Poczułem się nieco pewniej. Cokolwiek by powiedzieć, dość szybko zdobyłem w „Podziemiach” cenne informacje…
– Sądzę, że nasza dalsza ingerencja jest niecelowa – stwierdziłem. – Morderstwo jest złem, ale niech ludzie sami z nim walczą. Pewnie, że szkoda chłopaka…
Foma pokiwał głową i znów napił się piwa. Potem powiedział:
– Szkoda, szkoda… No dobrze, Anton, a co zrobimy z ugryzieniem?
– Jakim ugryzieniem?
Foma lekko pochylił się w krześle i szepnął:
– Wiktor miał na szyi nie zwykłą ranę, lecz, ponad wszelką wątpliwość, ślady kłów wampira. Pech, prawda?
Poczułem, że płoną mi uszy.
– Na pewno? – spytałem głupio.
– Na pewno, na pewno. Skąd zwykły morderca miałby z taką dokładnością znać budowę i funkcje kłów wampira? Lateralne rowki, haczyk-gwintownik, bruzda Drakuli, gwintowy skręt przy wkłuciu…
Teraz już płonęła mi cała twarz. Miałem wrażenie, że znów siedzę w sali wykładowej, gdzie Polina Wasiljewna pokazuje nam gumową atrapę na stole. Ostry spiczasty przedmiot, skręcony jak korkociąg, z białą tabliczką ze szkła, na której widniały czarne litery: „Prawy (roboczy) ząb wampira; atrapa w skali 25:1”. Kiedyś ząb był ruchomy, po naciśnięciu guzika wydłużał się i zaczynam obracać. Ale silniczek zepsuł się dawno temu, nikomu nie chciało się go naprawić i kieł zastygł między położeniem maskującymi i roboczym.
– Zbyt pochopnie wyciągnąłem wnioski – przyznałem się. – To moja wina, Lermont.
– Nie ma tu żadnej winy, po prostu bardzo chciałeś, żeby Inni nie mieli z tą sprawą nic wspólnego – rzekł wielkodusznie; Foma. – Gdybyś zapoznał się z wynikami sekcji, wiedziałbyś, żel ta wersja jest błędna. Jakieś inne sugestie?
– Jeśli wampir był bardzo głodny i wyssał człowieka do sucha – skrzywiłem się – to potem mógł zwymiotować. No tak ale nie całą krew… Czy w wodzie znaleziono ślady surowicy an-estetycznej?
– Nie było. – Foma skinął z uznaniem głową. – Ale to o niczym nie świadczy; wampir mógł się śpieszyć i obejść bez znieczulenia.
– Mógł – przyznałem. – To by oznaczało, że albo zwymiotował, albo ugryzł chłopaka i trzymał go, a ten się wykrwawiał! Tylko po co?
– Żeby wprowadzić wszystkich w błąd i zmylić śledczych. – To bez sensu. – Pokręciłem głową. – Po co zostawiać ślady ugryzienia i wylewać krew? Wampiry traktują krew z ogromnym pietyzmem, nie wylewają jej ot, tak sobie. Naszi wampiry mówią nowicjuszom: „Krew na ziemię wylałeś, matkę uderzyłeś”.
– Sens zawsze można znaleźć – rzekł Foma. – Na przykład, wampir-zabójca chciał rzucić podejrzenie na młodego i głodnego wampira. Dlatego ugryzł chłopaka, ale nie pił, tylko wylał krew, mając nadzieję, że nikt tego nie odkryje. Albo inaczej: wampir był głodny, ugryzł, ale się opamiętał i wylał krew, żeby stworzyć iluzję fałszowania danych…
Poczułem się tak, jakbym się spierał z Heserem. Zamachałem rękami i zawołałem:
– Niech pan da spokój, Bo… Foma! Wersje możemy mnożyć, ale nie spotkałem jeszcze głodnego wampira, który po wbiciu kłów zrezygnowałby z krwi. Ta dyskusja do niczego nie prowadzi. Znacznie ważniejsza jest odpowiedź na pytanie: dlaczego zabito chłopaka? Czy to przypadkowa ofiara? Wtedy rzeczywiście należałoby szukać przyjezdnego czy neofity. Ale może komuś zależało, żeby zabić właśnie Wiktora?
– Wampir może zabić człowieka jednym ciosem – rzekł Foma – i wcale nie musi go dotykać. Po co miałby zostawiać ślady? Wiktor mógłby umrzeć na atak serca, i nikt nie zacząłby nic podejrzewać.
– Zgadzam się. – Skinąłem głową. – W taki razie wasz Mistrz ma rację. To jakiś przyjezdny, a chłopak trafił mu się przypadkiem. Ugryzł, wypił, przestraszył się, zwymiotował krew.
