Выбрать главу

W głośnikach dał się słyszeć głos Wolfganga Manna. Mówił po niemiecku, więc nie mogła go rozumieć, ale przyglądając się twarzom lżej rannych pilotów, którzy zajęli pozycje strzeleckie obok niej, zorientowała się w znaczeniu wypowiedzi. I wtedy w głośnikach odezwał się głos, mówiący po angielsku:

– Silny huragan w Zatoce Meksykańskiej na nieokreślony czas uniemożliwił wystartowanie z półwyspu Jukatan, oczekiwanych przez nas oddziałów pomocniczych. Jedyną pomocą, której możemy się spodziewać, jest Specjalna Grupa Operacyjna z Mid-Wake. Powinni dotrzeć tutaj dziesięć minut temu, jednakże przez ostatnie pół godziny nie otrzymaliśmy od nich żadnych informacji. Nie możemy się poddać. Musimy walczyć do końca i albo przyjdzie nam wygrać, albo zginąć tutaj. Jeszcze nigdy nie spotkałem ludzi, których odwagę i męstwo ceniłbym bardziej niż wasze. To było wszystko, co powiedział.

– John! – szepnęła Sarah.

Czarne sylwetki sowieckich śmigłowców ukazały się nad horyzontem. Do kolejnego szturmu ruszyły wojska lądowe.

Sprawdziła swój karabin. Obok niej stanął przystojny mężczyzna o twarzy, którą trudno było zapomnieć. Wydawało się jej, że widzi go po raz pierwszy. Mężczyzna odezwał się do niej niemalże perfekcyjną angielszczyzną:

– Wygląda na to, że pani mąż jest teraz bardzo zajęty, prawda?

Nic nie odrzekła.

Oddziały Sowietów znajdowały się o trzysta jardów od muru. Ich śmigłowce leciały nad nimi zygzakiem, chroniąc je przed sporadycznymi atakami helikopterów “Edenu”. Wystawiła przez otwór strzelniczy lufę swego karabinu.

Jednostki lądowe nieprzyjaciela były już tylko w odległości dwustu jardów. Akiro Kurinami, dowodzący obroną tego odcinka, pojawił się w odległości dziesięciu jardów od niej i wydał komendę:

– Ognia!

ROZDZIAŁ LII

Rourke szedł na czele oddziału, uszykowanego na kształt klina, podążającego w ślad za nim poprzez głęboki śnieg. Znajdowali się na stoku wzgórza, na południe od “Edenu”. John wiedział, że za tymi wzniesieniami powinno być lądowisko dla promów kosmicznych.

W słuchawce tkwiącej w jego lewym uchu, usłyszał słabe buczenie i głos Paula, dochodzące z pokładu śmigłowca:

– John! Wszystko gotowe! Powtarzam: wszystko gotowe! Nie przerywając marszu, doktor odezwał się do mikrofonu:

– Tak jak ustaliliśmy. Dywizjon pierwszy, trzeci i czwarty – do ataku! Powtarzam: do ataku! Oddziały lądowe “Bravo” i “Charlie” ruszać naprzód! Powtarzam: naprzód!

Wyjął z ucha słuchawkę, wpiął ją do kołnierza kurtki i machając lewą ręką, wskazał kierunek natarcia idącym za nim ludziom. Im bardziej zbliżali się do szczytu wzgórza, tym donośniejsze stawały się odgłosy eksplozji, kanonada dział i moździerzy, warkot karabinów maszynowych. Po drodze do grupy Johna dołączył pojedynczy oddział złożony z marynarzy, personelu pływającego i chińskich żołnierzy pod dowództwem Han Lu Czena. Nie było jeszcze widać ani jednostek spadochronowych, ani śmigłowców bombardujących typu J7V. Niemniej jednak, im znajdowali się bliżej wroga, tym większą miał nadzieję na pokrzyżowanie jego planów.

Gdy znaleźli się na szczycie, wśród żołnierzy dały się słyszeć głosy podziwu i zaskoczenia. Przed nimi rozciągało się lądowisko, na którym stały, przysypane grubą warstwą śniegu, promy kosmiczne “Projektu Eden”. Jason Darkwood odezwał się prawie szeptem:

– Nigdy nie przypuszczałem, że są tak piękne.

Na płycie lądowiska znajdowało się także około siedmiu płonących wraków niemieckich J7V. Przyglądając się dokładniej można było dostrzec w jednym z promów uszkodzone poszycie kadłuba, spowodowane zapewne wybuchem pocisku artyleryjskiego. Dalej widać było drogę, po obu stronach której stały częściowo zniszczone budynki bazy. Dookoła nich ciągnął się mur, w którym widać już było kilka wyłomów.

