Выбрать главу

– Nieliczne jednostki. I to wyłącznie te, które mają dość bycia pająkiem w słoiku. Po pierwsze, w terrarium podtrzymywana jest iluzja walki. Po drugie, przebywanie w nim jest odczuwane jako wyróżnienie. – Heser wyjął ze swojego pudełka jakiś przedmiot i rzekł: – Dobrze, dość tych głupstw. Oto pierwszy przedmiot. Coś wam to mówi?

W milczeniu patrzyliśmy na kawałek betonu wycięty ze ściany.

– Proszę nie używać magii! – zastrzegł Heser.

– Ja wiem – odezwał się Siemion. – Pamiętam ten wypadek. Radiomikrofon. W latach pięćdziesiątych próbowali nam wcisnąć… a może w sześćdziesiątych? Kiedy byliśmy trustem „Goswietremtechmontaż”. Jakieś inteligentne chłopaki z KGB, prawda?

– Zgadza się – przytaknął Heser. – Wtedy polowanie na szpiegów szło pełną parą. Z nadgorliwości zaczęli sprawdzać również nas, wzbudziliśmy pewne podejrzenia w odnośnych organach – dobrze, że mieliśmy w KGB swoje oczy i uszy. Przeprowadziliśmy kampanię dezinformującą i czujni towarzysze dostali naganę za nieuzasadnioną rozrzutność drogiego sprzętu… No dobrze, a to?

W jego rękach połyskiwał wielki stalowy wkręt. Nie miałem pojęcia, że produkuje się wkręty tej wielkości.

– Tego, jak sądzę, nie znacie – oznajmił Heser. – Jedyna, mam nadzieję, próba Ciemnych szpiegowania nas ludzkimi środkami. Siedemdziesiąty dziewiąty rok ubiegłego wieku. Odbyłem wówczas bardzo poważną rozmowę z Zawulonem, w efekcie podpisaliśmy aneks do porozumienia o zabronionych metodach walki.

Wkręt zniknął w pudełku, światło dzienne ujrzały dwie małe brązowe tabletki.

– To wtedy, gdy chcieli nam zabrać budynek! – ożywił się Ilia. – W dziewięćdziesiątym szóstym. Prawda?

Heser skinął głową.

– Słusznie. Pewien młody ambitny oligarcha doszedł do wniosku, że dawne przedsiębiorstwo państwowe, a obecnie spółka akcyjna „Gosswiet” to bardzo kuszący i absolutnie bezbronny kawałek własności. Gdy jednak oligarcha dowiedział się, jacy ludzie przychodzą tu, żeby po prostu napić się herbaty ze starym dyrektorem, jego ambicje szybko stały się mniej wygórowane.

– Rzecz jasna, to była dezinformacja? – spytała z zaciekawieniem Olga. Nietypowo długa tyrada szefa była przeznaczona właśnie dla niej, przecież ominęły ją te wydarzenia.

Siemion zachichotał i powiedział przeciągle: – Ty, widzisz, ważne kwestie w skali miasta rozstrzygasz, imienniku, a po pomoc się nie zwracasz… Wpadnij, jakby co. Heser się uśmiechnął.

– Z tym „wpadnij, jakby co” to trochę przesadziłeś, ale to nic, zwycięzców się nie sądzi. No więc to wszystko są sprawy dawno minione. A oto dzisiejszy połów…

Wyjął z pudełka coś przypominającego kawałek taśmy klejącej. Cienki biały kwadracik, lepki z jednej strony – z trudem oderwał go od palca.

– Technika nie stoi w miejscu – powiedziałem z zachwytem. – Mikrofon i nadajnik?

– Zdziwisz się, ale również magnetofon – oznajmił Heser. – Wszystko jest nagrywane i „wystrzeliwane” zakodowanym impulsem w ciągu trzech sekund raz na dobę. Dobra i droga zabawka, niełatwo ją kupić.

– Do rzeczy, Borysie – poprosiła Olga.

Heser wrzucił „zabawkę” do pudełka i popatrzył na wszystkich uważnie.

– Tydzień temu Anton i Siemion byli w Edynburgu. Tam wydarzyła się pewna nieprzyjemna historia… Nie wdając się w szczegóły: grupa Innych, wśród których był Jasny, Ciemny oraz Inkwizytor przy pomocy wielu ludzi-najemników wyposażonych w amulety magiczne próbowała zdobyć jeden z pradawnych artefaktów, tak zwany Wieniec Wszystkiego, stworzony przez Wielkiego Merlina na krótko przed odejściem w Zmrok.

