— Rozsądny człowiek — pochwalił bóg.
— Jest pan pewien? — spytał zaskoczony Ridcully.
— Nie wydaje mi się, żebym kiedykolwiek wyjeżdżał na wakacje — odparł Myślak. — Dlatego chciałbym prosić o urlop w celu prowadzenia badań.
— Człowieku, przecież jesteśmy zagubieni w przeszłości!
— No to badań prehistorycznych — rzekł stanowczo Myślak. — Tak wiele można się tu nauczyć, nadrektorze!
— Naprawdę?
— Wystarczy rozejrzeć się dookoła, nadrektorze.
— No cóż, nie mogę chyba panu zabronić, skoro już pan zdecydował — uznał Ridcully. — Będziemy musieli zawiesić pańskie pobory, to oczywiste.
— Nie wydaje mi się, żeby mi kiedykolwiek płacono.
Dziekan szturchnął Ridcully’ego i szepnął mu coś do ucha.
— Chcielibyśmy też wiedzieć, jak prowadzić łódź — dodał nadrektor.
— Co? Nie, to nie będzie problemem — odezwał się bóg znad warsztatu. — Działa samoczynnie. Sama znajdzie miejsce z odmienną sygnaturą biogeograficzną. Nie ma przecież sensu wracać tam, skąd wyruszyliście! — Machnął w powietrzu nogą chrząszcza. — Nowy kontynent wynurza się na obrót stąd. Łódź prawdopodobnie skieruje się wprost do tak wielkiej masy lądowej.
— Nowy? — zdziwił się Ridcully.
— Tak. Nigdy mnie nie interesowały takie sprawy, ale przez całą noc słychać hałasy z budowy. Powodują straszny chaos, to fakt.
— Stibbons, jesteś pewien, że chcesz tu zostać? — zapytał dziekan.
— E… tak.
— Jestem pewien, że pan Stibbons dochowa wierności świetnym tradycjom naszego uniwersytetu — oświadczył z przekonaniem Ridcully.
Myślak, który wiedział wszystko o tradycjach uniwersytetu, lekko skinął głową. Serce biło mu mocno. Nie czuł takiego podniecenia nawet wtedy, kiedy pierwszy raz udało mu się zaprogramować HEX-a.
W końcu znalazł swoje miejsce w świecie. Przyszłość przyzywała.
Wstawał świt, kiedy magowie w końcu zeszli z góry.
— Nie taki zły ten bóg, moim zdaniem — uznał pierwszy prymus. — Jak na boga.
— I przygotował nam całkiem dobrą kawę — dodał kierownik studiów nieokreślonych.
— A ten krzew wyhodował całkiem szybko, kiedy już mu wytłumaczyliśmy, co to jest kawa — zauważył wykładowca run współczesnych.
Maszerowali niespiesznie dalej. Pani Whitlow szła nieco z przodu i nuciła coś pod nosem. Magowie uważnie starali się zachowywać pełen szacunku dystans. Zdawali sobie sprawę, że w jakiś niejasny sposób to ona wygrała, choć nie mieli pojęcia, co to była za gra.
— Zabawne, że młody Stibbons chciał tu zostać — odezwał się pierwszy prymus, rozpaczliwie usiłując myśleć o czymkolwiek oprócz wizji w różu.
— Bóg był chyba z tego zadowolony — zauważył wykładowca run współczesnych. — Powiedział, że zaprojektowanie seksu wymaga prawdopodobnie przeprojektowania wszystkiego innego.
— Kiedy byłem mały, często robiłem węże z gliny — wtrącił radośnie kwestor.
— Brawo, kwestorze.
— Nie mogę pozbyć się obawy, że mogliśmy… pozmieniać coś w przeszłości, nadrektorze — rzekł pierwszy prymus.
— Nie rozumiem, w jaki sposób — odparł Ridcully. — W końcu przeszłość zdarzyła się, zanim tu trafiliśmy.
— Tak, ale teraz tu jesteśmy i ją zmieniamy.
— W takim razie zmieniliśmy ją przedtem.
I to, w powszechnej opinii, praktycznie zamykało kwestię. Bardzo łatwo jest w trakcie podróży w czasie bezsensownie pogmatwać formy czasownikowe, lecz większość problemów daje się rozwiązać przez dostatecznie wielkie ego.
— Ale robi wrażenie, kiedy człowiek pomyśli, że ktoś z naszego uniwersytetu pomaga opracować całkiem nowe podejście w konstrukcji form życia — oświadczył kierownik studiów nieokreślonych.