W powietrzu toczyła się zażarta bitwa. Niemieckie J7V i sowieckie śmigłowce, wykonywały akrobacje, zaś serie pocisków wśród śnieżnej zamieci wyglądały jak świetliste smugi lub sznury paciorków.

John spojrzał na Darkwooda, następnie na Aldridge’e. Stanhope’a i St. James.

– Kapitanie Aldridge! Tak jak było ustalone – powiedział spokojnym głosem.

– Tak jest, sir! Stanhope, weź swoich ludzi biegnij w poprzek drogi i pod osłoną promów przedostań się do tych budynków. Ja idę za tobą.

– Tak jest, sir!

– St. James!

– Sir?

– Osłaniaj ludzi Stanhope’a. Kiedy znajdziemy się na miejscu, my z kolei będziemy osłaniać ciebie. Później razem uderzymy na prawą flankę Sowietów.

– Tak jest, sir – padła odpowiedź.

– No, nie ma na co czekać! Ruszajcie już!

Stanhope i St. James zasalutowali, odwrócili się i pobiegli do swoich ludzi. Doktor spojrzał na Han Lu Czena i Jasona Darkwooda.

– Tak jak mówiłem. Idziemy!

Schyliwszy się, ruszył biegiem w poprzek zbocza. Na moment odwrócił się. Za nim ruszyli Darkwood oraz Han Lu Czen z małym oddziałem chińskich komandosów. Kiedy dobiegli do drogi, oddziały Aldridge’a i Stanhope’a właśnie przez nią przebiegały. John krzyknął, żeby zatrzymali się przy zburzonym starym moście. Sięgnął po lornetkę i spojrzał przez nią w górę. Jego dywizjon, rozdzielony na trzy części, zbliżył się z trzech stron. Od południa nadleciały helikoptery ze spadochroniarzami, którzy wypełnili niebo ponad wzgórzami, drogą i mostem. Śmigłowce bojowe nadlatujące ze wschodu i z zachodu starły się już z sowieckimi maszynami.

Rourke przemyślał wszystko. Chociaż dojście do drogi i pierwszych zabudowań kosztowało ich sporo cennego czasu, to dotychczas zdołali uniknąć spotkania z Sowietami. Było teraz jasne, że wróg był całkowicie zaskoczony i zaczął się powoli wycofywać.

Spadochroniarze właśnie lądowali w rejonie murów “Edenu”. Wielu z nich zestrzelono. Gdy opadli na ziemię, sowieckie oddziały strzelały do nich z broni maszynowej. Spojrzał na Darkwooda.

– Czy jesteś gotów?

– Pewnie nadal uważasz, że moje miejsce jest na łodzi podwodnej – uśmiechnął się Darkwood. – Jestem gotów.

Rourke odbezpieczył swój M-16, zawołał po chińsku:

– Kuai!

Za nim Darkwood, następnie Han Lu Czen i chińscy komandosi. Nad głową usłyszał narastający świst. Krzyknął:

– Liu-shen!

Wszyscy opadli na ziemię. Wokół wybuchały pociski z moździerzy, obsypując ich brudnym śniegiem i odłamkami skał. Ale Rourke był już na nogach i odwróciwszy się do żołnierzy chińskich wrzasnął:

– Szybciej!

Warkot karabinów maszynowych z prawej flanki wroga wzmógł się. Rourke spojrzał w lewo. To dwa plutony Aldridge’a starły się już z Sowietami. Mur okalający bazę, znajdował się w odległości około trzystu metrów. Kilku niemieckich spadochroniarzy wdrapało się na niego.

John biegł co sił. Nagle od strony północnej, lecąc tuż nad ziemią, nadciągała eskadra sowieckich helikopterów.

– Liu-shen! Liu-shen! – krzyknął Rourke, wskazując palcem w stronę atakujących maszyn.

Wszyscy gwałtownie przyśpieszyli. W pobliżu znajdował się olbrzymi lej po bombie, obok niego leżały dymiące szczątki J7V i sowieckiego śmigłowca. Rourke wskoczył do leja, wołając do Chińczyków:

– Zai zhe-li ting!

Mur znajdował się już tylko o dwieście jardów od nich. Przelatujące nad nimi helikoptery zasypały ich potokami pocisków. Wrak J7V i sowieckich maszyn zostały rozerwane na kawałki.

– Musieli je trzymać w rezerwie! – krzyknął Darkwood, próbując złapać oddech.

Doktor popatrzył na oddalające się helikoptery, które właśnie robiły zwrot, by znowu zaatakować.