– Nie wejdą. – Heser się skrzywił. – Zawulon też zdejmie z ulicy swoich magów drugiego i trzeciego stopnia. Będą potrzebni do ochrony Nadii Gorodeckiej.
Chwyciłem się za głowę, za to Ilia od razu się uspokoił.
– O, to może z naszej strony potrzebna będzie tylko połowa ochroniarzy?
– Nie. Będzie dwóch naszych i dwóch Ciemnych.
– Heserze! – zawołałem oburzony.
– Anton, robimy to wszystko w imię bezpieczeństwa twojej córki – rzekł twardo szef. – Koniec dyskusji, temat uważam za zamknięty. Ilia, zostaniesz na naradę, zastanowimy się, kogo skierować na ochroniarzy i w co ich wyposażyć.
Milczałem. Gotowałem się w środku, ale milczałem.
– Do tej pory mówiliśmy tylko o obronie – kontynuował Heser. – Zorganizowanie ochrony Patroli przed środkami szpiegostwa technicznego… i ewentualnego ataku ludzi-najemników powierzam Oldze. Weź Tolika od informatyków. I Łasa z operacyjnych.
– Przecież to słaby mag – prychnęła Olga.
– Za to myśli niekonwencjonalnie – sparował Heser. – Co się tyczy starć bojowych ludzie-Inni, to tutaj wszystko wiesz, doświadczenia ci nie brakuje.
Popatrzyłem na Olgę. Wyglądało na to, że ma ciekawe doświadczenia…
– Od was wszystkich potrzebuję teraz czegoś innego… – mówił dalej Heser. – Jak będziemy atakować?
– Kogo? – zapytałem sarkastycznie. – Przecież gdybyśmy wiedzieli, kto mąci wodę…
– Atak nie musi oznaczać walki wręcz – powiedziała Olga. – To mogą być działania niespodziewane dla przeciwnika, krzyżowanie mu szyków…
Heser skinął z aprobatą głową.
– Wobec tego mamy tylko jedną możliwość… – Wzruszyłem ramionami. – Oprócz szukania zdrajców, oczywiście, ale, jak sądzę, Inkwizycja już węszy, gdzie się da. Moim zdaniem, musimy przebić się na siódmy poziom. A skoro nie możemy w pojedynkę… „Łańcuch Siły”?
– Zawulon proponował „Krąg Siły”. – Heser pokiwał głową. – Ale ani my, akumulując się nawzajem, ani Ciemni, wysysając do czysta, nie zdołamy tego zrobić… Nie pomoże nam nawet ofiara złożona z człowieka. Bariera między warstwami Zmroku nasila się proporcjonalnie do użytej Siły. Liczyliśmy.
– Nawet złożenie ofiary? – Siemion był wstrząśnięty.
– Nawet – odparł sucho Heser.
– Ten wiersz… na szóstej warstwie… – Popatrzyłem na Hesera. – Pamięta pan? Opowiadałem o nim.
– Zacytuj – poprosił Heser.
Tu kryje się Wieniec Wszystkiego. Już tylko krok pozostał. Ale to spadek dla silnych lub mądrych. Otrzymasz wszystko i nic, gdy zdołasz go dosięgnąć. Idź naprzód, jeśliś silny jak ja, Lub zawróć, jeśliś jak ja mądry.
Początek i koniec, głowa i ogon, wszystko razem połączono W Wieńcu Wszystkiego. Tak życie i śmierć są nierozdzielne
– wyrecytowałem z pamięci.
– I co nam to daje? – spytał niemal wesoło Heser.
– „Zawróć, jeśliś jak ja mądry…”. – powtórzyłem. – To znaczy, że istnieje jakaś okrężna droga prowadząca na siódmą warstwę! Nie trzeba walić głową w mur.
Heser skinął głową.
– Słusznie. Chciałem, żebyś powiedział to właśnie ty. Siemion zerknął na mnie ze współczuciem. No jasne. U nas jak w wojsku: zaproponowałeś – wykonaj.
– Nie przeceniajcie moich zdolności umysłowych – burknąłem. – Pewnie, że się zastanowię, poproszę Siemiona, żeby pomyślał… Ale na razie nic nie przychodzi mi do głowy. A może należałoby pogrzebać w archiwum?
– Pogrzebiemy – obiecał Heser. – Ale jest jeszcze jedna droga.
– I ja mam ją odbyć – dorzuciłem. – Czyż nie tak?
– Anton, niebezpieczeństwo zagraża twojej córce – powiedział po prostu Heser.
Rozłożyłem ręce.
– Dobrze, poddaję się, jestem gotów. Dokąd mam iść? Krater wulkanu? Lodowce Arktyki? Kosmos?
