– Jestem gotowa podjąć to ryzyko.
– Co na to powiedziałby pani mąż, pani Rubenstein?
– Czy kobiety w Mid-Wake są traktowane jako istoty drugorzędne, doktorze?
Rothstein uśmiechnął się.
– Nigdy tego nie powiedziałem. Ale może byłoby mądrzej, żeby…
– Zapewniam pana, że jestem zdolna do samodzielnego podjęcia tej decyzji. Jestem wolnym człowiekiem i sama o sobie decyduję. W czym więc problem?
– No cóż, młoda damo, na przykład testy…
– Możemy zacząć je w tej chwili.
Doktor wstał, dając do zrozumienia, że rozmowa skończona.
– Nonsens. Będzie pani potrzebowała… Annie rozbolała głowa.
– … kilku dni odpoczynku i rehabilitacji? Znów się uśmiechnął.
– Całkiem udany trik, pani Rubenstein.
– Proszę intensywnie o czymś pomyśleć.
– Nie mam zamiaru zabawiać się z panią, pani Rubenstein.
– Niech pan to zrobi!
Wstała, opierając palce na blacie biurka.
– Ja…
– Już pan to zrobił. Był pan ciekawy, jak by to było, gdyby pan przespał się ze mną.
– Ależ pani Rubenstein!
– Pomyślał pan o pierwszej dziewczynie, z którą się pan kochał. Na imię miała Mary, Marta czy Martha i zrobiliście to w pokoju jej rodziców, a obok, w drugim pomieszczeniu, spała wtedy jej młodsza siostra…
– Do diabła, pani Rubenstein!
Nigdy przedtem tego nie robiła. Opadła ciężko na krzesło. Ból rozsadzał jej czaszkę…
John przemarzł do szpiku kości. Od północy nadchodziło ośmiu mężczyzn. Rękoma w ciepłych rękawicach przyciskał do siebie M-16. Klęczał w mokrym śniegu między skałami.
Ciekawe, jakiego rodzaju sprzęt elektroniczny dźwigali z sobą ci Sowieci? Czy mogliby się spodziewać, że jeden człowiek z karabinem czeka na nich, ukryty między skałami, chcąc za wszelką cenę ich zatrzymać, a drugi oczekuje ich niedaleko śmigłowca? Czy zdawali sobie sprawę z tego, jaką wartość przedstawia taki szturmowy helikopter?
Rourke wiedział, że patrol znajduje się poza zasięgiem skutecznego strzału. Potwierdzały to także wskazania noktowizyjnego celownika wbudowanego w okulary Johna.
Ośmiu mężczyzn. Skąd się tu wzięli? Ilu ludzi znajdowało się za nimi? Nie znał nawet wyspy, na której wylądowali. Zbyt wiele niewiadomych. Szybkie rozwiązanie tych zagadek było teraz niemożliwe. Ani on, ani Paul nie mieli na to czasu.
Kiedy wreszcie skończy się ta noc?
ROZDZIAŁ V
Sarah zaparzyła kawę, rezygnując z dostosowania rytmu swego organizmu do czasu, który wydawał się tu obowiązywać.
Gdyby choć przez chwilę mogła zostać sama, lub tylko ze swoimi bliskimi, zapewne poczułaby się bardziej odprężona. Wszystko, czego teraz pragnęła, to zdjąć z siebie spodnie, wskoczyć w szlafrok i podrapać się po brzuchu. Zrobienie tego tutaj, w Schronie, w obecności Wolfganga Manna, rannego Akiro i dwóch żołnierzy Manna, byłoby nie na miejscu.
Gdy przechodziła obok barku, który na moment ją zakrył, ukradkiem potarła swędzące miejsce.
– Sarah?
Stał tam pułkownik Mann. Odwróciła się w jego kierunku. Właśnie obserwował z uwagą ekrany elektronicznego systemu alarmowego Schronu. Jej mąż, John Rourke, przy pomocy niemieckiego sprzętu poprawił nieco jakość odbioru, ale monitory wyglądały wciąż tak samo jak pół wieku temu.
Pięćset lat temu Sarah obserwowała na nich gigantyczne eksplozje, ogniste kule toczące się po ziemi i elitarne jednostki KGB.
O mało nie upuściła filiżanki z kawą.
– O co chodzi, Wolfgang? – spytała.
Ciągle czuła się niezręcznie, zwracając się do pułkownika po imieniu, ale Mann nalegał, by tak robiła.