Ilia gwizdnął. Olga milczała – albo Heser opowiedział jej tę historię już wcześniej, albo nie uznała za stosowne okazać emocji.

– Należy dodać, że ta trójka Innych to Wyżsi – kontynuował Heser. – Chociaż możliwe, że nie cała trójka, a tylko dwóch. We dwóch zdołaliby przeciągnąć trzeciego na szóstą warstwę Zmroku.

Ku mojemu zdumieniu, Ilia nie zareagował – pewnie osłupiał z wrażenia. Bo nie przypuszczam, żeby schodził poniżej trzeciej warstwy.

– Wszystko to jest bardzo nieprzyjemne już samo w sobie – mówił dalej Heser. – Nikt nie wie, jaki artefakt Merlin ukrył na siódmej, ostatniej warstwie Zmroku. Mamy jednak poważne powody podejrzewać, że dawny artefakt jest w stanie zniszczyć całą cywilizację na Ziemi.

– Kolejna Fuarańi – zapytał Siemion.

– Nie, Merlin nie wiedział, jak przemieniać ludzi w Innych. – Heser pokręcił głową. – Choć to coś równie poważnego. Obecnie wzmocniono ochronę artefaktu, prócz Nocnego Patrolu Szkocji chronią go również Inkwizytorzy. Ale sytuacja jest bardzo poważna. Dowiedziałem się, że próby szpiegowania Patroli nastąpiły w Moskwie, Nowym Jorku, Londynie, Tokio, Paryżu, Pekinie… Krótko mówiąc, we wszystkich kluczowych punktach planety. Wszędzie działali ludzie nieznający swoich mocodawców. Na razie ich działania zakończyły się fiaskiem.

– Heserze, a co jest na tej siódmej warstwie? – odezwał się Ilia. – Wiem, że zgodnie z zasadą, o głębszych warstwach nie mówi się tym, którzy na nich nie byli, ale…

– Siemion może ci opowiedzieć, co widział – odparł Heser. – On był na piątej. Jeśli chcesz, spytaj Antona, co się dzieje na szóstej. Zezwalam. Co zaś się tyczy siódmej…

Wszyscy popatrzyli na szefa z zainteresowaniem.

– …to nie byłem tam i nie mogę odpowiedzieć na twoje pytanie – dokończył twardo Heser.

– Ha! – zawołała Olga. – No, wiesz Borysie, a ja myślałam, że byłeś…

– Nie. I uprzedzając twoje pytanie, Zawulon też nie był. Nie był tam żaden ze znanych mi Innych. Myślę, że do tego jest zdolny tylko zerowy mag, posiadający absolutną Siłę. Takim magiem był Merlin. Taką czarodziejką stanie się Nadia Gorodecka. Wszyscy popatrzyli na mnie.

– Dopóki nie dorośnie, nie wpuszczę jej do Zmroku – powiedziałem twardo.

– Nikt tego nie żąda – uspokoił mnie Heser. – Więc nie najeżaj się tak od razu. Chcę jedynie, żeby teraz twoją Nadię ochraniało bez przerwy co najmniej dwóch magów drugiego lub trzeciego poziomu Siły. Nie zdołają zbyt długo stawiać oporu Wyższym, ale jeśli wyposaży się ich w porządne artefakty, to mogą grać na zwłokę, zdążą wezwać pomoc.

Ilia złapał się za głowę.

– Borysie Ignatjewiczu! Skąd ja panu wezmę tylu drugich i trzecich? Musiałbym zabrać z ulic całą siłę bojową!

– Nie całą – poprawił go Heser. – Magów drugiego stopnia mamy czterech. Trzeciego dziewięciu. Aliszera i Aleksandra możemy podnieść do dwójki.

– Jakiego Aleksandra? Korostyliewa? – zdumiał się Ilia.

– Nie, Malenkowa.

– Saszkę można – przyznała Olga. – Jestem gotowa podciągnąć go w ciągu trzech… nawet dwóch dni.

– Chwileczkę! – zawołałem. – Chwileczkę… Nie chcecie się dowiedzieć, co ja o tym myślę?

Heser popatrzył na mnie z zaciekawieniem.

– Owszem. Tylko weź pod uwagę, że ci, którzy próbowali zdobyć artefakt, prędzej czy później wpadną na pomysł, że potrzebny im absolutny Inny. A taki jest na świecie tylko jeden – a właściwie, jedna. Twoja córka. To co, zgadzasz się na ochronę?

