Ból i szok zaćmiły Hassonowi umysł pozbawiając go wszelkiej siły i energii. Unosił się w mrocznej przestrzeni nie wiadomo jak długo, niepewnie poruszając rękami, z twarzą wykrzywioną bezgłośnym krzykiem. Wielka spiralna mgławica daleko w dole wirowała w dalszym ciągu, ale na jej tle stale poruszał się ciemny kształt.
Hasson resztką świadomości odczuł, że nie może dłużej folgować naturalnej reakcji na cierpienie. Jego przeciwnik przewyższał go pod względem fizycznym tak znacznie, że tylko pełna mobilizacja inteligencji mogła go uratować. Ale jak miał myśleć, skoro ból wdarł się w jego ciało jak armia nieprzyjacielska przeszywając mózg artyleryjskimi pociskami cierpienia.
Przede wszystkim- pomyślał Hasson — musisz się pozbyć Lioy-da Inglisa. Zaczął zwijać linę z zamiarem odczepienia ciała przyjaciela, ale niemal natychmiast tuż zza niego odezwał się głos Fi-remana.
— No, jak ci się to podobało, Hasson? — Jego ton był pełen tryumfu. — Chciałem ci po prostu pokazać, że mogę cię pobić two-ją własną bronią. — Hasson usiłował szybciej przyciągnąć linę. Ciało Inglisa tańczyło coraz bliżej, aż znalazło się w promieniu znoszenia się pól. Hasson i Inglis zaczęli spadać. Fireman rzucił się na nich błyskawicznie, otoczył Hassona ramieniem i wszyscy trzej polecieli w dół. Pod nimi rozszalało się istne piekło.
— A to jest moja gra — wykrzyknął Fireman poprzez strumień napierającego powietrza. — Sprowadzić cię na ziemię, bo jestem Człowiek-Ogień.
Hasson, który poznał taktykę powietrznych piratów, odciął się psychicznie od bólu dyndającej nogi i sięgnął do głównego wyłącznika, zawahał się jednak, zanim go nacisnął. W zwarciu dwoch przeciwników wygaszenie jednego pola antygrawitacyjnego oznaczało automatycznie przywrócenie temu drugiemu pełnej mocy, co powodowało powstanie potężnego dyferencjału, a w konsekwencji oddalenie walczących w płaszczyźnie pionowej. Zwykłą odpowiedzią na ten manewr jest wyłączenie w tym samym momencie własnego pola, tak aby oba ciała spadały razem, dopóki jeden z przeciwników nie wytrzyma nerwowo i nie włączy swojego aparatu. Obecną walkę na śmierć i życie komplikowała dodatkowo obecność Inglisa, milczącego partnera, który już przegrał. Jego pole będzie cały czas przeciwdziałało polom tamtych dwóch, niezależnie od tego, co zrobią, dopóki…
Hasson wyswobodził ramię z quasi-seksualnego uścisku i przyciągnął bliżej ciało Inglisa. Usiłował wymacać główny wyłącznik zmarłego, ale jego dłoń natrafiła jedynie na gładką płaszczyznę zamarzniętej krwi. Rozmigotany horyzont wznosił się teraz gwałtownie ze wszystkich stron, a okrężny strumień ruchu otwierał.się jak drapieżny kwiat. Powietrze przelatywało mimo nich z zawrotną szybkością, z ogłuszającym hukiem. Hasson dokładał wszelkich starań, żeby skruszyć lodowy pancerz na piersi Inglisa i odsłonić główny wyłącznik jego aparatu, ale w tym samym momencie Człowiek-Ogień otoczył ramieniem szyję Hassona i odciągnął mu głowę do tyłu.
— Nie próbuj ode mnie uciekać — wrzasnął mu do ucha. — Nie próbuj stchórzyć, chciałbym zobaczyć, jak będziesz podskakiwał przy lądowaniu.
Spadali dalej.
Hasson, skrępowany swoimi sieciami, próbował wymacać klamerkę paska,, gdzie poza innymi urządzeniami miał zaczep liny. Zdołał go otworzyć zdrętwiałymi palcami i miał się już pozbyć ciała Inglisa, kiedy uświadomił sobie, jak niewiele przez to zyska. Doświadczony uczestnik gry zwanej „pikowaniem" zawsze odwleka moment wyłączenia się spod działania zjawiska znoszenia się pól aż do ostatniej chwili, tak żeby z aparatem nastawionym na pełną moc zejść na ziemię z najwyższą możliwą do wytrzymania prędkością. Czło-wiek-Ogień najprawdopodobniej i tym razem wyczeka aż do granic możliwości licząc na to, że Hasson, okaleczony, nie będzie zdolny uchronić się przed zgubnymi skutkami uderzenia. Pozbycie się ciała Inglisa nic by więc w tej sprawie nie zmieniło.
Opadli o prawie dwa tysiące metrów; w ciągu kilku sekund osiągną zatłoczone poziomy ciągów komunikacyjnych. Fireman zaczął wrzeszczeć w podnieceniu i ocierać się o Hassona jak pies w okresie rui. Hasson trzymając Inglisa lewą ręką, jednocześnie zakładał na uniesione udo przeciwnika pętlę z liny plastycznej zaciągając ją w mocny węzeł. Ciągle jeszcze zacieśniał linę, kiedy wpadli w sam środek ludzkiej rzeki. Światła przelatywały mimo nich z zawrotną szybkością i nagle powoli obracająca się galaktyka znalazła się nad nimi. Pod nimi wykwitły wzory świateł ulicznych z wyraźnie widocznymi samochodami. Zbliżał się, jak wiedział Hasson, moment, w którym Fireman musi go opuścić, jeśli chce przed lądowaniem rozwinąć odpowiednią szybkość.
— Dzięki za przejażdżkę — krzyknął Człowiek-Ogień, a jego głos przebił się z trudem przez strumień napierającego powietrza.
Hasson zapalił swoje reflektory, a następnie energicznie szarpnął liną, żeby zwrócić uwagę Piromana, który spojrzał na ' zaciśniętą na swoim udzie pętlę. Doznał szoku, kiedy dokonał odkrycia, że to on, a nie jego przeciwnik, jest połączony z oznaczającym w tej chwili dla niego śmierć trupem policjanta. Odepchnął Hassona i zaczął szarpać linę. Hasson odpłynął swobodnie unoszony prądem powietrza, spokojny, że lina oprze się nawet gigantycznej sile Czło-wieka-Ogńia. Czując, jak jego pole anty grawitacyjne rozpościera swoje niewidzialne skrzydła, odwrócił się i spojrzał za siebie. Zobaczył, jak dwa ciała wśród rozpaczliwej szamotaniny giną mu z oczu w swojej drodze do śmiertelnego zderzenia z ziemią.
Hasson nie miał czasu na rozmyślania — sam był bliski rozbicia się o ziemię. Musi zmobilizować całe swoje umiejętności i doświadczenie, żeby wyjść z tego z życiem, z ulgą jednak stwierdził, że fakt śmierci Firemana nie napawa go satysfakcją. Nunn i inni mylili się co do niego.
Ale i tak — pomyślał w ostatnich sekundach, już spadając — o wiele za długo polowałem jak jastrząb. To mój ostatni lot.
Nieustraszony, przygotował się na ślepy uścisk ziemi.