– Lannigan! Spróbuj przebić się poprzez ich częstotliwość i sprawdź, czy poza normalnym zasięgiem jest jakaś transmisja ponad nami.
Darkwood czuł, że w pobliżu przyczaiła się jeszcze jedna łódź sowiecka. Obserwując na ekranie radarowym manewry dwóch okrętów, zorientował się, że chcą one skierować “Archangielsk” wprost na trzecią jednostkę. Z tej sytuacji musiało być jakieś wyjście! Nie miał zamiaru dać się okrążyć i zatopić. Taką ewentualność stanowczo wykluczał.
T.J. Sebastian pochylił się w kapitańskim fotelu.
– Łączność, czy macie coś z “Archangielska”? Porucznik Mott odwrócił się od pulpitu.
– Absolutnie nic, panie Sebastian. Ciągle te same sygnały z łodzi do łodzi. Połączenie charakterystyczne dla okrętów klasy “Island”, ale jest ono bardzo nieregularne i nadawane kodem bojowym. Powtarzają się prośby o osobistą rozmowę z komandorem Stakanowem z “Archangielska”.
– Bardzo dobrze, poruczniku. Informujcie mnie o każdym nowym sygnale.
Sebastian zwrócił się do stanowiska bojowego:
– Porucznik Walenski! Stan wyrzutni torpedowej.
– Stan wyrzutni dziobowych: pierwsza, druga, trzecia i czwarta, uzbrojone w samonaprowadzające silne ładunki wybuchowe, sir. Rufowe wyrzutnie torpedowe: pierwsza, druga, trzecia i czwarta, również tak samo uzbrojone, sir.
– Bardzo dobrze, pani porucznik.
Wstał i zszedł z podwyższenia, na którym stał kapitański fotel. Przeszedł na główny pokład stanowiska dowodzenia. Było tam pełno migocących lampek kontrolnych. Przez moment analizował jarzące się diodami kursy dwóch wrogich okrętów podwodnych i kurs trzeciego, na którego spotkanie najwyraźniej zmierzały dwa poprzednie, a którym był właśnie “Archangielsk” dowodzony przez Jasona Darkwooda.
Zastanawiał się przez chwilę, po czym podniósł mikrofon wewnętrznego węzła łączności i powiedział:
– Tu kapitan Sebastian! Uwaga, uwaga! Alarm bojowy! Powtarzam: alarm bojowy! To nie są ćwiczenia!
Zawyła syrena. Sebastian odłożył mikrofon na miejsce.
– Łączność, czy jest coś nowego?
– Nie, sir. Same zakłócenia.
– Sonar! Ciągle wyłapujesz widmo? Podporucznik Kelly, nie podnosząc wzroku znad urządzenia, odpowiedziała:
– Cały czas, sir. Tak jak pan mówi, to może być tylko widmo.
– A jednak wydaje mi się to mało prawdopodobne – powiedział Sebastian, obserwując na ekranie krzyżujące się linie. Pułapka zamykała się. Było to widoczne jak na dłoni. Jednakże “Reagan”, chcąc przyjść “Archangielskowi” z pomocą, musiał zachować ostrożność, gdyż zbyt łatwo mógłby sam wpaść w potrzask.
ROZDZIAŁ III
John pociągnął łyk kawy z kubka trzymanego w drżących z zimna rękach. Helikopter wciąż stał na ziemi. Paul pochylony nad rozrusznikiem, próbował włączyć główny wirnik. Kiedy silnik zaskoczył, śmigłowiec zawibrował. Silne podmuchy wiatru spowodowały, że liny kotwiczne napięły się gwałtownie. Kawa z kubka wylała się na ręce doktora, nie parząc go jednak. Rourke zdał sobie nagle sprawę, że palce ma prawie odmrożone.
– Och, załapał. John! Spisałeś się na piątkę.
– Utrzymuj główny wirnik na wolnych obrotach, Paul. To przyspieszy rozmrożenie i nie wyładuje tak szybko akumulatora – wycedził Rourke, szczękając zębami.
Z wysiłkiem starał się balansować kubkiem tak, by przy gwałtownych przechyłach maszyny jak najmniejsza ilość kawy przelewała się przez brzeg naczynia. Musiał sprawdzić swój M-16, jednak przede wszystkim trzeba było się rozgrzać. Oprócz niego John miał z sobą jeszcze inną broń.
Przez chwilę szperał w kieszeniach lotniczej kurtki, wyjmując w końcu z jednej z nich niemieckie cygaro. Jego końcówka była już obcięta. Z kieszeni spodni wojskowych wyciągnął starą, zużytą zapalniczkę Zippo, przesunął osłonkę i przekręcił zębatkę. Uśmiechnął się. Zapaliła za pierwszym razem. Koniec cygara objął żółto-niebieski płomień. Wypuścił chmurkę szarego dymu.
