalekiego końca parku dobiegł odgłos wybuchu. Michael spojrzał w tym kierunku. Z powstałej tam szczeliny tryskał wysoko ku niebu gejzer rozżarzonej do czerwoności lawy.
Dał znak Rolvaagowi, a następnie pobiegł w stronę parku. Wyciągnął pistolety i w biegu wymienił w nich magazynki ze standardowych na mieszczące naboje o wielokrotnie większej sile rażenia.
Niemieckie helikoptery, krążąc w powietrzu, obniżały pułap lotu.
Michael zasygnalizował Rolvaagowi, aby zaczekał. Zauważył sowiecką maszynę, która właśnie rozpoczynała start. Z pistoletami w dłoniach puścił się szaleńczym pędem. Znowu wstrząs. Potknął się, podparł ręką, ale biegł dalej. Spojrzał w stronę gejzeru. Na środku parku tworzyła się kolejna szczelina, jakby ktoś rozpinał potężny zamek błyskawiczny. Dostrzegł wzbierającą lawę.
Nadal biegł w stronę sowieckiego śmigłowca, w którym znajdowało się kilku żołnierzy. Z odległości dwudziestu jardów wystrzelił do stojącego na płozach komandosa, który upadł martwy na ziemię. Drugi żołnierz, stojący w drzwiach, otworzył ogień z pokładowego karabinu maszynowego. Michael skoczył do przodu. Znów pociągnął za spust. Trafił gwardzistę w pierś. Żołnierz wpadł do środka śmigłowca, który właśnie zaczął odrywać się od ziemi. Razem z Michaelem wielu Rosjan biegło w stronę helikoptera. Zdawali sobie sprawę, że ucieczka jest jedynym sposobem ratunku. Michael strzelił jednemu z nich prosto w twarz, drugiemu w potylicę. Odskoczył nieco w bok, przerzucając pistolet z lewej, rannej i omdlewającej ręki do prawej. Strzelił znowu, trafiając kolejno żołnierza stojącego w drzwiach, przy karabinie maszynowym i wskoczył do wnętrza śmigłowca.
Helikopter już unosił się. Wewnątrz znajdował się tylko pilot, któremu Michael strzelił w tył głowy. Zasiadł za pulpitem sterowniczym, schowawszy uprzednio pistolety do kabury. Przechylił maszynę lekko na prawą burtę i skierował w górę. Pod nim lawa wylewała się już ze szczeliny. Dostrzegł odlatujący niemiecki helikopter ze stojącym na jego płozach Rolvaagiem. Kolejna sojusznicza maszyna zabierała właśnie na pokład resztę islandzkich policjantów.
Przeciwników trzeba było likwidować. Nie było innego wyjścia. Usunięcie każdego żołnierza sowieckiego zwiększało szansę w walce o przejęcie śmigłowców i dodatkowe, wolne miejsca na pokładach. Michael odbezpieczył broń pokładową.
ROZDZIAŁ XXXIX
Przejeżdżali przez wąwóz, gdy niespodziewanie z góry zaczęły spadać odłamki skalne. Dziewczynka wrzasnęła tak głośno, że Wasyli Prokopiew na moment stracił panowanie nad kierownicą.
– Bądź cicho, dziecko!
Musiał nadać jej jakieś imię, ale teraz nie była pora, aby o tym myśleć.
Początkowo spadały małe odłamki, lecz zaraz za nimi zaczęły zwalać się w tumanach śniegu coraz większe kamienie. Głaz dwa razy większy od głowy ludzkiej spadł na maskę wozu, powodując jej pęknięcie, lecz na szczęście nie uszkodził silnika.
Nie była to zwykła lawina skalna. Prokopiew wyczuwał to. Podczas treningów alpinistycznych wielokrotnie widywał lawiny, a raz nawet przeżył groźniejszą niż ta.
Dziewczynka płakała. Major nie umiał jej uspokoić, ponieważ ona i tak nie rozumiała ludzkiej mowy, nie licząc chrząknięć i prymitywnych gestów, jakimi zapewne posługiwali się jej rodzice. Jednakże mówił do niej przez cały czas. Próbował ominąć coraz liczniej spadające kamienie.
– Nie bój się. Zaopiekuję się tobą, maja mała! Na pewno!
Słychać było narastający łoskot. Nagle pod wpływem silnego uderzenia z prawej strony ciężarówka przechyliła się na lewy bok, ślizgając się po oblodzonej nawierzchni. Po karoserii pojazdu zabębnił grad drobnych kamyków.
Niespodziewanie, tuż przed nimi, stoczył się ogromny blok. Prokopiew gwałtownie skręcił kierownicą w lewo. Wóz wpadł w poślizg. Wasyli, straciwszy kontrolę nad pojazdem, zdążył tylko chwycić dziewczynkę w ramiona.
ROZDZIAŁ XL
Swietłana Aleksowa wpatrywała się w niego zachęcająco. Antonowicz wiedział, że to spojrzenie nie wyrażało szczerych uczuć. Kobieta wierzchem dłoni odgarnęła z czoła swoje delikatne, jedwabiste blond włosy. Po raz pierwszy marszałek widział ją z rozpuszczonymi włosami, wyjąwszy chwile, kiedy byli w łóżku.
Sześć największych helikopterów ich floty przewiozło części platformy, którą postawili w północnej części Pacyfiku.
– Powtórz mi jeszcze raz, Swietłano, w jaki sposób działa to urządzenie.
Technikę działania znał na pamięć, lecz wiedział, jak bardzo lubiła mu o tym opowiadać. Lampy pulpitu rzucały na jej twarz zieloną poświatę. Spojrzał w kierunku helikopterów. Stały na olbrzymich pływakach, gotowe w każdej chwili do startu.
Platforma, wielkości jednej czwartej boiska do piłki nożnej, nie była zabezpieczona przed jakimkolwiek atakiem.
– To skomplikowana aparatura, towarzyszu marszałku. – Oficjalny ton, którym mówiła z uwagi na stojących obok techników, wywołał uśmiech na jej twarzy. – Wiązka z konwencjonalnego lasera może oczywiście przesłać sygnał komunikacyjny. Ta wiązka ma średnicę rzędu jednego mikrona, towarzyszu marszałku i nie może niczego uszkodzić. Nie jest to laser o szczególnie dużej mocy. Temperatura wiązki powoduje natychmiastowe wyparowanie cząsteczek wody, które ją bezpośrednio otaczają. W ten sposób wiązka rozprasza się w wodzie. Pozwala to na przesłanie po niej sygnału, nawet na bardzo duże odległości. I tak, niestety, prawdopodobnie po wielu próbach zlokalizujemy przybliżone miejsce pobytu naszych współtowarzyszy. Po uzyskaniu kontaktu od razu nawiążemy z nimi łączność. Jesteście tacy odważni i mądrzy, towarzyszu marszałku, że zajęliście się tym przedsięwzięciem osobiście.
Uśmiechnął się do niej. Za kilka godzin opuszczą platformę wraz z eskortą. Po próbie, przeprowadzonej w tym miejscu, platforma zostanie przeholowana przez helikoptery transportowe do kolejnego akwenu i zaczną wszystko od początku.