Выбрать главу

Wokół niego puste szaty znów się wypełniały, gdy magowie odzyskiwali właściwy wiek.

— Na ile… hhyy… lat… hhyy… wyglądam? — dyszał ciężko. — Jak ktoś, kto nie powinien… hhyy… zaczynać grubej książki?

— Długiego zdania — odparł uprzejmie Ridcully, podtrzymując go za rękę. — Na ile lat się czujesz? Ty sam?

— Ja… hhyy… powinienem się czuć na jakieś… hhyy… dwadzieścia cztery, nadrektorze — stęknął Myślak. — Naprawdę… hhyy… czuję się jak ktoś… hhyy… kto ma dwadzieścia cztery lata i trafiło go… hhyy… osiemdziesiąt, pędzących z dużą… hhyyy… prędkością.

— I tego się trzymaj. Twój gruczoł temporalny wie, w jakim jesteś wieku.

Myślak próbował się skupić, co nie było łatwe. Jakaś jego część chciała spać. Inna chciała powiedzieć: To nazywacie zakłóceniem temporalnym? Powinniście zobaczyć zakłócenia temporalne, jakie będziemy miewać za moich czasów!

A jeszcze inna, natrętna część groziła, że jeśli szybko nie znajdzie toalety, spróbuje jakoś sama sobie poradzić.

— Zachowałeś włosy — zauważył pocieszającym tonem pierwszy prymus.

Myślak usłyszał własny głos:

— Pamiętacie starego Prymitywa Trusseta? To był dopiero mag, co miał… mocne… włosy… — Usiłował wziąć się w garść. — Żyje jeszcze, prawda? — wyrzęził. — Był w tym samym wieku co ja… O nie… Teraz pamiętam tylko wczoraj, jakby to było… hhyyy… siedemdziesiąt lat temu!

— Poradzisz sobie z tym — uspokoił go Ridcully. — Musisz bardzo wyraźnie dać do zrozumienia, że tego nie akceptujesz. Najważniejsze, to nie panikować.

— Ja już panikuję — wychrypiał Myślak. — Tylko że robię to bardzo powoli! Skąd bierze się to paskudne uczucie, że… hhyyy… ciągle padam do… hhyyy… przodu?

— Ach, to tylko lęk przed własną śmiertelnością — wyjaśnił Ridcully. — Wszystkim się zdarza.

— A teraz… hhyyy… chyba tracę pamięć…

— Dlaczego tak sądzisz?

— Co sądzę? Głośniej mów… hhyyy… człowieku…

Coś eksplodowało poza oczami Myślaka i uniosło go nad ziemię. Przez moment miał wrażenie, jakby wskoczył do lodowatej wody. Krew znów popłynęła mu do palców.

— Brawo, chłopcze — pochwalił go nadrektor. — I włosy ci znowu brązowieją.

— Ojej… — Myślak osunął się na kolana. — Czułem się, jakbym nosił ołowiane ubranie! Nigdy więcej nie chcę przez to przechodzić!

— W takim razie najlepsze będzie samobójstwo.

— Czy to znowu się zdarzy?

— Prawdopodobnie. Co najmniej raz.

Myślak powstał. Oczy błysnęły mu stalą.

— A zatem poszukajmy tego, który buduje ten ląd, i poprośmy, żeby odesłał nas do domu.

— Może nie posłuchać — powątpiewał Ridcully. — Bóstwa bywają drażliwe.

Myślak potrząsnął rękawami, by zsunęły się i zostawiły wolne dłonie. Dla maga jest to odpowiednikiem przeładowania shotguna.

— Będziemy nalegać — rzekł.

— Naprawdę, Stibbons? A co z ochroną magicznej ekologii?

Myślak rzucił mu spojrzenie, które mogłoby otworzyć sejf. Ridcully miał koło siedemdziesiątki i był dziarski nawet jak na maga — a magowie, jeśli tylko przetrwają pierwsze pięćdziesiąt lat, zwykle dożywają spokojnie drugiej setki. Myślak nie był pewien, ile lat sam miał przed chwilą, ale był prawie pewien, że słyszał już zgrzyt ostrzonej kosy. Co innego wiedzieć, że jest się w podróży, a zupełnie, ale to zupełnie co innego zobaczyć na horyzoncie jej kres.

— Może się wypchać — rzekł[20].

— Słuszne słowa, panie Stibbons. Widzę, że jeszcze będzie z pana prawdziwy mag. Dziekan jest… oj…

Szata dziekana wzdęła się, ale nie rozrosła do poprzednich rozmiarów. W szczególności kapelusz okazał się dostatecznie duży, by opaść dziekanowi na uszy — bardziej czerwone i odstające, niż Myślak je pamiętał.

