Piecky miał opowiadać bajkę. Dagsy przymocowały mu rękę, którą mógł wykonywać bardzo ograniczone ruchy. Nieustannie drapał się nią po twarzy.
– To znakomite, to świetne – powtarzał. – Nie umiecie posługiwać się swoimi ciałami…
Kilka uderzeń wymierzonych przez Dagsy szybko doprowadziło go do porządku.
Zaczął opowiadać.
– To był piękny sen – Piecky przymknął oczy. – Unosiłem się w powietrzu… Było cudownie… Miałem takie czarne, płaskie skrzydła po bokach, jak pokazują czasem w wizorze…
Powietrze poruszało się wraz ze mną. Było cudownie chłodno… – mówił coraz ciszej, jakby do swoich myśli. – Obok leciała Moosy. Jej skrzydła były jaskrawozielone. Miała cztery skrzydła i trzepotała nimi tak, że żałowałem, że jestem tylko Piecky…
Z kąta rozległ się donośny bulgot.
– Tavegner prosi, żebyś opowiadał głośniej – powiedział Snerg, a następny głuchy bulgot to potwierdził.
– Dobrze, będę mówił głośniej – Piecky jakby się otrząsnął. – Pokój stawał się coraz mniejszy i mniejszy – kontynuował – a wszystko wokół coraz bardziej zielone. W dole leciały oba Dagsy, leciały też tam, gdzie my… i było cudownie, bo niebo, ku któremu leciałem, było wielkim ekranem wizora i widać było coraz wyraźniej ziarenka ekranu. Mogłem poruszać się we wszystkich kierunkach…
Z kąta, gdzie stała skrzynka z Moosy, rozległ się cichy szloch. Snorg przyczołgał się w jej stronę.
– Potrzebujesz czegoś?… – zapytał.
– Chciałam ciebie zawołać, bo gdyby przyszedł któryś z Dagsów, to znowu zrobiłby to, czego nienawidzę. Ułóż mnie obok Pieckyego, dobrze? – poprosiła.
– Wzruszyłaś się jego opowieścią? – zapytał Snorg, przypatrując się Moosy. W odróżnieniu od Pieckygo miała wszystkie kończyny, choć niedorozwinięte i zmarniałe.
– To nie Piecky, to Tayegner – powiedziała przez łzy. – Gdy Piecky opowiadał, Tavegner prosił, żeby go tłumaczyć po literze… i, wiesz, powiedział…
Snorg pokiwał głową.
– Powiedział, że chce iść na przemiał zamiast Pieckygo…
– Na przemiał? – Snorg nie zrozumiał.
– Piecky to już dawno odkrył – wyjaśniła Moosy. – On uważnie analizuje wszystko, co mówią w wizorach. Wybiorą z nas kilkoro najlepiej… najpoprawniej zbudowanych, a resztę – na przemiał…
– Tak jak pokazują na ekranach i mówią, że to wojna? – upewnił się.
Skinęła głową…
– Połóż mnie obok Pieckygo – przypomniała Moosy. – On zawsze, gdy skończy opowiadać swój piękny sen jest zupełnie załamany…
Z wielkim wysiłkiem wyciągnął Moosy z pudła i przytaszczył do kojca, w którym leżał Piecky, po czym natychmiast musiał znowu ześlizgnąć się z powrotem na podłogę, gdyż Tib zaczęła się zanieczyszczać. Podsunął jej ssawę. Gdy skończyła, z całej siły uchwycił ją za biodra i uniósł się na kolana.
– Nie rób tego tak, dobrze?… – powiedział, patrząc na nią. Tib pochyliła głowę i przyglądała się jego twarzy, wykrzywionej z wysiłku. Jej małżowiny uszne mocno odstawały i właśnie przeświecał je promień światła. Wydały mu się niezwykle piękne. Zacisnął odrętwiałe szczęki i uchwycił Tib za ramiona. Wyczuł, że ona mu w tym pomaga, nie odsuwa się do tyłu, lecz z całej siły stara utrzymać prosto, jako jego oparcie. Nadal uporczywie wpatrywała się w jego twarz. W jej uchylonych ustach widać było zęby.
