Выбрать главу

– Te dodatkowe posiłki… Wspomniał pan, że nie wszyscy są Niemcami, pułkowniku?

Spojrzała na Dodda w chwili, w której Wolfgang odpowiadał mu na to pytanie. Poczuła chłód. Rękoma zaczęła nerwowo szukać kieszeni, lecz w końcu udało się jej opanować zdenerwowanie.

– Jest to pierwsza ekspedycja połączonych sił, której przeprowadzenie zaproponował zaledwie parę godzin temu doktor Rourke. Dla pewności: składa się ona z jednostek niemieckich, ale jej trzon stanowią żołnierze z Chin oraz piechota bazy Mid-Wake.

Oczywiście dowódcą sił ekspedycyjnych jest generał Rourke. – Pułkownik spojrzał na zegarek. – Powinni wyruszyć za kilka godzin.

Musiał podnieść głos, gdy nad ich głowami rozległ się warkot niemieckiego śmigłowca transportowego.

– Nie pozostaje nam nic innego jak wierzyć, że Sowieci nie uderzą przed przybyciem posiłków. Jeśli jednak zaatakują, będziemy musieli utrzymać bazę sami.

Helikopter powoli zniżał lot, aby w końcu lekko osiąść na lądowisku. W tym momencie Sarah poczuła na ramieniu delikatnie zaciskającą się dłoń Wolfganga.

– John powinien zjawić się niedługo – powiedział. Nagle jej serce wypełniała radość, ale także poczuła niepokój. Przyjdzie i odejdzie. Tak jak zawsze…

ROZDZIAŁ XLIV

Doktor usłyszał pukanie do drzwi swego gabinetu.

– Wejść! – powiedział odruchowo i podniósł głowę znad papierów.

W drzwiach stanął Jason Darkwood w pełnym umundurowaniu, z czapka pod pachą.

– Dobrze, że pana widzę, kapitanie Darkwood!

– Generale?

– Słucham – uśmiechnął się John.

– Chcę wyruszyć z panem.

Rourke oparł się o podświetlony blat stołu, wpatrując się w rozłożone na nim mapy.

– Jak już powiedziałem, otrzyma pan poważne i odpowiedzialne zadanie. Ale nie ma czasu, aby łodzią podwodną dopłynąć do wybrzeża Georgii.

– Nie miałem na myśli łodzi podwodnej. Chcę pójść z panem, jako członek pańskiego korpusu. Domyślam się, że jest pan najbardziej kompetentną osobą, jeśli chodzi o wydanie tego typu pozwolenia.

– Niech pan posłucha, kapitanie – odezwał się Rourke, zapalając długie ciemne cygaro. – Jest pan zbyt doświadczonym i cennym dowódcą, by iść do boju jako zwykły żołnierz oddziału lądowego.

– To samo dotyczy pana, prawda? O, pardon. Może powinienem stanąć na baczność i zasalutować, generale?

Rourke znowu się zaśmiał. Darkwood odłożył czapkę i nachylił się nad stołem.

– Prezydent Fellows chciał, abym został generałem i to jest jego sprawa – mówił Rourke. – Jednakże dlaczego pan chce jechać ze mną? Wiem, że jest pan dobry również na lądzie. Obaj o tym wiemy. Ale to ma być zmasowany atak powietrzny. Łodzie podwodne w tej operacji są zupełnie nieprzydatne. Zresztą nie było czasu, aby to uwzględnić w planach. Poza tym jeszcze nigdy nie atakowaliśmy takimi siłami.

– Ja to wszystko rozumiem, doktorze – uśmiechnął się Darkwood. – Jednakże chodzi mi o coś innego. Jeśli w nadchodzących dniach miałbym walcząc jako szczur lądowy, w szeregach zjednoczonych sił, powinienem wiedzieć, jakie są szansę ich współdziałania i powodzenia.

– Marne – odpowiedział doktor.

– Tak, marne. Zgadzam się z panem. Tak więc czekamy na brzegu, aby w końcu uderzyć na wroga, gdy tylko Niemcy zlokalizują jego centra dyspozycyjne. Wywiązuje się decydująca bitwa, w której bierzemy udział i pokonujemy Sowietów, bo nie mamy innego wyboru. Wydaje mi się, że powinienem tam być.

– Tak naprawdę, to nie ma pan ku temu realnego powodu. – John wyszczerzył zęby, wkładając w usta cygaro. – Prawda?

– I tak i nie. Zależy, jak na to spojrzeć.