– Jak sam wiesz, w kosmosie nie mamy nic do roboty. – Heser skrzywił się. – Ale jest pewna szansa… niewielka. Niewykluczone, że któryś z niegdysiejszych towarzyszy Merlina wie, co Merlin miał na myśli.
– Musielibyśmy odnaleźć żywego rówieśnika… – zacząłem.
– Ja jestem jego rówieśnikiem, mniej więcej – rzekł znudzonym tonem Heser. – Ale Merlina, niestety, nie znałem. Ani wtedy, gdy był Jasnym, ani gdy był Ciemnym. Co się gapicie? Tak, to możliwe. Dla Wyższych. Czasami… Nie w tym rzecz. Mam nadzieję, że nikt z was nie planuje zmiany koloru?
– Borysie Ignatjewiczu, niech pan nie przeciąga – poprosiłem.
– Merlin przyjaźnił się… w stopniu, w jakim to w ogóle możliwe… z Innym, którego znałem pod imieniem Rustam.
Spojrzałem na Siemiona; wzruszył ramiona. Olga też wyglądała na zaskoczoną.
– Miał wiele imion – rzekł Heser. – Kiedyś, dawno, dawno temu, był w Patrolu. Kiedyś byliśmy przyjaciółmi. Wiele razy pomagaliśmy sobie w boju… Wiele razy ratowaliśmy sobie życie. A potem staliśmy się wrogami… mimo że on był i pozostał Jasnym.
Heser zamilkł. Chyba nie lubił tego wspominać.
– Żyje nadal i mieszka gdzieś w Uzbekistanie. – Szef westchnął. – Nie wiem, gdzie dokładnie, on dorównuje mi siłą i może się zamaskować. W Patrolu nie służy od dawna, prawdopodobnie żyje jak zwykły człowiek. Będziesz musiał go znaleźć, Anton. Znaleźć i namówić, żeby nam pomógł.
– Aha – powiedziałem ironicznie. – Co to dla mnie taki Uzbekistan! Raz, dwa go przeczeszę, raz, dwa znajdę ukrywającego się, silniejszego ode mnie maga…
– Przecież nie twierdzę, że to będzie proste – przyznał Heser.
– I raz, dwa namówię go, żeby nam pomógł.
– Tu już będzie łatwiej. Rzecz w tym, że on ratował mi życie sześć razy, a ja jemu siedem. – Heser uśmiechnął się. – Ma względem mnie dług, nawet jeśli ciągle mnie nienawidzi. Gdy go znajdziesz, odpowie…
W głosie Hesera nie było pewności, i wszyscy to poczuli.
– Przecież nawet nie wiemy, czy on cokolwiek wie! – zawołałem. – I czy w ogóle żyje!
– Dziesięć lat temu żył. – Heser westchnął. – Rozpoznał go mój pomocnik, dewona, i opowiedział o nim swojemu synowi.
– Cudownie. – Skinąłem głową. – Po prostu bosko. I pewnie, zgodnie z tradycją, mam ruszyć w drogę bezbronny i sam jak palec?
– Nie. Wyruszysz w drogę w pełnym rynsztunku, z grubym plikiem pieniędzy i workiem pożytecznych artefaktów.
Kilka sekund zajęło mi zrozumienie, że szef nie żartuje.
– I nie sam – dodał Heser. – Pojedzie z tobą Aliszer. Na Wschodzie siła i pieniądze nie są tak ważne jak to, żeby poręczył za ciebie swój.
– I jeszcze Aliszer… – westchnął Ilia.
– Wybacz – powiedział Heser sucho. – Patrzmy na to w ten sposób, że mamy stan wojenny. Tym bardziej że tak właśnie jest.
Rzadko się zdarza, że wracam do domu w środku dnia. Jeśli idę na patrol, to wracam rankiem; jeśli to zwykły dzień pracy, nie docieram do domu przed dziewiętnastą. Umiejętność odgadywania, na jakiej ulicy będzie korek, nie pomaga, gdy zakorkowana jest cała Moskwa…
I, oczywiście, każda żona bez żadnej magii wie, że gdy mąż Wraca z pracy przed czasem, to nie bez powodu.
– Tatko! – oznajmiła Nadia, która czekała na mnie po drzwiami.
Gdy jest bardzo zajęta swoimi dziecięcymi sprawami, wyczuwa, że wracam, gdy się zbliżę do bloku; jeśli się nudzi, wyczuwa w chwili, gdy wychodzę z biura.
Chciałem wziąć ją na ręce, ale bardziej niż ojciec interesowały ją nadawane w telewizji kreskówki: z dużego pokoju dobiegało piskliwe: „lalalalalalala!”. No cóż, obowiązek córki został spełniony, tata przywitany, a skoro nie ma nic ciekawego w rękach i kieszeniach, to można lecieć do telewizora. Nadiuszka zręcznie wyśliznęła się z moich objęć i pobiegła do pokoju.