Snorg poczuł się wielki, gigantyczny… Stanął. Pierwszy raz stanął na swych sparaliżowanych nogach. Patrzył teraz na nią nawet nieco z góry… na wysoką aż pod niebo Tib.
Inni przerwali swoje rozmowy.
Postanowił zrobić krok. Czuł swoją moc… Nagle ujrzał, jak jedna ze stóp wysuwa się w jej kierunku…
– Tib!… idę… – to miał być krzyk, a wyszło chrapnięcie czy szloch. Nagle wszystko zakołysało się, Snorg jak długi runął na plecy.
III
Pokój miał jeszcze dwóch innych, starych mieszkańców, z którymi Snorg nie stykał się wcale, gdyż oboje wykorzystywali tę samą aparaturę co on. W czasie gdy on był aktywny, oni spali. Byli to Aspe i Dulf. Aspe kształtem przypominała Tavegnera, chociaż nie dorównywała mu rozmiarami. Piecky mówił, że jest bardzo inteligentna i złośliwa.
Wprawdzie nie umiała mówić, ale porozumienie z nią nie nastręczało żadnych problemów.
Nie odpinała nigdy sztucznych rąk i uwielbiała robić dziwne psikusy Pieckymu albo Tavegnerowi. Snorg bardzo chciał kiedyś porozumieć się z nią albo z Dulfem, który leżał nieruchomo skręcony w embrion, a jego niezwykle pomarszczona skóra przywodziła na myśl zgrzybiałą starość, chociaż był w wieku ich wszystkich, to znaczy zaraz po okresie dojrzewania. Tib przestała zanieczyszczać Pokój, nauczyła się podchodzić do Snorga, gdy tylko czuła potrzebę. Snorg, widząc to, z reguły był w stanie zdążyć ze ssawą. Tib zaczęła na niego reagować: zdarzało się, że przechodziła w tę stronę Pokoju, gdzie właśnie leżał, i stała w pobliżu, patrząc na niego. Była znacznie bardziej aktywna niż dotąd.
– Nie doceniałem cię, Snorg – powiedział kiedyś Piecky. – Jesteś fajny facet…
Potrafiłeś nawiązać kontakt z tą chudą – nigdy nie mówił o Tib inaczej, jak ”ta chuda”. – Mnie się nie udało, chociaż starałem się bardzo… Ty się zmieniłeś, Snorg. Dawniej przypominałeś okrwawione nieustannie zwierzę. Teraz widać myśl na twojej twarzy.
Zwierzę oznaczało coś brutalnego, bezmyślnego i potwornie silnego. Czasem wizor ukazywał obrazy prawdziwych zwierząt, i które już dawno wymarły. Cieszyła go opinia Pieckygo, wiedział też dlaczego Piecky tak uważa. Od tamtego dnia Snorg ćwiczył upór i siłę woli. Od momentu, gdy siłą woli zmusił bezwładne nogi do zrobienia pierwszego kroku, wola stała się dla niego sprawą najważniejszą. Teraz potrafił już zrobić wiele kroków, chociaż często kończyło się to ryzykownym upadkiem. Wstawał, wspierając się o ciało Tib, ale stąpał już samodzielnie, a ona tylko go przytrzymywała. Po obudzeniu potrafił nawet czasami bez pomocy Dagsów i bez pomocy instalacji odzyskać władzę w rękach.
– Widać wolę na mojej twarzy – odpowiedział Pieckymu. Piecky leżał z uniesioną głową i patrzył na niego.
– To prawda – powiedział – Rysy twojej twarzy stwardniały, kąciki ust obniżyły się.
Musisz się spieszyć, Snorg. Czuję, że już niedługo będziemy tutaj razem… Piecky stawiał na swą wiedzę i intelekt. Godzinami tkwił przed klawiaturą jednego z wizorów i jeśli tylko któryś z Dagsów nie odmontował mu dla kawału jego sztucznej ręki; nieustannie pisał na monitorze. Zdobywanie wiedzy i kontakt z maszyną były jego pasją. Snorg był przekonany, że aby uszczęśliwić Pieckygo, wystarczy zanieść go przed klawiaturę i ułożyć tak, aby mógł trwać w swojej pozycji przez kilka godzin.
