Feliza odstąpiła na krok. Wyszczerzyła się bardziej żałośnie, niż groźnie i powiedziała hardo:
— Nie tak szybko, moja pani… Nie tak szybko! Señora Aldonza, córka handlarza winem, dziewica chamskiego pochodzenia, a do tego jeszcze puste łono!
Nowe uderzenie, tym razem Feliza zgięła się pod biczem i uciekła w odległy kąt komnaty, tupiąc gołymi piętami.
— Puste łono! Pusty kłos! A teraz powiem panu Alonsowi, skąd wzięła się błękitna karteczka, ten właśnie list… Powiedzieć?
Ze świeczką w ręce wbiegł Sancho.
— Co się tutaj dzieje… Ach! Mała lisico!
— Felizo — głucho powiedziała Aldonza. — Zabieraj się migiem, a to…
— A to — co? I tak bym nie została! I tak… Tylko że przemilczałabym o niebieskim liście, bo was, señoro Aldonzo, bardzo szanuję… A teraz nie przemilczę.
— Zamknij się! — Warknęła Aldonza głosem, jakiego Alonso nigdy u niej nie słyszał.
— Nie zamknę się! Señor Alonso, słuchajcie… Akurat przed tym, jak szanowny Sancho raczył przybyć, señora Aldonza posłała mnie do sklepu… Po papier! A ponieważ białego papieru nie było, kupiłam drogi, niebieściutki, z wodnymi znakami! Sklepikarz jeszcze się chwalił, jaki to rzadki papier, odkąd go przywiózł to nikt do tej pory go nie brał, dlatego że był taki drogi! A teraz popatrzcie na tą karteczkę… Popatrzcie! Jeszcze możecie sklepikarza zapytać, czy to jego papier, komu sprzedawał i dla kogo… Albo nie pytajcie, popatrzcie tylko na señorę Aldonzę? Na jej twarz? Czemu to pokryła się plamami, równiutko jak leopard? Ha?
Aldonza nieruchomo stała pośrodku komnaty — prosta jak iglica wrzeciona.
— A jeszcze zapytajcie, gdzie podział się wisiorek z kamyczkiem? Jedyna drogocenna rzecz señory Aldonzy, podarunek od babci? Gdzie przepadł? Do jubilera poszedł, inaczej, skąd señora Aldonza miałaby takie pieniądze… Tak, tak — babcinego podarunku, ulubionego cacka señora Aldonza nie pożałowała!
I wtedy Alonso wycharczał Felizie w twarz jedno, jedyne ciężkie słowo:
— Wynocha.
Wisiorek z kamyczkiem był jej jedyną drogocenną rzeczą. Przyszła do domu Alonso w jednej kretonowej sukience — z wisiorem na piersi.
Kiedy była mała, ten wisior był dla niej niedostępny — i przez to stał się najulubieńszą zabawką, a potem ozdobą.
Babcia ją rozpieszczała.
Kiedy ojciec powiedział, że może odejść do domu „tego szalonego Kechaniego” nawet od razu, w tym w czym stoi i nie dostanie ani pesety w posagu, a zamiast błogosławieństwa rzucił jej figę na drogę — wtedy wisior był jedyną rzeczą, którą ze sobą zabrała. Babci wtedy nie było już wśród żywych, a wisior należał do niej, Aldonzy, a nie do ojca…
Wisiorek z kamyczkiem — czy to zbyt duża zapłata, żeby uratować kochanego człowieka? Wszystko jedno za jaką cenę? Wszyscy patrzyli na nią. Jeśli teraz roześmieje się i powie, że mała suka kłamie.
— Alonso uwierzy, oczywiście jej, a nie tej… łajdaczce.
Za Felizą dawno zamknęły się drzwi, zdawało się, że minęło już wiele czasu, a nikt do tej pory nie uronił nawet słowa. Milczy, wbijając się w kąt, Sancho. I milczy, stojąc pośrodku komnaty, Alonso.
— Alonso… — Głos wydał się jej obcym. — Nie okłamywałam ciebie.
Milczenie.
— Alonso… Nie jestem Dulcyneą. Jestem po prostu babą. Tak… Teraz już znasz całą prawdę o mnie. Razem tyle przeżyliśmy. Ale teraz wiesz już o mnie wszystko. Bałam się ciebie stracić. Teraz to wszystko nie ma już znaczenia, ponieważ i tak ciebie straciłam. Nie proszę cię o wybaczenie… Chociaż, oczywiście, nie wiedziałam, że to będzie takie okropne… Ta rozgrywka z twoim rzekomym szaleństwem. Myślałam, że Sancho będzie umiał cię przekonać, albo zasiać w tobie strach przed podróżą lub zawstydzić brakiem troski o rodzinę, albo ukradnie Rosynanta… Albo chociażby sam zrezygnuje z wędrówki… Czy to mało okropieństw z rozpaczy mogło przyjść mi do głowy, a przecież straciłam nadzieję, że cię zatrzymam… Ale nie proszę o wybaczenie. Gdyby się wszystko znowu powtórzyło — znowu postąpiłabym tak samo jak teraz. Ot i wszystko. To moja prawda. Teraz mnie osądź…
I uśmiechnęła się.