— Tak, w samej rzeczy — zgodził się dziekan. — I kto teraz powie, że edukacja nie jest dobra?
— Nie mam pojęcia — odparł Ridcully. — Kto?
— No, gdyby ktoś tak mówił, możemy wskazać Myślaka Stibbonsa i powiedzieć: Spójrzcie na niego. Pracował ciężko podczas studiów, słuchał swoich wykładowców, a teraz siedzi po prawicy boga.
— Czy to nie jest trochę trudne do… — zaczął wykładowca run współczesnych, ale dziekan był szybszy.
— To znaczy, że po prawej stronie boga, runisto — wyjaśnił. — Co, jak przypuszczam, czyni go aniołem. Technicznie.
— Na pewno nie. Ma lęk wysokości. Poza tym jest zbudowany z krwi i kości, a anioły są chyba… no, ze światła albo czegoś takiego. Chociaż przypuszczam, że mógłby być świętym.
— A potrafi czynić cuda?
— Nie jestem pewien. Kiedy wychodziliśmy, dyskutowali o przerobieniu siedzeń samców pawianów, żeby stały się bardziej atrakcyjne.
Magowie zastanawiali się nad tym przez chwilę.
— Według mnie to byłby prawdziwy cud — uznał Ridcully.
— Nie powiedziałbym jednak, że chciałbym na coś takiego poświęcić wolne popołudnie — mruknął w zadumie pierwszy prymus.
— Według boga, wszystko polega na tym, żeby skłonić stworzenia, by chciały… zajmować się… żeby zabrały się do tworzenia nowych pokoleń, kiedy mogą przecież spędzać czas bardziej… produktywnie. Okazuje się, że wiele zwierząt wymaga całkowitej przebudowy.
— Od siedzenia w górę, cha, cha, cha!
— Dziękuję za tę cenną uwagę, dziekanie.
— Ale właściwie jak to działa? — zainteresował się pierwszy prymus. — Samica pawiana widzi samca pawiana i mówi: „Słowo daję, co za barwne siedzenie, robi wrażenie, zajmijmy się zatem… działalnością małżeńską”?
— Muszę przyznać, że sam często się nad tym zastanawiałem — rzekł wykładowca run współczesnych. — Weźmy takie żaby. Gdybym na przykład był panią żabą szukającą męża, chciałbym poznać… no, długość nóg, kompetencje w łapaniu much…
— Długość języka — wtrącił Ridcully. — Dziekanie, czy mógłbyś brać coś na ten kaszel?
— No właśnie — zgodził się wykładowca run współczesnych. — Czy ma porządne bajorko i tak dalej. Raczej nie opierałbym swoich decyzji na tym, czy kandydat potrafi wydąć gardło do rozmiarów brzucha i wołać głośno „rade, rade”.
— O ile się nie mylę, to brzmi „rechu, rechu, rechu”, runisto.
— Na pewno?
— Wydaje się, że tak.
— No to które robią „rade, rade”?
— Pewnie radela… radiolarie.
— A są takie?
— Tak. Bóg je pewnie lubi, bo podobne do ameb.
— Zawsze uważałem, że seks to dość niegustowna metoda zapewnienia kontynuacji gatunku — oznajmił kierownik studiów nieokreślonych, gdy dotarli na plażę. — Jestem pewien, że dałoby się to załatwić inaczej. Wszystko to takie… staroświeckie, moim zdaniem. I męczące.
— No cóż, ogólnie skłonny jestem się zgodzić, ale co proponujesz w zamian? — spytał Ridcully.
— Brydża — odparł stanowczo kierownik studiów nieokreślonych.
— Naprawdę? Brydża?
— Masz na myśli taką grę w karty? — upewnił się dziekan.
— Nie rozumiem, dlaczego by nie. Może być bardzo ekscytująca, świetnie sprzyja nawiązywaniu kontaktów towarzyskich i nie wymaga specjalistycznego sprzętu.
— Ale potrzebna jest czwórka — zauważył Ridcully.
— No tak, o tym nie pomyślałem. Rzeczywiście, mogą się pojawić problemy. No dobrze. A co powiecie na… krokieta? Można grać we dwójkę. Ba, często mi się zdarzało, że wyskakiwałem na szybkie stuknięcie czy dwa całkiem sam.
Ridcully pozwolił, aby nieco większa przestrzeń pojawiła się między nim a kierownikiem studiów nieokreślonych.