– A co powie Świetlana?

– Świetlana jest matką – powiedziała łagodnie Olga. – Sądzę, że pamięta tamto porwanie córki i wie, że sama nie zdoła chronić jej przez okrągłą dobę.

– Swieta się zgodzi, Anton. – Siemion skinął głową. – Możemy się założyć.

– Borysie Ignatjewiczu, ale co ja mam robić z ulicami? – odezwał się Ilia. – Pytam pana oficjalnie, jako pański zastępca od służby patrolowej! Mamy puścić czwarty i piąty poziom na samodzielne akcje? Ciemni nam wejdą na głowę!

– Nie wejdą. – Heser się skrzywił. – Zawulon też zdejmie z ulicy swoich magów drugiego i trzeciego stopnia. Będą potrzebni do ochrony Nadii Gorodeckiej.

Chwyciłem się za głowę, za to Ilia od razu się uspokoił.

– O, to może z naszej strony potrzebna będzie tylko połowa ochroniarzy?

– Nie. Będzie dwóch naszych i dwóch Ciemnych.

– Heserze! – zawołałem oburzony.

– Anton, robimy to wszystko w imię bezpieczeństwa twojej córki – rzekł twardo szef. – Koniec dyskusji, temat uważam za zamknięty. Ilia, zostaniesz na naradę, zastanowimy się, kogo skierować na ochroniarzy i w co ich wyposażyć.

Milczałem. Gotowałem się w środku, ale milczałem.

– Do tej pory mówiliśmy tylko o obronie – kontynuował Heser. – Zorganizowanie ochrony Patroli przed środkami szpiegostwa technicznego… i ewentualnego ataku ludzi-najemników powierzam Oldze. Weź Tolika od informatyków. I Łasa z operacyjnych.

– Przecież to słaby mag – prychnęła Olga.

– Za to myśli niekonwencjonalnie – sparował Heser. – Co się tyczy starć bojowych ludzie-Inni, to tutaj wszystko wiesz, doświadczenia ci nie brakuje.

Popatrzyłem na Olgę. Wyglądało na to, że ma ciekawe doświadczenia…

– Od was wszystkich potrzebuję teraz czegoś innego… – mówił dalej Heser. – Jak będziemy atakować?

– Kogo? – zapytałem sarkastycznie. – Przecież gdybyśmy wiedzieli, kto mąci wodę…

– Atak nie musi oznaczać walki wręcz – powiedziała Olga. – To mogą być działania niespodziewane dla przeciwnika, krzyżowanie mu szyków…

Heser skinął z aprobatą głową.

– Wobec tego mamy tylko jedną możliwość… – Wzruszyłem ramionami. – Oprócz szukania zdrajców, oczywiście, ale, jak sądzę, Inkwizycja już węszy, gdzie się da. Moim zdaniem, musimy przebić się na siódmy poziom. A skoro nie możemy w pojedynkę… „Łańcuch Siły”?

– Zawulon proponował „Krąg Siły”. – Heser pokiwał głową. – Ale ani my, akumulując się nawzajem, ani Ciemni, wysysając do czysta, nie zdołamy tego zrobić… Nie pomoże nam nawet ofiara złożona z człowieka. Bariera między warstwami Zmroku nasila się proporcjonalnie do użytej Siły. Liczyliśmy.

– Nawet złożenie ofiary? – Siemion był wstrząśnięty.

– Nawet – odparł sucho Heser.

– Ten wiersz… na szóstej warstwie… – Popatrzyłem na Hesera. – Pamięta pan? Opowiadałem o nim.

– Zacytuj – poprosił Heser.

Tu kryje się Wieniec Wszystkiego. Już tylko krok pozostał. Ale to spadek dla silnych lub mądrych. Otrzymasz wszystko i nic, gdy zdołasz go dosięgnąć. Idź naprzód, jeśliś silny jak ja, Lub zawróć, jeśliś jak ja mądry.

Początek i koniec, głowa i ogon, wszystko razem połączono W Wieńcu Wszystkiego. Tak życie i śmierć są nierozdzielne

– wyrecytowałem z pamięci.

– I co nam to daje? – spytał niemal wesoło Heser.

– „Zawróć, jeśliś jak ja mądry…”. – powtórzyłem. – To znaczy, że istnieje jakaś okrężna droga prowadząca na siódmą warstwę! Nie trzeba walić głową w mur.

Heser skinął głową.