Po domu hulał przeciąg, gdzieś zapomniano zamknąć okno. Nasilał się wiatr, kołysały się story i chwiały się, błyskając oczami, portrety przeklętych Kechanich.
Chwiały się portrety, Alonso zdawało się, że słyszy ni to zgiełk na dalekim placu, ni to szuranie tysiąca idących nóg, ni to oklaski…
Nie, nie bał się utraty zmysłów.
Teraz całe życie — całe pozostałe życie! — Nawet napić się, jak należy nie może. Będzie abstynentem, będzie zrównoważony. Będzie mówił cichym, spokojnym głosem, nigdy nie krzyknie, nigdy się nie roześmieje.
Jak to powiedział Carrasco, „błyskotliwe i szczegółowe sprawozdanie o klęsce iluzji”?
Lepiej powiedzieć nie można.
Podłoga w jego domu jest zawalona trupami iluzji, gnijącymi trupami. Zdechłe fantazje, postrzelone chimery, na wpół rozkładająca się wiara i, oczywiście, ten żałosny dziecięcy optymizm, zesztywniały w wyschniętej kałuży.
Ten tajemniczy dom zmienia się w oczach. Spełzają pokrycia tajemnicy, kawałkami jak tlące się ciało, odpada aksamit i złocenia, i oto mamy już po prostu stary dom, od dawna wymagający remontu, żałosna maska nieudacznika, który lepiej zająłby się gospodarzeniem, zarabianiem pieniędzy, a nie myśleniem o upokorzonych i znieważonych całego świata…
Stanął przed podwyższeniem, na którym, tak jak położono ją w noc przed wyprawą, leżała wciąż zbroja. Wziął do rąk rodzinny hełm. Popatrzył na odbijające się w jego stalowym boku wykrzywione oblicze.
— Sancho, te rupiecie… Wrzucisz do worka i… Sprzedasz handlarzowi starzyzną. Pieniądze weźmiesz sobie w charakterze wynagrodzenia… Zasłużyłeś. A teraz…
I zaczął zdejmować ze ścian portrety. Szalony Kristobal, żądny zaszczytów i sławy Miguel, szlachetny Diego…
— Dulcynea jest martwa. A jeśli nie ma Dulcynei — po co to wszystko? Po co? Błoto dla błota? Poniżenie dla poniżenia? Poszukajcie innego durnia, dobrzy panowie i niech on, ten dureń, wyrusza ze szczenięcą radością w swój farce voyage. Ja, Alonso Kechani, nie jestem szalony. Mam zdrowy rozsądek i dobrą pamięć… Zostaję w domu, panowie!
Naśladowca Alonso Drugi i rozsądny Alonso Trzeci, i rewolucjonista Celestyn… Po to, żeby zdjąć jego portret, przydałaby się bardzo duża drabinka…
— Don Kichota więcej nie będzie, Don Kichot to tylko obrazek w starym podręczniku… Boże, jaki jestem teraz szczęśliwy, że nie mam syna. To dobrze, tak jest sprawiedliwie…
Gruchnął na bok stół. Obłamując nogi, Alonso zerwał z drugiej strony stołowego blatu portret Federico Odstępcy.
— Co bym powiedział swojemu synowi? Że jego ojciec był żałosnym głupcem? Że za nim stoją pokolenia przodków nieudaczników? Niee… Przekonano mnie. Długo i rozmaicie mnie przekonywano, ale teraz już…
Skrzywił się od ostrego bólu. Bolało, chociaż bardzo dziwnie, ale nie serce. Ból był w kręgosłupie — kiedyś widział, jak łamią grzbiet ogromnej ryby. Szczupaka…
Teraz będzie pełzał jak na wpół sparaliżowany pies, wlokący za sobą ciężkie tylne łapy.
Osunął się na podłogę. Gestem zatrzymał Sancho, który rzucił mu się na pomoc, Aldonza nie ruszyła się z miejsca, chociaż twarz jej była…
Lepiej nie patrzeć.
Wszystko jest na właściwym miejscu.
Don Kichot z przebitym kręgosłupem, Don Kichot — przerąbany łopatą robak…