– Co na to admirał Rahn?

Darkwood spuścił wzrok, przyglądając się swoim dłoniom.

– No cóż. Zgodził się, by tymczasowo zwolnić mnie z obowiązków dowódcy “Reagana” na rzecz służby w Specjalnej Grupie Operacyjnej. Tak więc pomyślałem, że powinienem najpierw przyjść do pana.

– Więc wszystko zależy ode mnie, tak?

– Dokładnie tak. John Rourke wstał.

– Jestem ci winien przysługę. I jeśli moją zgodę uznasz za przysługę, będzie mi niezmiernie miło, Jason.

– Dziękuję John… Czy raczej: generale John? Rourke poklepał Darkwooda po ramieniu i obaj zaśmiali się. To zawsze dziwiło doktora. W momentach zbliżającego się zagrożenia najbardziej błaha rzecz powodowała u niego śmiech, jak gdyby dzięki niemu mógł odpędzić zło.

Darkwood wyszedł, a Rourke powrócił do swych map. Miał poprowadzić armię ludzi, którzy jeszcze nigdy nie walczyli obok siebie, którzy nie znali żadnego innego języka oprócz ojczystego. Większość z nich widziała helikopter tylko na starych filmach. I oni wszyscy mają walczyć w niskiej temperaturze, stawiając czoła świetnie wyposażonej i wyszkolonej armii Związku Sowieckiego.

I był jeszcze komendant Christopher Dodd, który w istotny sposób mógł wpłynąć na wynik decydującego starcia.

ROZDZIAŁ XLV

Kiedy major otworzył oczy, zobaczył ogień. Niezależnie od tego, czy miał oczy otwarte, czy zamknięte, czuł żar płomieni i silne pulsowanie w skroniach. Przemarzł do szpiku kości.

Uświadomił sobie nagle, że jest nagi. Leżał w śniegu.

Dziecko.

Spróbował się poruszyć, lecz nagle fala bólu zamroczyła go na moment.

Co z dzieckiem?

Spod przymkniętych powiek zerknął na czyjeś nogi w onucach ze starego koca i w getrach, zrobionych z rękawów starego munduru, które na ułamek sekundy mignęły mu w zasięgu jego wzroku. Ktoś inny miał na nogach jego buty, ale założone odwrotnie. Czuł się jak w koszmarnym śnie.

Dziecko!

Nagle zorientował się, co go właśnie obudziło. To był płacz dziecka. Dobiegał zza płomieni.

Słyszał, że niektóre plemiona uprawiają kanibalizm.

Starał się przeniknąć wzrokiem ogień. Nagle znieruchomiał. Zobaczył ogryzioną ludzką piszczel. Teraz przypomniał sobie wszystko.

Dlaczego dziecko płakało?

Wytężył wzrok, aby zobaczyć jak najwięcej.

Trzymali je z drugiej strony płomieni. Kilku mężczyzn, odzianych w skóry, pochylało się nad dziewczynką. Co z nią wyprawiają te bestie?

Nagle dostrzegł błysk stali. Rozpoznał sowiecki bagnet.

Kiedy przyjrzał się uważniej jednemu z pochylających się tubylców, zrozumiał dlaczego dziewczynka płakała. Jej wrzask wstrząsnął nim. Mężczyzna podniósł do ust kęs białego mięsa.

Prokopiew wstał, zdziwiony, że mu się to udało.

Słaniał się na nogach, przeszedł przez ognisko, nie czując bólu. Podniósł leżącą kość. Podszedł do mężczyzny jedzącego mięso. Zamachnął się i z całej siły uderzył go kością, miażdżąc mu twarz.

Dziewczynka przestała płakać i wyciągnęła do niego rączki.

Rosjanin jak szalony uderzał na prawo i lewo, roztrzaskując szczęki dzikusów. Jeden z nich skaleczył Wasyla nożem. Poczuł piekący ból. Trzymaną kością trafił przeciwnika w rękę, ten upuścił nóż. Następnie z całych sił uderzył dzikusa w twarz. Jeszcze raz, jeszcze i jeszcze…

Nagle ktoś obezwładnił go od tyłu. Majora pchnięto w stronę ogniska. W ostatnim momencie udało mu się wyrwać, ale i tak jego lewa noga znalazła się w płomieniach. Upadł na śnieg, krzycząc głośno. W odległości pięciu metrów zauważył na ziemi swój pistolet typu CZ-75, ten sam, który otrzymał od marszałka Antonowicza.