Z rozruchem silnika nie musieli się spieszyć. Przy takim wietrze tylko mistrz pilotażu lub kompletny idiota, podjąłby próbę oderwania się od ziemi. Byłaby to śmierć na własne życzenie.
Annie przeszła odprawę tak szybko, jak to było możliwe. “Reagan” już odpłynął. Niektóre informacje, które dotarły do Sebastiana i reszty załogi, nie wyłączając Maggie Barrow, mocno ich zmartwiły.
Ubranie, które miała na sobie, dostała od pokładowego lekarza “Reagana”. Czuła się trochę nieswojo, paradując w mundurze bez dystynkcji, przez co zwracała powszechną uwagę.
Letni, błękitny mundur był jednym z trzech, które jej zostawili wraz z kartką o tej treści: “Przepraszamy, ale musieliśmy cię zostawić. Zobaczymy się po powrocie. Zaufaj doktorowi Rothsteinowi. On jest najlepszy”. Może i był, lecz Annie bała się śmiertelnie. Dlaczego więc poprosiła o możliwie szybkie skontaktowanie się z nim?
Pokręciła głową. Zdjęła z siebie uniform i, ubrana w halkę, usiadła na krawędzi łóżka.
Zauważyła, że mieszkanki Mid-Wake ubierały się tak, jak kobiety na filmach wideo, które oglądała. Nosiły buty na wysokim obcasie, były czyste i zadbane. Wszystko tam wyglądało tak, jakby nagle zastygło na pięć wieków i teraz, ni stąd ni zowąd, ożyło. Jakby kilku naukowców, poszukiwaczy i wojskowych zostało odciętych od reszty świata.
Annie Rourke-Rubenstein uśmiechnęła się. Kobiety tutaj zapewne oglądały te same filmy, co ona. Wstała z łóżka. Nie włożyła uniformu. Mimo iż było jasno jak w dzień wiedziała, że jest noc. Zmieniła pończochy ze zwykłych na czarne, ściśle przylegające do ud. Takie same widziała u Natalii. Następnie wdziała bluzkę z długimi rękawami, o miękkim, łukowatym kołnierzyku i z sześcioma guzikami na każdym mankiecie. Włożyła krótką obcisłą spódnicę, sięgającą połowy łydek, buty na wysokim obcasie, również czarne. W tym ubraniu czuła się bardzo swobodnie, choć okazje do nałożenia go zdarzały się niezwykle rzadko.
Natalia.
Annie spieszyła się. Zrezygnowała z biżuterii, mówiąc sobie, że to nie umniejszy jej elegancji. Włosy spadające na ramiona ściągnęła do tyłu i spięła w fantazyjny kok.
– Musisz zrobić na nich wrażenie! – uśmiechając się powiedziała do siebie. Spojrzała w lustro ostatni raz.
Wyszła z pokoju. Dwie kobiety z Ochrony czekały na nią, by towarzyszyć dziewczynie do miejsca spotkania. Na samą myśl o rozmowie z Rothsteinem poczuła skurcz w żołądku.
– Tagachi, atak peryskopowy! – rozkazał Sebastian podchodząc do peryskopu.
– Tak jest, kapitanie Sebastian! – odkrzyknął starszy marynarz Morris Tagachi, który stał pochylony nad tablicą rozdzielczą.
Odpowiednie dźwignie poszły w dół. Sebastian spojrzał na ekran.
– Zwiększyć moc!
– Tak jest, sir!
Był pewny, że w ciemnościach morza zauważył jakiś ruch. Nagle ławica dużych ryb zmieniła kierunek, płynąc ku górze. Mógł przysiąc, że spostrzegł czarny cień kadłuba oraz kilwater.
– Peryskop w górę, Tagachi!
Szybko przeszedł w poprzek pokładu w stronę kapitańskiego fotela. Usiadł. Włączył odpowiedni przycisk umieszczony w oparciu.
– Komputer! Tu kapitan Sebastian.
Po chwili odezwał się znajomy, trochę irytujący, sztuczny głos:
– Identyfikacja głosu potwierdzona. Proszę kontynuować, koman… kapitanie.
“Ciekawe – pomyślał Sebastian. – Awans wręczono mi po dziesięciominutowej rozmowie z admirałem Ranem. Jakim cudem komputer dowiedział się o tym? Interesujące! Ale nie czas na wyjaśnienia.”
– Analiza ruchu sowieckiej łodzi podwodnej przy próbie jej całkowitego zamaskowania, z użyciem sonaru.