– Im więcej wiem o twoim mężu, tym bardziej nabieram do niego szacunku. Ten elektroniczny system ochrony jest wręcz zdumiewający. Nie chodzi o same urządzenia, ale o sposób ich użycia, ich sprawność, nowoczesność…
– Zawsze był bez zarzutu. Tak jak John – zgodziła się Sarah.
– Tak. John jest więcej niż sprytny. Powinien móc działać dla dobra ludzi, ratować im życie, a nie być zmuszanym do walki z nimi, by przeżyć – odrzekł oficer.
– No cóż. Wydaje mi się, że zawsze pochłaniało go to zadanie przetrwania. Myślę nawet czasami, że jest to jedyna przyczyna, dla której on w ogóle istnieje, pułkowniku. Ale dzięki Johnowi Michael, Annie i ja wciąż jeszcze żyjemy.
– Przypuszczani, że masz rację.
– Może napijesz się kawy? Zrobiłem jej dosyć dla ciebie i twoich ludzi.
– To bardzo uprzejmie z pani strony, pani Rourke… Sarah. Za chwilę powinna zająć się Kurinami. Przypomniał jej o tym zegarek, ale postanowiła jeszcze poczekać.
– To miejsce, jego ogólne znaczenie, zdumiewa mnie! – z entuzjazmem powiedział Mann, siadając na stołku, naprzeciwko kuchennych szafek.
Sarah popatrzyła w dal, za niego, poprzez Wielki Pokój, znajdujące się tam książki, taśmy magnetofonowe, wideotekę i arsenał.
– Byłam przeciwna budowie tego miejsca. Każdego zaoszczędzonego centa, cały wolny czas poświęciliśmy na jego budowę. I wówczas, kiedy nadeszła Noc Wojny, John odszedł. Choć tak naprawdę, to ja go wysłałam. Chcieliśmy zacząć wszystko od początku. Nie wierzyłam, że może nam się udać, ale on zawsze bardzo kochał nas wszystkich. I Michaela, i Annie. Oni byli wtedy tacy mili!
Poczuła, jak coś ją ściska za gardło. To, że jej mąż okradł ją z ich dzieciństwa, było okropne. Tego nie zapomni mu nigdy, choć próbowała mu wybaczyć wielokrotnie. Ale była jeszcze jedna szansa: dziecko w jej łonie.
– I spędziła pani większość tego czasu, szukając doktora Rourke’a, aby się z nim połączyć? To brzmi prawie jak bajka. A najdziwniejsze jest to, że w końcu wam się udało.
– Po Nocy Wojny zdałam sobie sprawę – powiedziała powoli – że John nie czekał na katastrofę, jak mi się zdawało, ale po prostu przygotowywał się do niej. Właśnie wówczas uświadomiłem sobie, że miał rację. Nigdy nie myślałam, iż ludzkość może być tak szalona. Pomimo długotrwałego kryzysu gospodarczego doszło do wyścigu zbrojeń między Wschodem i Zachodem. Był to już szczyt szaleństwa. Nigdy nie dowiemy się, kto pierwszy nacisnął ten guzik. Ten cholerny guzik!
Wolfgang Mann mówił głosem tak łagodnym, że brzmiał on jak szept:
– Niezadowolenie po obu stronach rosło. Ci, którzy naprawdę chcieli trwałego pokoju, ocknęli się zbyt późno. Zobaczyli, że stało się coś nieodwracalnego. Takimi kategoriami myśleli ci, którzy nacisnęli ten cholerny przycisk, Sarah.
Zaśmiała się.
– Dlaczego pan…
Nagle urwała w pół zdania. Przyjrzała się Mannowi.
– Pułkowniku, przed Nocą Wojny większość populacji naszej planety stanowiły kobiety i dzieci, nie mężczyźni. Zawsze byłam ciekawa, dlaczego mniejszość zdecydowała o losie większości.
Oficer popatrzył na nią. Na moment odwrócił wzrok i, uśmiechając się, ponownie spojrzał w jej kierunku.
– To jest po prostu naturalny porządek rzeczy, Sarah. Przez moment całą swą uwagę skupiła na jego uśmiechu, po czym odrzekła:
– Być może, ale czy raczej ludzi nie determinuje na przykład to, w jakich warunkach się urodzili? Czy nie było tak z nazistami?
Wypowiedź ta wyraźnie Manna zraniła. On sam walczył o stworzenie na terenie Argentyny wolnego państwa, Nowych Niemiec. Walczył o to, ryzykował wszystko, co miał, dążył do wprowadzenia rządów demokratycznych.