IV
Snorg postanowił nauczyć Tib mówić. Piecky poradził mu, żeby pozwolił jej wyczuć wibracje strun głosowych na swojej krtani. W tym celu uchwycił ją za biodra, aby powstać.
Zrobił to jednak zbyt gwałtownie i Tib upadła na podłogę. Po raz pierwszy ujrzał ją leżącą.
Jeden z Dagsów, korzystając z okazji, błyskawicznie wcisnął się pomiędzy jej rozrzucone bezwładnie nogi. Snorg zamachnął się i mały, trafiony na odlew, aż potoczył się po podłodze zalany krwią.
– Snorg! – krzyknął Piecky. – Przestań! Zrobisz mu krzywdę.
– To moja krew – powiedział Snorg, oglądając dłoń. – Rozwaliłem sobie rękę o niego.
Tib pozbierała się już i usiadła. Dagsy nie zbliżały się do niej, bacznie obserwując Snorga.
– Swoją drogą dobrze, że mu przyłożyłeś – powiedział Piecky. – Dostał też jakby ode mnie za Moosy… Robią obaj z moją Moosy, co chcą… i kiedy chcą…
Snorg ujął Tib za rękę i położył jej dłoń na swojej krtani.
– Tib – powiedział, wskazując palcem na nią. Nadal patrzyła na niego w milczeniu.
– Tib – powtórzył. Wyglądała na przestraszoną.
Przesunął dłonią po jej twarzy, dotknął różowawego uszka i zdumiał się: Tib nie miała otworu usznego.
– Piecky! – krzyknął, zupełnie już panując nad szczękami. – Jesteś genialny! Ona jest zupełnie głucha! Tylko przez dotyk… Miałeś rację.
Z nowymi siłami zaczął z przesadną poprawnością powtarzać jej imię. Za którymś razem jej wargi poruszyły się i wydała stłumiony i głuchy dźwięk: ”grhb… ” Wstała i kilka razy powtórzyła:
– Gyrdb… ghdb… – mówiła coraz głośniej, chodząc po pokoju.
– Obudzi Dulfa – zauważył Piecky. Snorg przywołał ją gestem. Usiadła, Znów zaczął powtarzać jej imię.
– Wiesz, widziałam dzisiaj z rana, jak Dagsy robią to ze sobą powiedziała Moosy, Rano oznaczało porę, gdy na podłodze pojawiały się promienie słońca wpadające przez okienka pod sufitem.
– Najpierw jeden to robił na drugim, a potem się zmieniły – dokończyła.
– To się nigdy nie zdarza w ciągu dnia – stwierdził Piecky.
– Może się nas wstydzą?
– Dagsy?! – roześmiał się. – Z takimi niskimi czołami?… To muszą być kretyni.
Tib uczyła się stosunkowo szybko. Wkrótce umiała wymówić swoje imię, imiona Snorga i Pieckygo oraz kilka innych słów. Piecky uważał, że ona ma częściowo upośledzony również wzrok i większość informacji dociera do niej przez dotyk. Przyznawał jednak, że nie jest wcale pewien, czy jest to fizjologiczny niedorozwój, czy może mózg Tib nie potrafi należycie opracowywać danych napływających przez oczy.
V
Coraz częściej zaczął budzić się Dulf. Nie zmieniał nigdy swojej pozycji na podłodze, chociaż poruszał powiekami i nawet mówił. Jego wymowa była zabawna: jąkał się nieco i miał kłopoty z doborem słów. Snorg chciał dowiedzieć się, jak Dulf potrafi radzić sobie bez pomocy aparatury, ale Dulf nie rozumiał znaczenia słowa, ”wola” i na razie nie było o czym dyskutować. Dagsy próbowały kiedyś rozprostować Dulf a na podłodze, ale okazało się, że jest zrośnięty w kabłąk. Piecky stwierdził, że jest to niemożliwe i że jedynym wyjaśnieniem może być tylko to, że Dulf jest parą zrośniętych bliźniąt i ma maleńkiego braciszka przyrośniętego w rejonie brzucha.