Ridcully podniósł kapelusz.

— Spadaj, dziadu! — rzucił dziekan.

— No tak… — mruknął nadrektor. — Jakieś trzynaście lat, moim zdaniem. Co wiele tłumaczy. Dziekanie, pomóż nam z pozostałymi, dobrze?

— A niby czemu? — Młodociany dziekan splótł palce. — Ha! Jestem znowu młody, a wy niedługo umrzecie! Przede mną całe nowe życie!

— Po pierwsze, spędzisz je tutaj, a po drugie, dziekanie, wydaje ci się, że to taka świetna zabawa, być dziekanem w ciele trzynastolatka? Za parę minut zaczniesz wszystko zapominać. Stary gruczoł temporalny nie może pozwolić, byś pamiętał, jak miałeś czternaście lat, kiedy jeszcze nie skończyłeś trzynastu. Nadążasz za mną? Wiedziałbyś to, dziekanie, gdybyś już nie zapominał. Będziesz musiał przeżyć wszystko jeszcze raz… Aha…

Mózg ma o wiele mniej władzy nad ciałem niż ciało nad mózgiem. A okres dorastania nie jest najlepszym z możliwych. Wiek zaawansowany też nie, ale przynajmniej pryszcze zeszły już z twarzy, uspokoiły się niektóre z bardziej kłopotliwych gruczołów, a człowiekowi wolno ucinać sobie drzemkę po południu albo mrugać na młode kobiety. W każdym razie ciało dziekana nie doświadczyło jeszcze zbytnio wieku zaawansowanego, podczas gdy każda młodociana krosta, każdy ból czy ukłucie były mocno wyryte w morficznej pamięci. I zdecydowało, że jeden raz wystarczy.

Dziekan się rozrósł. W szczególności jego głowa powiększyła się i dopasowała do uszu.

Roztarł wolną od pryszczy twarz.

— Pięć minut nie byłoby złe — poskarżył się. — O co w tym wszystkim chodziło?

— Nieoznaczoność temporalna — wyjaśnił Ridcully. — Widzieliśmy już coś takiego, nie pamiętałeś? O czym w ogóle myślałeś?

— O seksie.

— No tak, oczywiście… Że też sam nie odgadłem… — Ridcully zbadał wzrokiem pustą plażę. — Pan Stibbons uważa, że możemy… — zaczął i urwał. — Na bogów! — zawołał. — Jednak są tutaj ludzie!

Młoda kobieta szła plażą w ich stronę. Kołysała się w każdym razie.

— Niech mnie… — odezwał się dziekan. — Czy to przypadkiem nie jest Slakki?

— Myślałem, że tam noszą spódniczki z trawy… — mruknął Ridcully. — A co ona nosi, Stibbons?

— Sarong.

— Już teraz wygląda całkiem dobrze, haha — stwierdził dziekan.

— Trzeba przyznać, że patrząc na nią, człowiek chciałby być młodszy z pięćdziesiąt lat — westchnął kierownik studiów nieokreślonych.

— Och, pięć minut całkiem by mi wystarczyło — zapewnił dziekan. — A przy okazji, zauważyliście ten dość inteligentny, choć mimowolny żart? Stibbons powiedział „sarong”, a ja…

— Co ona niesie?

— Nie, słuchajcie, źle go usłyszałem i…

— Wygląda jak… kokos… — powiedział Stibbons, osłaniając oczy.

— To rozsądne — uznał pierwszy prymus.

— …bo tak naprawdę myślałem, że powiedział „za rok”, rozumiecie…

— Na pewno orzech kokosowy — uznał Ridcully. — Nie skarżę się, naturalnie, ale czy te zmysłowe damy nie są na ogół czarnowłose? Rudy kolor raczej nie jest typowy.

— …więc powiedziałem…

— Można tu chyba znaleźć kokosy? — zastanowił się wykładowca run współczesnych. — One pływają, prawda?

— …i słuchajcie, kiedy Stibbons powiedział „sarong”, ja myślałem, że…

— Ale jest w niej coś znajomego… — Ridcully zamyślił się głęboko.

— Widzieliście ten orzech w Muzeum Rzeczy Dość Niezwykłych? — zapytał pierwszy prymus. — Nazywa się coco-de-mer i… — pozwolił sobie na gest — ha, ma bardzo dziwaczny kształt, nigdy nie zgadniecie, kogo zwykle przywodzi mi na myśl…

вернуться

20

Miło byłoby stwierdzić, że to przeżycie nauczyło Myślaka czegoś ważnego i że od tego czasu zachowywał się o wiele taktowniej wobec ludzi starszych. Było to prawdą przez jakieś pięć minut.