– Na to by wyglądało – przyznał Foma. – Ale jest coś, co mnie niepokoi, Anton.
W milczeniu dopiliśmy piwo.
– Nie próbowaliście zdjąć śladów z ciała? – zapytałem. Chodziło mi o ślady aury i Foma świetnie o tym wiedział.
– Z martwego – martwe? – Foma pokręcił głową. – To nigdy się nie porządnie nie udaje, ale spróbowaliśmy. Żadnych śladów… Powiedz mi, patrolowy, czy spostrzegłeś w „Podziemiach” jeszcze coś niezwykłego?
– Pracują tam Inni – oznajmiłem. – Nie ma tam zupełnie sinego mchu, choć pełno emocji. Ktoś regularnie czyści…
– Inni tam nie pracują – burknął Foma. – Siny mech nie chce tam rosnąć.
Popatrzyłem na Fomę nieufnie.
– Specjalnie spróbowaliśmy przenieść go z innego miejsca. Schnie i rozpada się w ciągu godziny. Anomalia.
– No… zapewne takie rzeczy się zdarzają… – powiedziałem i pomyślałem, że należałoby poszperać w archiwach.
– Zdarza się – przyznał Foma. – Anton, chciałbym cię prosić żebyś nie zarzucał tego śledztwa. Coś mnie niepokoi. Spróbuj porozmawiać z przyjaciółką Wiktora.
– Dziewczyna jeszcze tu jest?
– Oczywiście. Policja poprosiła, żeby na razie nie opuszczać miasta. Hotel Apex City, niedaleko stąd. Sądzę, że tobie będzie łatwiej nawiązać z nią kontakt.
– Podejrzewacie ją? Foma pokręcił głową.
– Nie, jest zwykłym człowiekiem. Chodzi o coś innego. O: bardzo przeżywa śmierć narzeczonego i chętnie współpracuje z policją. Mój pracownik też z nią rozmawiał jako śledczy, ale może rodakowi łatwiej będzie nawiązać z nią kontakt? Może coś sobie przypomni? Gest, spojrzenie, słowo, jakiś drobiazg? Nie chciałbym zamykać tej sprawy i czekać, aż rozwiąże ją policja.
– Nie od rzeczy byłoby spotkać się z właścicielem „Podziemi” – stwierdziłem.
– Nic ci to nie da. – Foma machnął ręką.
– Dlaczego?
– Dlatego że te kretyńskie „Podziemia” należą do mnie – rzekł ze wstrętem Lermont.
– A… – Ugryzłem się w język. – No to… w takim razie…
– Co w takim razie? Mam niewielki holding, „Scottish of Hlours”, zajmuję się biznesem turystycznym. Nasz Nocny Patrol jest akcjonariuszem holdingu, zysk idzie na finansowanie działalności operacyjnej. Organizujemy występy muzyczne i cyrkowe, mamy udziały w kilku hotelach, czterech pubach, mamy „Podziemia Szkocji”, trzy autokary wycieczkowe i agencję, która wozi turystów nad jeziora. Na czym jeszcze mielibyśmy zarabiać pieniądze? – Uśmiechnął się. – Cały Edynburg żyje z turystyki, jeśli trafisz do Glasgow i znajdziesz się na przedmieściach, nie przeraź się. Zobaczysz rozpadające się budynki, zabite deskami hotele, nieczynne fabryki. Przemysł umiera. W Europie produkowanie towarów się nie opłaca, opłaca się świadczenie usług. Czym miałby się zająć stary bard, jeśli nie organizowaniem koncertów i rozrywek?
– Rozumiem, tylko jestem zaskoczony…
– W „Podziemiach” nie pracują Inni – powtórzył Foma. – To dziwne miejsce, siny mech nie chce tam rosnąć… właśnie dlatego kupiłem kiedyś tę ziemię, ale nie odkryłem tam niczego niezwykłego.
– Może w takim razie to zabójstwo jest ciosem wymierzonym w ciebie? – zapytałem. – W ciebie osobiście i Nocny Patrol Edynburga? Ktoś chce skompromitować Jasnych?
Foma uśmiechnął się i wstał z krzesła.
– Właśnie dlatego cię potrzebuję, Anton. Chcę, żeby w śledztwie brał udział neutralny silny mag. Porozmawiaj z Walerią, dobrze? Nie odkładaj tego.
A jednak spotkanie z Walerią musiałem odłożyć.
Dochodząc do hotelu, zobaczyłem tłumek turystów otaczający jakiegoś występującego artystę. Ponad głowami ludzi latały małe kolorowe piłeczki. Od razu zrozumiałem, kogo zaraz zobaczę – choć Jegor twierdził, że jest iluzjonistą, a nie żonglerem.