– Słusznie. Chciałem, żebyś powiedział to właśnie ty. Siemion zerknął na mnie ze współczuciem. No jasne. U nas jak w wojsku: zaproponowałeś – wykonaj.

– Nie przeceniajcie moich zdolności umysłowych – burknąłem. – Pewnie, że się zastanowię, poproszę Siemiona, żeby pomyślał… Ale na razie nic nie przychodzi mi do głowy. A może należałoby pogrzebać w archiwum?

– Pogrzebiemy – obiecał Heser. – Ale jest jeszcze jedna droga.

– I ja mam ją odbyć – dorzuciłem. – Czyż nie tak?

– Anton, niebezpieczeństwo zagraża twojej córce – powiedział po prostu Heser.

Rozłożyłem ręce.

– Dobrze, poddaję się, jestem gotów. Dokąd mam iść? Krater wulkanu? Lodowce Arktyki? Kosmos?

– Jak sam wiesz, w kosmosie nie mamy nic do roboty. – Heser skrzywił się. – Ale jest pewna szansa… niewielka. Niewykluczone, że któryś z niegdysiejszych towarzyszy Merlina wie, co Merlin miał na myśli.

– Musielibyśmy odnaleźć żywego rówieśnika… – zacząłem.

– Ja jestem jego rówieśnikiem, mniej więcej – rzekł znudzonym tonem Heser. – Ale Merlina, niestety, nie znałem. Ani wtedy, gdy był Jasnym, ani gdy był Ciemnym. Co się gapicie? Tak, to możliwe. Dla Wyższych. Czasami… Nie w tym rzecz. Mam nadzieję, że nikt z was nie planuje zmiany koloru?

– Borysie Ignatjewiczu, niech pan nie przeciąga – poprosiłem.

– Merlin przyjaźnił się… w stopniu, w jakim to w ogóle możliwe… z Innym, którego znałem pod imieniem Rustam.

Spojrzałem na Siemiona; wzruszył ramiona. Olga też wyglądała na zaskoczoną.

– Miał wiele imion – rzekł Heser. – Kiedyś, dawno, dawno temu, był w Patrolu. Kiedyś byliśmy przyjaciółmi. Wiele razy pomagaliśmy sobie w boju… Wiele razy ratowaliśmy sobie życie. A potem staliśmy się wrogami… mimo że on był i pozostał Jasnym.

Heser zamilkł. Chyba nie lubił tego wspominać.

– Żyje nadal i mieszka gdzieś w Uzbekistanie. – Szef westchnął. – Nie wiem, gdzie dokładnie, on dorównuje mi siłą i może się zamaskować. W Patrolu nie służy od dawna, prawdopodobnie żyje jak zwykły człowiek. Będziesz musiał go znaleźć, Anton. Znaleźć i namówić, żeby nam pomógł.

– Aha – powiedziałem ironicznie. – Co to dla mnie taki Uzbekistan! Raz, dwa go przeczeszę, raz, dwa znajdę ukrywającego się, silniejszego ode mnie maga…

– Przecież nie twierdzę, że to będzie proste – przyznał Heser.

– I raz, dwa namówię go, żeby nam pomógł.

– Tu już będzie łatwiej. Rzecz w tym, że on ratował mi życie sześć razy, a ja jemu siedem. – Heser uśmiechnął się. – Ma względem mnie dług, nawet jeśli ciągle mnie nienawidzi. Gdy go znajdziesz, odpowie…

W głosie Hesera nie było pewności, i wszyscy to poczuli.

– Przecież nawet nie wiemy, czy on cokolwiek wie! – zawołałem. – I czy w ogóle żyje!

– Dziesięć lat temu żył. – Heser westchnął. – Rozpoznał go mój pomocnik, dewona, i opowiedział o nim swojemu synowi.

– Cudownie. – Skinąłem głową. – Po prostu bosko. I pewnie, zgodnie z tradycją, mam ruszyć w drogę bezbronny i sam jak palec?

– Nie. Wyruszysz w drogę w pełnym rynsztunku, z grubym plikiem pieniędzy i workiem pożytecznych artefaktów.

Kilka sekund zajęło mi zrozumienie, że szef nie żartuje.

– I nie sam – dodał Heser. – Pojedzie z tobą Aliszer. Na Wschodzie siła i pieniądze nie są tak ważne jak to, żeby poręczył za ciebie swój.

– I jeszcze Aliszer… – westchnął Ilia.

– Wybacz – powiedział Heser sucho. – Patrzmy na to w ten sposób, że mamy stan wojenny. Tym bardziej że tak właśnie jest.